19.06.2012, 12:20
Pozwoliłem sobie napisać niniejszy post, ponieważ w dyskusjach o ateizmie semiotycznym pojawia się dużo zarzutów z powodu niezrozumienia istoty tego poglądu. Przed nami więc mini-FAQ dot. powyższego. Poproszę modów o przyklejenie
Czym jest ateizm semiotyczny?
Ateizm semiotyczny to pogląd, że słowo „Bóg” definiowane przez odniesienie do transcendentności jest słowem bezsensownym. Jeśli tak, to zdania „Bóg istnieje”, „Bóg nie istnieje”, „Nie wiadomo czy Bóg istnieje”, „Mam gdzieś czy Bóg istnieje” nie posiadają wartości logicznej (nie są prawdziwe ani fałszywe).
Na jakiej podstawie ateizm semiotyczny wysuwa swoje twierdzenia?
Ateizm semiotyczny opiera się na tzw. Wymogu Hume’a: „Słowo ma charakter poznawczy wtedy i tylko wtedy, gdy odnosi się pośrednio lub bezpośrednio do doświadczenia”.
Zanalizujmy trzy najpopularniejsze argumenty przeciw Wymogowi.
Argument z dwóch pni poznania, zawiera się w następującym twierdzeniu: do zdań prawdziwych dochodzimy w dwojaki sposób: a priori lub a posteriori. Zdanie „wszyscy kawalerowie są nieżonaci” jest w oczywisty sposób prawdziwe, choć przecież nie podobna poznać wszystkich kawalerów świata, by przekonać się czy faktycznie tak jest. W tym przypadku samo pojęcie kawalera gwarantuje nam poprawność przedstawionego zdania. „Kawaler” to „nieżonaty mężczyzna”, a zatem po podstawieniu do powyższego zdania wyszłoby nam, że „wszyscy nieżonaci mężczyźni są nieżonaci”. A zatem wszelkie zdania logiki, a także – co za tym idzie – matematyki, sensowne choć nie odnoszące się do doświadczenia, obalałyby Hume’owski wymóg. Czy faktycznie tak jest? Zależy to od przyjętych poglądów, nazwijmy to, metamatematycznych. Szkoła platońska i jej zwolennicy są zdania, że istnieje jakaś ponadnaturalna władza umysłu generująca matematyczne prawdy, które w ostatecznym rozrachunku prowadzą do odsłonięcia świata idealnego. Ten pogląd jednak nie jest jedyny. Niektórzy, w tym szkoła konwencjonalistyczno-formalistyczna, uważają że logika i matematyka nie jest poznaniem rzeczywistości, a jedynie zbiorem tautologii lub zespołem instrukcji przekształceń – „[wiedzę o tym – przyp. Ł.R] jaką formę mogą przybierać znaki pochodne, kiedy mamy już pewne znaki pierwotne” . Dostępne są więc formuły pierwotne (aksjomaty i formuły już udowodnione), formuły pochodne i formuły przekształceniowe. W tym przypadku zatem nie ma mowy, o jakimkolwiek sprzeniewierzeniu się wymogowi Hume’a, nie kontestują go zarówno matematyka i logika, jak i wszelkie gry takie jak szachy.
Argument z doświadczenia religijnego. Owo doświadczenie to „przeniknięta miłością , lecz niejasna świadomość przedmiotu, który jawi się nieodparcie temu, kto je przeżywa, jako coś, co przekracza jaźń (…, coś czego nie sposób zobrazować, ani oddać pojęciowo” . Doświadczenie religijne ma przekonać o istnieniu Boga. Na pierwszy plan wychodzi zatem funkcja komunikacyjna przekazu. Kiedy mówię, że widzę przelatujący samolot, określam tym zdaniem pewną pulę wzrokowych doświadczeń. Komunikuję ją drugiej osobie, która jeśli jest w tym samym czasie ze mną, może unieść głowę i zobaczyć, pomijając drobne różnice w naszych aparatach wzroku, mniej więcej to samo co ja. Jeśli zaś opowiadam o tym z przeszłości, mój interlokutor może wywołać w sobie własne przeżycia dotyczące kontaktu z samolotem.
