(19.11.2023, 14:45)Nonkonformista napisał(a): [ -> ]Hmm, gdyby się z tym zgodzić, to należałoby zauważyć, że wszelkie komponowanie muzyki klasycznej /nie atonalnej - dodekafonii, ale do tego przejdę za chwilę/, pozbawione jest sensu.
Nom. Dla mnie to jest tak, że jak np. słuchałeś i znasz Wagnera, to już nic w muzyce filmowej cię nie zaskoczy. Cała muzyka na jedno, wagnerowskie, kopyto.
(19.11.2023, 14:45)Nonkonformista napisał(a): [ -> ]Pewnie, że wykorzystano każdą kombinację dźwięków.
(19.11.2023, 14:45)Nonkonformista napisał(a): [ -> ]Ale z tego ograniczonego materiału rodzi się nieskończoność
Zdecyduj się. Albo jedno albo drugie. Żeby mieć nieskończoność musisz mieć nieskończoną kombinację dźwięków.
(19.11.2023, 14:45)Nonkonformista napisał(a): [ -> ]Jeśli się weźmie tysiąc jakichś dzieł muzyki klasycznej to każde jest przecież inne, choć zbudowane na jakiejś tam podstawie gamy
Każda piosenka disco polo jest jakaś inna, a jednak mam wrażenie, że 95% utworów DP jest praktycznie tym samym.
(19.11.2023, 14:45)Nonkonformista napisał(a): [ -> ]Kiedyś słuchałem jakiś fragment takiej muzyki - na dłuższą metę nie do zniesienia i wytrzymania dla mnie.
No i prawidłowo.
(19.11.2023, 14:45)Nonkonformista napisał(a): [ -> ]Nie jestem muzykiem z wykształcenia więc tego nie wiem, ale zaryzykuję twierdzenie, że muzyka atonalna lub dodekafonia nie cieszy się jakimś szczególnym zainteresowanie melomanów ani kompozytorów współczesnych. Mam rację?
Wydaje mi się że masz, ale nie znam żadnych melomanów i kompozytorów. No chyba, że mój ojciec, ale on słucha czegoś co dla mnie jest jakimś chaosem, kakofonią. Ale co najśmieszniejsze wiem, że w tym jego jazzie cała ta kakofonia jest grana w sposób uporządkowany i wszystko jest dokładnie wyliczone. Nie wiem co najbliżej temu odpowiada - chyba jakiś kod/program komputerowy - zwykły cżłowiek będzie widział jakiś chaotyczny ciąg zer, jedyne czy tam jakichś znaczków, a informatyk będzie w tym widział jakiś konkretny uporządkowany program.
(19.11.2023, 21:30)kmat napisał(a): [ -> ]Ja bym jednak pewne obiektywne kryterium wskazał - prawo Poe'go. Dziadostwa nie da się sparodiować, bo parodia (jeśli jakoś się nie zaznaczy, że to parodia) zostanie po prostu uznana za być może nawet dobry kawałek w danym stylu czy wręcz zostać hitem gatunku. I chyba tylko w DP coś takiego się przydarzało.
Ale masz jakąś obiektywną definicję dziadostwa?
U mnie w branży, w remontach, jest teraz moda na niby złote krany itp. elementy dekoracyjne gdy tymczasem dla mnie każda taka "wyzłocona" łazienka kojarzy się cygańskim/ruskim kiczem. A dla wielu ludzi nie jest to dziadostwo tylko imponujący przepych. A jeśli chodzi o płytki, to 90% łazienek jest robiona z chińskich lub hinduskich gresowych imitacji marmuru. Albo kolor betonu. Już rzygam tym marmurem i betonem.
(19.11.2023, 23:16)lumberjack napisał(a): [ -> ]Ale masz jakąś obiektywną definicję dziadostwa?
U mnie w branży, w remontach, jest teraz moda na niby złote krany itp. elementy dekoracyjne gdy tymczasem dla mnie każda taka "wyzłocona" łazienka kojarzy się cygańskim/ruskim kiczem. A dla wielu ludzi nie jest to dziadostwo tylko imponujący przepych. A jeśli chodzi o płytki, to 90% łazienek jest robiona z chińskich lub hinduskich gresowych imitacji marmuru. Albo kolor betonu. Już rzygam tym marmurem i betonem.
No i to jest dziadostwo. A teraz dla odprężenia posłuchajmy muzyki.
Czysta żywa parodia. A jakim hitem gatunku została.
Tworzyć "sobie a muzom", czy dla odbiorców? Jeżeli dla odbiorców, to zawsze jacyś się znajdą, nawet przemocą albo przypadkiem, ewentualnie skończy się interwencją służb mundurowych. Jeżeli istnieje pojęcie partii kanapowej, to jak daleko poza jedną sztukę kanapy ma sięgać pozytywny obiór dzieła muzycznego, aby jego twórcę uznać za artystę, nie mówiąc już o określeniu go "artystą wybitnym"? Czy wystarczą dwie kanapy, może trzydzieści, a może rzędy, czy nawet złożone z rzędów sektory?
