25.01.2014, 12:05
https://www.facebook.com/events/26402320...9/?fref=ts
O wydarzeniu słyszałam już wcześniej, dzisiaj trochę bardziej wgłębiłam się w temat i wszystko mi opadło.
Parę informacji, o których ci wielcy obrońcy zwierząt nie raczyli wspomnieć:
- pies rasy agresywnej, zaczepiał sąsiadkę, która w ramach obrony własnej trzepnęła go po głowie
- kobieta niemal straciła ramię - założono jej 20 szwów, straciła część mięśnia, chirurg stwierdził, że kończynę odratowano cudem, ofiara nadal ma trudności z prawidłowym poruszaniem ręką
- właścicielka psa okłamała policjantów, mieszała się w zeznaniach, ukrywała psa
Żal mi zwierzęcia, bo jedyną winę ponosi tutaj jego bezmyślna właścicielka. Agresywnego psa, hodowanego początkowo do polowania na niedźwiedzie, prowadziła bez kagańca, pozwalała mu beztrosko zaczepiać ludzi i wpychać nos do ich toreb, ostatecznie okazała wielkie zdziwienie, że pies w końcu kogoś ugryzł i nieomal odgryzł mu ramię.
Inicjatywę na facebooku, mającą zapobiec uśpieniu psa uważam za słuszną, zwierzę powinno być odebrane właścicielce, oddane w ręce behawiorysty, a sama właścicielka powinna dostać bezwzględny zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt domowych za swoją porażającą nieodpowiedzialność. Ale straszliwie odrzuca mnie sposób prezentowania faktów przez obrońców psa. Możemy przeczytać o samotnej matce, która to kupiła pieska dla swojego synka (co to ma wnieść do historii oprócz wzbudzenia w nas współczucia i sympatii do tej kobiety?) czy o bestialskim irlandzkim prawie, które bezczelnie nie chce wziąć pod uwagę opinii ludzi w internecie, którzy znają relację tylko jednej ze stron. Wszelkie posty o tym, że pogryziona kobieta zgłaszała już wcześniej agresywne zachowanie ze strony psa albo że stanowczo sprzeciwia się jego uśpieniu są usuwane.
Kolejny raz próbuje się sprzedać ludziom niezweryfikowaną, zmanipulowaną przez media historyjkę, a oni wszyscy łykają to jak leci. Biedny piesek, biedna właścicielka, okropna sąsiadka, która pobiła psa do nieprzytomności, a potem leciutko ją capnął w dłoń za karę. Tylko że z faktami to ma niewiele wspólnego.
Ofiara nie powinna była trącać psa, nawet jeśli była niezadowolona z jego zachowania, owszem. Ale obowiązkiem właściciela powinno być takie dopilnowanie zwierzęcia, by ten nie miał nawet okazji odpowiedzieć agresją na odsunięcie jego pyska od zakupów. Nie rozumiem, jak można trzymać w domu agresywną rasę psa i nie wyprowadzać tego psa w kagańcu, mało tego, pozwalać, by zaczepiał obcych ludzi, skakał po nich i obwąchiwał im rzeczy. A potem mieć pretensje do całego świata, że ktoś go trzepnął po głowie. No trzepnął, głupio zrobił. Ale to właściciel musi przewidzieć, że różni ludzie się zdarzają, różnie reagują na nadmierne zainteresowanie ze strony psa i nie dopuszczać do sytuacji, gdzie pies swobodnie napastuje osoby sobie tego nie życzące.
Wtorkowe wydanie The Nationalist:
Oczywiście doniesienia o przetrzymywaniu psa w złych warunkach i braku dostępu do wody również okazały się nieprawdziwe.
Prawdziwej wersji wydarzeń nie zna żaden z nas. Być może faktycznie właścicielka zachowała wszelkie środku ostrożności, a zawiniła tutaj sąsiadka. Ale jeśli istnieje tak wiele wątpliwości i nieścisłości w tej sprawie, to wydawanie kategorycznych sądów i wulgarnych opinii pod adresem ofiary i systemu sprawiedliwości jest jakimś nieśmiesznym żartem.
I na zakończenie wydarzenie przedstawiające sytuację z drugiej strony:
https://www.facebook.com/unikajmy
O wydarzeniu słyszałam już wcześniej, dzisiaj trochę bardziej wgłębiłam się w temat i wszystko mi opadło.