Skoro doświadczenie religijne ma być podstawą komunikacji, to musi nieść zrozumiałe treści. W tym przypadku, zwolennik argumentu o doświadczeniu religijnym twierdzi, że treści z tego doświadczenia religijnego przyporządkowują pewne cechy pojęciu „Bóg”. Musimy się zatem zastanowić, które z doświadczeń nazywamy religijnymi. Wszak doświadczenia otaczają nas nieustannie, należy wyodrębnić te religijne, od niereligijnych aby móc tylko na nich się skupić. Trudno jednak to zrobić, skoro nie wiemy, „którego przedmiotu świadomością jest świadomość dostarczona przez doświadczenie religijne” a musimy to wiedzieć, aby dojść do wniosku „które doświadczenie jest tym doświadczeniem” . Oczywiście można powiedzieć, że doświadczenie religijne, to to właśnie, które prowadzi nas do uznania istnienia Boga. To jednak, w oczywisty sposób, ma znamiona błędnego koła w dowodzeniu, ponieważ sensowność Boga mieliśmy przecież doświadczeniem religijnym dopiero wykazać.
Na podobnej zasadzie nietrafiona jest, w przypadku mówienia o Bogu, metoda analogii. Według jej zwolenników, polega ona na przyporządkowaniu pewnych treści dostępnych zmysłowo, pojęciu Boga. Na zasadzie: „Bóg jest jak…” lub „Bóg posiada cechę…”. Jednak i ta metoda jest nietrafiona. Ogólny wzór analogii jest następujący „X ma taką cechę C jak Y”. Aby analogia mogła być spełniona, wszystkie jej części muszą być sensowne. W przypadku Boga jednak nie mamy członu X. Aby analogia była zatem, w tym przypadku, prawomocna, musielibyśmy uprzednio wiedzieć kim jest Bóg, a tego chcemy dowieść właśnie metodą analogii. Pojawia się więc kolejny circulus vitiosus, ponieważ logicznie analogia nie może wyprzedzić samej siebie.
Jak AS odnosi się do nie-transcendentnych definicji Boga?
Jeżeli definiuje się Boga jako obiekt, który posiada przymioty znane z doświadczenia i bytuje w świecie (tak jak robili to np. starożytni Grecy), słowo to jak najbardziej ma sens. Twierdzenie „na Olimpie mieszkają Bogowie” można sfalsyfikować bądź zweryfikować, wdrapując się na Olimp. Jeśli okaże się, że jest tam pusto, to znaczy że zdanie było fałszywe.
Na tej samej zasadzie sens mają takie słowa jak „krasnoludek” czy „różowy jednorożec”. Jeżeli definiujemy tego drugiego, jako różowego konia z jednym rogiem, wszystkie słowa znamy doświadczenia. Gdybyśmy więc taki obiekt spotkali, wiedzielibyśmy jak go nazwać. Wiedzielibyśmy także czego szukać, jeśli przypadkiem wyruszylibyśmy na poszukiwanie różowych jednorożców.
Czym jest ateizm semiotyczny?
Ateizm semiotyczny to pogląd, że słowo „Bóg” definiowane przez odniesienie do transcendentności jest słowem bezsensownym. Jeśli tak, to zdania „Bóg istnieje”, „Bóg nie istnieje”, „Nie wiadomo czy Bóg istnieje”, „Mam gdzieś czy Bóg istnieje” nie posiadają wartości logicznej (nie są prawdziwe ani fałszywe).
Na jakiej podstawie ateizm semiotyczny wysuwa swoje twierdzenia?
Ateizm semiotyczny opiera się na tzw. Wymogu Hume’a: „Słowo ma charakter poznawczy wtedy i tylko wtedy, gdy odnosi się pośrednio lub bezpośrednio do doświadczenia”.
Zanalizujmy trzy najpopularniejsze argumenty przeciw Wymogowi.
Argument z dwóch pni poznania, zawiera się w następującym twierdzeniu: do zdań prawdziwych dochodzimy w dwojaki sposób: a priori lub a posteriori. Zdanie „wszyscy kawalerowie są nieżonaci” jest w oczywisty sposób prawdziwe, choć przecież nie podobna poznać wszystkich kawalerów świata, by przekonać się czy faktycznie tak jest. W tym przypadku samo pojęcie kawalera gwarantuje nam poprawność przedstawionego zdania. „Kawaler” to „nieżonaty mężczyzna”, a zatem po podstawieniu do powyższego zdania wyszłoby nam, że „wszyscy nieżonaci mężczyźni są nieżonaci”. A zatem wszelkie zdania logiki, a także – co za tym idzie – matematyki, sensowne choć nie odnoszące się do doświadczenia, obalałyby Hume’owski wymóg. Czy faktycznie tak jest? Zależy to od przyjętych poglądów, nazwijmy to, metamatematycznych. Szkoła platońska i jej zwolennicy są zdania, że istnieje jakaś ponadnaturalna władza umysłu generująca matematyczne prawdy, które w ostatecznym rozrachunku prowadzą do odsłonięcia świata idealnego. Ten pogląd jednak nie jest jedyny. Niektórzy, w tym szkoła konwencjonalistyczno-formalistyczna, uważają że logika i matematyka nie jest poznaniem rzeczywistości, a jedynie zbiorem tautologii lub zespołem instrukcji przekształceń – „[wiedzę o tym – przyp. Ł.R] jaką formę mogą przybierać znaki pochodne, kiedy mamy już pewne znaki pierwotne” . Dostępne są więc formuły pierwotne (aksjomaty i formuły już udowodnione), formuły pochodne i formuły przekształceniowe. W tym przypadku zatem nie ma mowy, o jakimkolwiek sprzeniewierzeniu się wymogowi Hume’a, nie kontestują go zarówno matematyka i logika, jak i wszelkie gry takie jak szachy.