Może z artystami jest jak z piłką nożną, czy kaszana, czy mistrzostwo, to i tak tłumy tym sportem żyją i śledzą w jakiejś dziwacznej nadziei, że "może w końcu zaczną dobrze grać". A może nawet w muzyce jest to kwestia nadziei nawet w znaczeniu "śpiewaj i graj dalej, może się w końcu nauczysz!"
Muzyka, tak jak sport, wykształciła dyscypliny zwane gatunkami, a artyści wykształcili swoich kibiców zwanych już różnie. I tu wraca "sobie a muzom", bo mając kibiców, fanów, widzów, słuchaczy, klientów na płyty i tantiemy, to tworzyć tylko dla muz już nie bardzo pasuje, więc powstaje dylemat, dawać wspomnianym cokolwiek, bo chcą czegokolwiek, czy dawać to co się chce wyrazić w przypływie inwencji twórczej lub wewnętrznej potrzeby, wszak oni wcale nie chcą tylko czegokolwiek. Ale inwencja twórcza ma granice, a tam gdzie się kończy, tam zaczyna się produkcja "sztuk dzieł", a nie "dzieł sztuki". Zawsze mnie zastanawiało, czy artyści wydający jakieś płyty z muzyką mają czasem narzucone, albo sami sobie narzucają, zadanie zapełnienia wydawnictwa dla samego jego zapełnienia, bo co jeżeli inwencja twórcza nie chce pójść dalej niż kilkanaście minut nagrania? Cóż to by było za marnotrawstwo pojemności nośnika i mocy przerobowych wytwórni. No, ewentualnie zostają jeszcze covery...
Pewnie dałoby się znaleźć dzieła filmowe uznawane przez koneserów za wybitne, które przeciętnego widza tak degustują po kilku scenach, że większość odpuszcza sobie dalsze męczarnie, ale wśród tych zdegustowanych znajdą się tacy, którzy podejmą trud wytrwania do końca, ale tylko dlatego, że ktoś im powiedział, że to jest wybitne. Tylko co by było, gdyby wspomniana garstka koneserów uznająca wybitność dzieła, czystym przypadkiem tego dzieła nie zobaczyła, więc nikt z widzów podczas próby oglądania o ewentualne jego wybitności nie miałby pojęcia? Wygląda to jak baśniowe "nowe szaty króla", czyli "jeżeli nie dostrzegasz, że to wybitne, albo że to chłam, to jesteś idiotą".
Po powyższym wywodzie dochodzę do wniosku, że uczestnicy wszelkich dyskusji o tym, czy coś jest arcydziełem, kiczem, czy chałturą, zanim zaczną stawiać innym dyskutantom zarzut "braku zrozumienia dzieła", powinni przeczytać baśnie Andersena, a zacząć od tej wyżej wspomnianej.
(14.03.2021, 16:17)freeman napisał(a): [ -> ] (13.03.2021, 01:08)Teista napisał(a): [ -> ] (11.03.2021, 23:28)freeman napisał(a): [ -> ]lumberjack
Cytat:Tylko nie opera
Nie odbierz tego jako aktu sadyzmu z mojej strony
ale wybrałem dla Ciebie super kawałek, oczywiście z opery:
https://youtu.be/-ipb9xbXSAY
Rzeczywiście, jesteś sadysta. To co zapodałeś to Metalica z pierwszej płyty w czystej postaci. Lumber lubi rap i hiphop. By poprawić nastrój załączam klasyka rapu:
https://www.youtube.com/watch?v=v5Ye_1qyRP8
.....
I kto tu jest sadystą? Wolałem podesłać męski wokal, gdyż uznałem, że będzie lepiej przyswajalny.
Wyobrażasz sobie co by było, gdyby luba lumberjacka zaczęła nadawać jak tamta małolata? Musiałby jej chyba założyć tłumik 
Racja. Gdyby luba Lumberjacka zaczęła tak "nadawać", powodowana zemstą, to, to było by bardzo, ale to bardzo, bardzo źle:
Śmierć i zwątpienie palą się wokół mnie...
Piekielna zemsta gotuje się w moim sercu
jeśli nie zadasz śmiertelnego bólu - nie będziesz już moją córką.....
Ale co by nie powiedzieć - utwór piękny i doskonały, ja pitolę, Mozart uber alles.
Dodaję wykonanie profesjonalne. Mozart rozwala system. Ma tę przypadłość umysłową, która dopada nielicznych. Te wszystkie kompozycje miał w głowie i te kompozycje rozsadzały mu baszkę. Kilka z nich udało mu się jakoś zapisać na papierze i teraz możemy tego słuchać lub czytać, jeśli kto potafi - zazdroszczę z całego serca. Mozart uber alles.
https://www.youtube.com/watch?v=YuBeBjqKSGQ
Przepraszam, że wstawiam post po poście, nie mogłem się powstrzymać.
Wczoraj miałem refleksyjny wieczór, sporo czasu i święty spokój.
