Forum Ateista.pl
Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Wersja do druku

+- Forum Ateista.pl (https://ateista.pl)
+-- Dział: Tematy społeczne (https://ateista.pl/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Dział: Kultura i sztuka (https://ateista.pl/forumdisplay.php?fid=14)
+--- Wątek: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film (/showthread.php?tid=2890)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - pingwin - 12.12.2016

Robię hobbystycznie taki filmik na konkurs w kategorii - jednominutowe selfie z drona, co myślicie ?
https://www.youtube.com/watch?v=BgxPfVjDewQ
i tutaj to samo z celownikiem, mam wątpliwości czy w pierwszym kadrze widz skupi uwagę na ludziku, czy celownik jest zbędny?
https://www.youtube.com/watch?v=0UnZLVCV9ic


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Dwa Litry Wody - 12.12.2016

Pingwin
Pierwsza wersja (bez celownika) jest lepsza – traktuje widza poważnie, nie podając nic na tacy.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - magicvortex - 12.12.2016

Pingwin
Ślady same w sobie są jak celownik. Moim zdaniem celownik psuje efekt.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Żarłak - 12.12.2016

Bez celownika. Skróciłbym oddalenie na końcu montażu. Jeśli to ma być selfie to brakuje bezpośredniego kontaktu z człowiekiem. Może być krótkie cięcie i pokazania zbliżenia na oczy na samym końcu. Wtedy nabierze to osobistego charakteru, będzie bardziej intrygujące i zachowa coś z selfie.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - białogłowa - 12.12.2016

Mnie się podoba z celownikiem, tylko zrezygnowałabym z tego zielonego koloru i linie namierzające mogłyby być subtelniejsze.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Żarłak - 12.12.2016

Jeśli miałby być celownik to wolałbym wyrazisty kolor, ale wtedy dobrze byłoby żeby ten motyw przewijał się przez wszystkie sceny. A tutaj poza celownikiem nie ma co tam włożyć, chyba że dołożyć jakieś informacje, które pasowałyby do człowieka uzupełniając to selfie. Na przykład ilość przebytych kilometrów itp. czy czego innego co miałoby to dotyczyć. I wtedy co ujęcie to inne dane dać. Ale tak jak napisałem wcześniej, wolałbym wersję subtelną, w której byłaby dodana scena z ujęciem na postać.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Dwa Litry Wody - 12.12.2016

Można jeszcze wywalić celownik, ale zostawić obydwie osie, które po tym jak ich punkt przecięcia spocznie na ludziku przez chwilę (1-2 sekundy) mrugałyby wskazując go widzów, by potem już na dobre zniknąć. Skoro w filmie mamy motyw podróży i eksploracji, to motyw osi współrzędnych (np. wzbogaconych przez dodanie dynamicznie zmieniających się współrzędnych) określania położenia, czy nawet geolokalizacji byłby jak najbardziej na miejscu. Bądźmy jednak szczerzy - z celownikiem, czy bez, filmik robi naprawdę dobre wrażenie.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - lumberjack - 12.12.2016

Nom, fajnie zrobiony. Kojarzy mi się z jakimś tajemniczym trailerem do mrocznego filmu.

Obejrzałem Wyjazd integracyjny, ale tylko pierwsze piętnaście minut. Masakra jakaś. Myślałem, że jeśli gra tylu niby fajnych aktorów to i sam film będzie przynajmniej znośny. Ale ni chuja. Ten film to chyba jeden z najgorszych wyrzygów polskiej kinematografii jaki przyszło mi w życiu widzieć. Fuj.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - pingwin - 12.12.2016

dzięki za opinie, chyba więc wyrzucę ten celownik aby nie wstawiać na siłę reszty "wyświetlaczy" co by do niego pasowała
Żarłak napisał(a): Jeśli to ma być selfie to brakuje bezpośredniego kontaktu z człowiekiem
też myślałem o tym, w regulaminie nie jest to sprecyzowane, a że drony służą raczej do filmowania z wysoka to selfie sprowadza się raczej do uchwycenia postaci a niżeli twarzy (choć mogę się mylić) Miałem to gdzieś na uwadze i zostawiłem odbicie twarzy w lustrze wody - 21s - ale widać nie rzuca się w oczy bo krótko i nie najlepszej jakości ... W zeszłym roku wygrał film gdzie selfie choć w masce to z bardzo bliska, ale w konkursie były i takie, które nie koncentrowały się jakoś na twarzy


