2021 rok, a definiowanie metalu nadal sprowadza się do odgłosu wiertarek...
Mój tatko mawiał, że słucham sieczkarni

I to nie był Behemoth czy Vader, a wczesna Metallica czy judaszowy Painkiller.
Jeżeli chodzi o disco-polo, pozwolę sobie wyrazić swoją, czysto subiektywną opinię. Jako, że coś tam sam w życiu z nutek skleciłem (sieczkarnia, a jakże), to i na samą muzykę staram się patrzeć nieco głębiej. DP to prosty rytm, proste melodie, podstawowe akordy - wiele światowych hitów pod tym względem jakoś znacznie od tego nie odbiega. Problemem DP nie jest więc konstrukcja, a elewacja.
Po pierwsze - wokale. Przepraszam za wyrażenie, ale w żadnym gatunku muzycznym nie słyszałem bardziej pizdowatych śpiewaków. Istnym crème de la crème jest tu coś, co wydobywa ze swych strun głosowych pan Martyniuk.
Po drugie - barwa melodii. Proszę posłuchać kawałków znanych DJ-ów, jak Armin, Tiesto, Avicii, Daviv Guetta czy Alan Walker - dźwięku syntezatorów, głębi, przestrzeni, pogłosu, a następnie zestawić to disco-polowym pitu-pitu. Często i tu, i tu będzie oklepane "C-D-A-G", lecz jakże inny odbiór!
Po trzecie - warstwa liryczna. Niestety, jak polski język brzmi ładnie i dostojnie w pieśniach patriotycznych czy poezji śpiewanej, tak w przaśnych tekstach prymitywizm owych tekstów tylko się potęguje. Co gorsze - to samo tyczy się innych gatunków muzyki, także metalu. Kiedyś natknąłem się na ciekawe wideo - ktoś zaśpiewał kawałki disco-polo po angielsku. Wrażenie było iście piorunujące. Z drugiej strony anglojęzyczne piosenki, jak ktoś tak nam nimi przysiądzie na chłodno, często traktują o takich bzdetach, że aż człowieka dziwi, że do tego tupie nóżką. Ot, magia angielskiego (podobnie działa francuski w nastrojowych, romantycznych piosenkach czy niemiecki w industrialnym metalu).
A więc mamy przaśne i nieskomplikowane pitu-pitu, gdzie za "bylejakość" odpowiada głównie wokal (stąd piosenki DP śpiewane przez kobiety są - w mojej opinii - nieco bardziej strawne, ale to jak porównanie bólu brzucha ze zgagą i bez zgagi). Do tego myślę, że trzeba dodać kontekst pozamuzyczny - disco-polo stało się za obecnej władzy muzyką niemal narodową, co z jednej strony rozochociło ich twórców (a zmarginalizowało "nadętych artystów dla elyt i wykształciuchów"), z drugiej zaś pogłębiło i tak spolaryzowane społeczeństwo. Ot, wstający z kolan elektorat dostał adekwatny do tego procesu akompaniament.
No i na koniec: "
nikt nie lubi DP a na weselach nagle wszyscy znają wszystkie piosenki i se tańcują do nich" - najbardziej oklepane i krzywdzące hasło. Ja np. na wesela w ogóle nie chodzę, a jak przyjdzie mi w końcu się na nie wybrać, to prędzej skonam niż do tego zatańczę. Możesz się nawet Lumber przyczaić z kamerką, bo akurat w tej kwestii nie rzucam słów na wiatr 