Argument z doświadczenia religijnego. Owo doświadczenie to „przeniknięta miłością , lecz niejasna świadomość przedmiotu, który jawi się nieodparcie temu, kto je przeżywa, jako coś, co przekracza jaźń (…, coś czego nie sposób zobrazować, ani oddać pojęciowo” . Doświadczenie religijne ma przekonać o istnieniu Boga. Na pierwszy plan wychodzi zatem funkcja komunikacyjna przekazu. Kiedy mówię, że widzę przelatujący samolot, określam tym zdaniem pewną pulę wzrokowych doświadczeń. Komunikuję ją drugiej osobie, która jeśli jest w tym samym czasie ze mną, może unieść głowę i zobaczyć, pomijając drobne różnice w naszych aparatach wzroku, mniej więcej to samo co ja. Jeśli zaś opowiadam o tym z przeszłości, mój interlokutor może wywołać w sobie własne przeżycia dotyczące kontaktu z samolotem.
Skoro doświadczenie religijne ma być podstawą komunikacji, to musi nieść zrozumiałe treści. W tym przypadku, zwolennik argumentu o doświadczeniu religijnym twierdzi, że treści z tego doświadczenia religijnego przyporządkowują pewne cechy pojęciu „Bóg”. Musimy się zatem zastanowić, które z doświadczeń nazywamy religijnymi. Wszak doświadczenia otaczają nas nieustannie, należy wyodrębnić te religijne, od niereligijnych aby móc tylko na nich się skupić. Trudno jednak to zrobić, skoro nie wiemy, „którego przedmiotu świadomością jest świadomość dostarczona przez doświadczenie religijne” a musimy to wiedzieć, aby dojść do wniosku „które doświadczenie jest tym doświadczeniem” . Oczywiście można powiedzieć, że doświadczenie religijne, to to właśnie, które prowadzi nas do uznania istnienia Boga. To jednak, w oczywisty sposób, ma znamiona błędnego koła w dowodzeniu, ponieważ sensowność Boga mieliśmy przecież doświadczeniem religijnym dopiero wykazać.
Na podobnej zasadzie nietrafiona jest, w przypadku mówienia o Bogu, metoda analogii. Według jej zwolenników, polega ona na przyporządkowaniu pewnych treści dostępnych zmysłowo, pojęciu Boga. Na zasadzie: „Bóg jest jak…” lub „Bóg posiada cechę…”. Jednak i ta metoda jest nietrafiona. Ogólny wzór analogii jest następujący „X ma taką cechę C jak Y”. Aby analogia mogła być spełniona, wszystkie jej części muszą być sensowne. W przypadku Boga jednak nie mamy członu X. Aby analogia była zatem, w tym przypadku, prawomocna, musielibyśmy uprzednio wiedzieć kim jest Bóg, a tego chcemy dowieść właśnie metodą analogii. Pojawia się więc kolejny circulus vitiosus, ponieważ logicznie analogia nie może wyprzedzić samej siebie.
Jak AS odnosi się do nie-transcendentnych definicji Boga?
Jeżeli definiuje się Boga jako obiekt, który posiada przymioty znane z doświadczenia i bytuje w świecie (tak jak robili to np. starożytni Grecy), słowo to jak najbardziej ma sens. Twierdzenie „na Olimpie mieszkają Bogowie” można sfalsyfikować bądź zweryfikować, wdrapując się na Olimp. Jeśli okaże się, że jest tam pusto, to znaczy że zdanie było fałszywe.
Na tej samej zasadzie sens mają takie słowa jak „krasnoludek” czy „różowy jednorożec”. Jeżeli definiujemy tego drugiego, jako różowego konia z jednym rogiem, wszystkie słowa znamy doświadczenia. Gdybyśmy więc taki obiekt spotkali, wiedzielibyśmy jak go nazwać. Wiedzielibyśmy także czego szukać, jeśli przypadkiem wyruszylibyśmy na poszukiwanie różowych jednorożców.