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Żarłak - 12.12.2016

Jeśli możesz dograć scenę to możesz zrobić dwa ujęcia. Jak postać patrzy w górę na drona, który ją filmuje. i szybkie cięcie na zbliżenie twarzy. Wszystko zależy od zamierzonego efektu. Ja zrobiłbym takie ujęcie, bo brakuje mi tego, ale jak masz inną wizję to przecież też będzie ok.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - NotInPortland - 12.12.2016

Ja wolę wersję pierwszą.
No i nasuwa się pytanie... na jakiej planecie to było kręcone?
I w jakim roku? 2082?


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - zefciu - 13.12.2016

"U niej w domu" - zakręcona historia o zacieraniu się granic między fikcją a rzeczywistością.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - pingwin - 15.12.2016

Zostawiłem jednak ten celownik, wprowadzając (wg Waszych sugestii) trochę bajerów, które jego obecność uzasadniają. Wprowadziłem tym samym pewien motyw, który wydaje mi się jednoznacznie nakierowuje interpretację widza na temat - co się tam właściwie dzieje. Co myślicie, nie za dużo tego? Jest to czytelne?
https://www.youtube.com/watch?v=V9yWUDh1GVI&feature=youtu.be


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Żarłak - 16.12.2016

Chyba nie wiem jaki jest temat. Chodzi o śledzenie?


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - pingwin - 18.12.2016

Żarłak napisał(a): Chyba nie wiem jaki jest temat. Chodzi o śledzenie?

widać nie jest najlepiej Uśmiech  miała to być obserwacja, wykrycie intruza, szybka diagnoza na temat czy jest zagrożeniem i powrót na pozycję obserwacji po stwierdzeniu że jest OK, te dziwne znaczki to jakiś tam język obserwatora (konkretnie jest to czcionka z Predatora i zmieniające się hasła mają konkretne znaczenie - ale to już jako ciekawostka). Czy taka interpretacja nasunęła się Wam? Z góry dzięki za opinie.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Battlecruiser - 04.01.2017

W kolejnej części Igrzysk Śmierci Katniss Everdeen otrzymuje zadanie zdobycia planów nowej stacji bojowej zdolnej znisz.... A nie wróć.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - Battlecruiser - 06.01.2017

W kolejnej części Igrzysk Śmierci Katniss Everdeen otrzymuje zadanie zdobycia planów nowej stacji bojowej zdolnej znisz.... A nie wróć:

Gwiezdne Wojny (zwane dalej Nową Nadzieją) były przełomowym filmem w historii kina z uwagi na efekty specjalne raz ale i samą historię dwa. Przetworzenie tradycyjnych toposów kulturowych, dodanie różnych motywów itp stworzyło fabułę, którą naród chciał oglądać. Potem podobny zabieg udał się w Matrixie. Film miał plusy i rozliczne minusy traktujemy wciąż jako ciekawostki. Np. funkcjonariusze Imperium puszczający wolno szalupę ratunkową z robotami urągają elementarnej inteligencji widza. Atak na Gwiazdę Śmierci wszedł do kanonu kina, mimo że nie ma żadnej przyczyny dla lotu w tym całym tunelu. Miałem nadzieję, że w następnych filmach będzie lepiej. Nie jest:

"Nowa Nadzieja", rok 1977, sekwencja początkowa: jeden statek kosmiczny ucieka przed drugim. Poruszają się, z niewielką względną prędkością, ale zawsze. Prostoliniowo, bez uników, bez manewrów. Niemniej jednak. "Łotr 1", rok 2016: nie poruszają się w ogóle. Flota wynurza się z czasoprzestrzeni i potem już nie przesuwa się. Chyba nawet nie strzela. Rola gwiezdnych okrętów ogranicza się do posiadania osłon, które są niszczone. I gapią się jeden na drugiego. Walczą myśliwce, poruszające się stadami. Skuteczny zasięg broni pokładowej mają mniejszy niż drugowojenne samoloty bojowe.

