09.07.2019, 23:47
A tymczasem w Polsce:
Jedna pięciolatka zostaje pięciolatkiem. Ale nie, ten post to nie będzie typowe konserwowe narzekanie że świat zmierza ku upadkowi, bo sprawa jest jeszcze bardziej absurdalna i porąbana niż się na pierwszy rzut oka wydaje.
Otóż organizowana jest zbiórka pieniędzy, reklamowana "pomóż Bartkowi walczyć z Zofią Klepacką" (tak, serio, żeżuncjometr wyskoczył poza skalę). Już przebili 30 000 zł z planowanych 50 000. I zbierają... tak nie do końca wiadomo na co, bo opisano to jako "pomóż rodzinie przeżyć wakacje (cynicznie tylko zapytam gdzie na te wakacje wyjadą) i zmienić przedszkole" (bo panie z obecnego miały czelność nie zmuszać osadzonych w tym ośrodku rówieśników do zmiany sposobu zwracania się do "Bartka"). Znaczy, rodzina jest niepełna, "Bartka" z siostrą wychowuje samotna matka (no kto by się spodziewał) która nie może teraz pracować, bo cały czas zajmują jej chodzenie z córką po diagnozach i wdrażanie terapii. Znaczy czej, co? Właściwie dlaczego nie może pracować? Chodzenie po lekarzach zajmuje jej ile, więcej niż (statystycznie) pół godziny dziennie? Tu nie ma jak na razie przecież mowy o żadnych operacjach czy czymkolwiek, kasa też nie jest na to zbierana, na razie to tylko jakiś proces diagnostyczny i obserwacja.
Jednym słowem: "dej, mam horom curke (znaczy synę)".
A jeszcze ciekawiej robi się, gdy sobie uświadomimy, kto zorganizował tę zbiórkę i ją nagłośnił (widziałem, że promuje ją Newsweek, przynajmniej na fejsie): otóż jest to niejaki Rafał Betlejewski, z zawodu atencyjna kur... znaczy, przepraszam, performer, odpowiedzialny już za jedną naprawdę chorą akcję (Drwalu, Twoje okolice), i kilka pomniejszych, raczej żenujących. Nie, w ogóle nie brzmi jak jakiś kolejny "eksperyment społeczny" czy zwykły skok na kasę...
Aha, psycholog do którego madka chodzi z tym biednym dzieckiem oczywiście jest na wszystkich Paradach Równości. I pisze "rodziców i rodzicek". I... cholera, zobaczcie sobie co on napisał pod właśnie przeze mnie zalinkowanym postem...
Jak napisałem, nie chodzi mi o to, że z tymi dziećmi zmieniającymi płeć to jest jak z psami i kotami wegetarianami i wiadomo od kogo wyszła inicjatywa (w końcu zadziwiająco duża liczba rodziców bywa zawiedziona tym, że mają jednak synka a nie córkę i vice versa). Chodzi mi o to, że cała ta sytuacja do kupy wzięta jest zbyt głupia żeby była prawdziwa. Ale ewidentnie prawdziwa jest.
Jedna pięciolatka zostaje pięciolatkiem. Ale nie, ten post to nie będzie typowe konserwowe narzekanie że świat zmierza ku upadkowi, bo sprawa jest jeszcze bardziej absurdalna i porąbana niż się na pierwszy rzut oka wydaje.
Otóż organizowana jest zbiórka pieniędzy, reklamowana "pomóż Bartkowi walczyć z Zofią Klepacką" (tak, serio, żeżuncjometr wyskoczył poza skalę). Już przebili 30 000 zł z planowanych 50 000. I zbierają... tak nie do końca wiadomo na co, bo opisano to jako "pomóż rodzinie przeżyć wakacje (cynicznie tylko zapytam gdzie na te wakacje wyjadą) i zmienić przedszkole" (bo panie z obecnego miały czelność nie zmuszać osadzonych w tym ośrodku rówieśników do zmiany sposobu zwracania się do "Bartka"). Znaczy, rodzina jest niepełna, "Bartka" z siostrą wychowuje samotna matka (no kto by się spodziewał) która nie może teraz pracować, bo cały czas zajmują jej chodzenie z córką po diagnozach i wdrażanie terapii. Znaczy czej, co? Właściwie dlaczego nie może pracować? Chodzenie po lekarzach zajmuje jej ile, więcej niż (statystycznie) pół godziny dziennie? Tu nie ma jak na razie przecież mowy o żadnych operacjach czy czymkolwiek, kasa też nie jest na to zbierana, na razie to tylko jakiś proces diagnostyczny i obserwacja.
Jednym słowem: "dej, mam horom curke (znaczy synę)".
A jeszcze ciekawiej robi się, gdy sobie uświadomimy, kto zorganizował tę zbiórkę i ją nagłośnił (widziałem, że promuje ją Newsweek, przynajmniej na fejsie): otóż jest to niejaki Rafał Betlejewski, z zawodu atencyjna kur... znaczy, przepraszam, performer, odpowiedzialny już za jedną naprawdę chorą akcję (Drwalu, Twoje okolice), i kilka pomniejszych, raczej żenujących. Nie, w ogóle nie brzmi jak jakiś kolejny "eksperyment społeczny" czy zwykły skok na kasę...
Aha, psycholog do którego madka chodzi z tym biednym dzieckiem oczywiście jest na wszystkich Paradach Równości. I pisze "rodziców i rodzicek". I... cholera, zobaczcie sobie co on napisał pod właśnie przeze mnie zalinkowanym postem...
Jak napisałem, nie chodzi mi o to, że z tymi dziećmi zmieniającymi płeć to jest jak z psami i kotami wegetarianami i wiadomo od kogo wyszła inicjatywa (w końcu zadziwiająco duża liczba rodziców bywa zawiedziona tym, że mają jednak synka a nie córkę i vice versa). Chodzi mi o to, że cała ta sytuacja do kupy wzięta jest zbyt głupia żeby była prawdziwa. Ale ewidentnie prawdziwa jest.