Wszedłem w YOUTUBE i zacząłem grzebać w muzyce z mojej młodości. Trafiłem na jeden utwór i postanowiłem podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Jest to utwór kompletny. Wielu artystów, kompozytorów marzy by choć raz w życiu, nawet przez przypadek skonstruować coś, co będzie uznane za arcydzieło. Utwór, który wam teraz przedstawiam, pierwszy raz przesłuchałem w 1984 roku i teraz w 2024 wywołał taką reakcję, że z pełną siłą wracają wspomnienia tamtych (wspaniałych) czasów. Wtedy, przy pierwszym odsłuchaniu uznałem go za kompletny i doskonały-arcydzieło. Teraz twierdzę, po latach, że nic się nie zmieniło. Przetrwał próbę czasu.
Ten utwór prezentuje nową, nowoczesną wersję jazzu. Autor stosując wyłącznie gitarę basową (cztery struny), przystawkę Boss Rps-10 Famous Pitch Shifter Digital Delay i wielościeżkowy magnetofon na taśmę magnetyczną tworzy kompletną przestrzeń dźwiękową. Wszystkie dźwięki, wszystkie które usłyszycie w tym utworze pochodzą tylko z gitary basowej.
OK., ktoś powie, że na wielościeżkowym magnetofonie można zrobić wszystko – to Ja powiem, że Mike Oldfield nagrywając „Dzwony rurowe” na 16-o ścieżkowym magnetofonie zmarnował jedną taśmę, bo tak wiele nakładek zastosował. Techniczne zagadnienia realizacji nagrania Dzwonów Rurowych to odrębne i bardzo interesujące zagadnienie 1).
W końcu udało się i stworzył arcydzieło i wydał na winylu. Niestety, to (arcy)dzieło Oldield'a nie przetrwało próby czasu – to moja opinia.
Jak przystało na prawdziwe arcydzieło - musi pojawić się jakiś błąd, choć jeden. W minucie 4, 16 sekund artysta przedstawia popis swoich możliwości technicznych i wypada z rytmu - za ostro „pojechał”. To moje zdanie, a może właśnie taki był zamiar – tego nie wiem. Ta „wpadka” niczego nie przesądza. Utwór jest kompletny, genialny i bardzo przyjemnie się tego słucha. Autor nie był pierwszym, co zastosował echo, ale pięknie to wykorzystał, co wcześniej zrobił z gitarą (6-o strunową)
Pat Metheny, a w "Diffrent Trains" 3) mocno przesadził i .... chwała mu za to. Szczególnie 27-a minuta - zachęcam do odsłuchania - naprawdę warto.
A ten, o kim teraz piszę, zapisał ten utwór w 1984 w komunistycznej Polsce. Gitara, jeden procesor, kilka nakładek i mamy – arcydzieło. Proszę, posłuchajcie 2)
2
1)
https://www.youtube.com/watch?v=bv_4sZCLlr0
2)
https://www.youtube.com/watch?v=NhB89K_b...92&index=4
3)
https://www.youtube.com/watch?v=7xXFn6kcBs0
(20.11.2023, 01:35)kmat napisał(a): [ -> ] (19.11.2023, 23:16)lumberjack napisał(a): [ -> ]Ale masz jakąś obiektywną definicję dziadostwa?
U mnie w branży, w remontach, jest teraz moda na niby złote krany itp. elementy dekoracyjne gdy tymczasem dla mnie każda taka "wyzłocona" łazienka kojarzy się cygańskim/ruskim kiczem. A dla wielu ludzi nie jest to dziadostwo tylko imponujący przepych. A jeśli chodzi o płytki, to 90% łazienek jest robiona z chińskich lub hinduskich gresowych imitacji marmuru. Albo kolor betonu. Już rzygam tym marmurem i betonem.
No i to jest dziadostwo. A teraz dla odprężenia posłuchajmy muzyki.
Czysta żywa parodia. A jakim hitem gatunku została.
To też jest arcydzieło - muzyka, tekst, teledysk.....
W ubiegłym roku ze znajomymi bawiliśmy się na Spotify w układanie topu wszechczasów (każdy układał swój). Moja pierwsza trójka:
"Starless" King Crimson, "Inca Roads" Frank Zappa, "A Day In The Live" The Beatles. Utwory rozbudowane, niewątpliwe można je zaliczyć do ambitnych, ale tak samo chętnie słucham "And I Love Her" Beatlesów, a nawet niektórych piosenek Joe Dassina. Generalnie muzykę dzielę na taką, którą wyłączę, gdy leci w radiu, nie wyłączę, poszukam na Spotify (kiedyś bym napiał, że sobie nagram albo kupię płytę). Takie mam trzy kategorie. Muzykę cięższą od Black Sabath raczej wyłączę (dla metalowców BS to pewnie pop), co nie znaczy, że uważam ją za złą muzykę. To po prostu nie moje klimaty, podobnie jak disco polo.
Jaką muzykę powinni tworzyć artyści? Jaką chcą. Chociaż czasami jest dla mnie zagadką, o co artyście chodziło, np. temu, który nagrał utwory King Crimson w wersji totalnie popowej albo temu, który Zappę przerobił na country.