Parę informacji, o których ci wielcy obrońcy zwierząt nie raczyli wspomnieć:
- pies rasy agresywnej, zaczepiał sąsiadkę, która w ramach obrony własnej trzepnęła go po głowie
- kobieta niemal straciła ramię - założono jej 20 szwów, straciła część mięśnia, chirurg stwierdził, że kończynę odratowano cudem, ofiara nadal ma trudności z prawidłowym poruszaniem ręką
- właścicielka psa okłamała policjantów, mieszała się w zeznaniach, ukrywała psa
Żal mi zwierzęcia, bo jedyną winę ponosi tutaj jego bezmyślna właścicielka. Agresywnego psa, hodowanego początkowo do polowania na niedźwiedzie, prowadziła bez kagańca, pozwalała mu beztrosko zaczepiać ludzi i wpychać nos do ich toreb, ostatecznie okazała wielkie zdziwienie, że pies w końcu kogoś ugryzł i nieomal odgryzł mu ramię.
Inicjatywę na facebooku, mającą zapobiec uśpieniu psa uważam za słuszną, zwierzę powinno być odebrane właścicielce, oddane w ręce behawiorysty, a sama właścicielka powinna dostać bezwzględny zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt domowych za swoją porażającą nieodpowiedzialność. Ale straszliwie odrzuca mnie sposób prezentowania faktów przez obrońców psa. Możemy przeczytać o samotnej matce, która to kupiła pieska dla swojego synka (co to ma wnieść do historii oprócz wzbudzenia w nas współczucia i sympatii do tej kobiety?) czy o bestialskim irlandzkim prawie, które bezczelnie nie chce wziąć pod uwagę opinii ludzi w internecie, którzy znają relację tylko jednej ze stron. Wszelkie posty o tym, że pogryziona kobieta zgłaszała już wcześniej agresywne zachowanie ze strony psa albo że stanowczo sprzeciwia się jego uśpieniu są usuwane.
Kolejny raz próbuje się sprzedać ludziom niezweryfikowaną, zmanipulowaną przez media historyjkę, a oni wszyscy łykają to jak leci. Biedny piesek, biedna właścicielka, okropna sąsiadka, która pobiła psa do nieprzytomności, a potem leciutko ją capnął w dłoń za karę. Tylko że z faktami to ma niewiele wspólnego.
Ofiara nie powinna była trącać psa, nawet jeśli była niezadowolona z jego zachowania, owszem. Ale obowiązkiem właściciela powinno być takie dopilnowanie zwierzęcia, by ten nie miał nawet okazji odpowiedzieć agresją na odsunięcie jego pyska od zakupów. Nie rozumiem, jak można trzymać w domu agresywną rasę psa i nie wyprowadzać tego psa w kagańcu, mało tego, pozwalać, by zaczepiał obcych ludzi, skakał po nich i obwąchiwał im rzeczy. A potem mieć pretensje do całego świata, że ktoś go trzepnął po głowie. No trzepnął, głupio zrobił. Ale to właściciel musi przewidzieć, że różni ludzie się zdarzają, różnie reagują na nadmierne zainteresowanie ze strony psa i nie dopuszczać do sytuacji, gdzie pies swobodnie napastuje osoby sobie tego nie życzące.
Wtorkowe wydanie The Nationalist:
Cytat:Pogryziona przez Tajfuna kobieta twierdzi, że gdy 22 czerwca wracała do swojego domu spotkała sąsiadkę (panią Urszulę), z psem na smyczy. Przywitała się tylko, a gdy mijała czworonoga, ten się na nią rzucił.
„Ten pies mnie zaatakował. Skakał do mojej twarzy” – powiedziała w sądzie. „Starałam się ochronić swoją twarz ramieniem.”
Kobieta przyznała, że przez dwa lata sąsiedztwa z panią Urszulą, nigdy nie czuła się komfortowo. „Bałam się tego psa”- powiedziała.
Inspektor Walker pokazał w sądzie zdjęcia rany, zrobione po zszyciu w szpitalu w Kilkenny. Jedno z takich zdjęć ukazało się w The Nationalist.
David Burke z gardy twierdzi, że kiedy przyjechał po psa w dniu pogryzienia, właścicielka odmówiła jego oddania. Kiedy wrócił tam ponownie powiedziała, iż pies został sprzedany. Przy czym funkcjonariusz dodał, że 18 lipca widziano panią Urszulę spacerującą z psem po mieście. Ona sama twierdzi, że pies był w tym czasie wywieziony.
Oczywiście doniesienia o przetrzymywaniu psa w złych warunkach i braku dostępu do wody również okazały się nieprawdziwe.
Prawdziwej wersji wydarzeń nie zna żaden z nas. Być może faktycznie właścicielka zachowała wszelkie środku ostrożności, a zawiniła tutaj sąsiadka. Ale jeśli istnieje tak wiele wątpliwości i nieścisłości w tej sprawie, to wydawanie kategorycznych sądów i wulgarnych opinii pod adresem ofiary i systemu sprawiedliwości jest jakimś nieśmiesznym żartem.
I na zakończenie wydarzenie przedstawiające sytuację z drugiej strony:
https://www.facebook.com/unikajmy