W Nowej Nadziei było jeszcze jakieś wyczucie odległości. Sokół Millenium miał lecieć na Alderaan jakiś czas, miał jakieś koje itp. Tutaj przemierzają galaktykę jakimiś promami, nie jedząc, nie śpiąc, ubikacji też nie ma. Ile czasu można tak lecieć? Czy w ogóle są tam miejsca odległe oraz bliższe?

Jakiś teoretyczny model działania tej całej hiperprzestrzeni powinien być a nie ma. Podobnie nie są w stanie rozpisać dynamicznie walk w przestrzeni kosmicznej. Jeśli umieścimy obok siebie wrogie eskadry w odległości ok. 20 km. to przy prędkości 50 km/h albo się miną, albo zaczną oddalać, słowem muszą manewrować. Nie umieją tego rozpisać. Cofnijmy się do czasów Pierwszej Wojny Światowej, kiedy to dochodziło do starć wrogich eskadr krążowników liniowych admirałów Beatty i Hippera. Poszukajcie sobie mapek i popatrzcie, jak dynamiczne były to starcia przy prędkościach okrętów rzędu 40 kilometrów na godzinę. A tu co? Mówiąc szczerze nie da się tego oglądać. Teoretycznie odległość skutecznego strzału z lasera to minimum 50 000 (słownie: pięćdziesiąt tysięcy) kilometrów. Nie trzeba tu brać żadnych poprawek i z prowadzeniem ognia poradziłby sobie dowolny telefon komórkowy. Ale niech będzie, że 10 000 kilometrów.

Na powierzchni nie jest lepiej. Skuteczność futurystycznego uzbrojenia jest niższa niż przestarzałego już kałacha. Walki toczą się na odległość rzutu z procy. Szturmowcy, których reputacja została nadwątlona w poprzednich częściach okazują się nieudacznikami rozwalanymi przez jakąś zbieraninę. Machiny bojowe Imperium, wcześniej (czyli później - w Imperium Kontratakuje) bardzo trudne do zniszczenia tu rozsypują się jakby były zrobione z tyktury.

Są to przypadłości większości filmów. Zdegenerowana batalistyka wypluwa z siebie jeden schemat bitwy: najpierw atakujemy i wygrywamy, wróg pada jak muchy. Od jednego strzału. Potem pojawia się więcej wrogów, którzy już nie padają i wygrywają. Teraz oni jednym strzałem. Potem staje się cud i wygrywamy. Wszystko bez żadnej taktyki, myśli, sensu, manewru. Nudne to jest. Mamy tu niewątpliwą winę scenarzystów, pakujących te same schematy gdzie się da.

Nowa Nadzieja była przełomowym filmem w historii kina z uwagi na efekty specjalne raz ale i samą historię dwa. Przetworzenie tradycyjnych toposów kulturowych, dodanie różnych motywów itp stworzyło fabułę, którą naród chciał oglądać. Potem podobny zabieg udał się w Matrixie. Film miał plusy i rozliczne minusy traktujemy wciąż jako ciekawostki. Np. funkcjonariusze Imperium puszczający wolno szalupę ratunkową z robotami urągają elementarnej inteligencji widza. Atak na Gwiazdę Śmierci wszedł do kanonu kina, mimo że nie ma żadnej przyczyny dla lotu w tym całym tunelu. W "Łotrze" nie ma żadnych toposów i innych takich, tylko ordynarne mówiąc oględnie zapożyczenia: "Igrzyska Śmierci" się sprzedają to wyślemy je w kosmos. "Gra o tron" się sprzedaje to wybijemy wszystkich jak tam. I tak to leci. Centrum nadawcze anteny znajduje się na czubku a nie w jakiejś sali na dole, gdzie są do tego warunki. Trzeba ją ręcznie ustawiać, nie ustawi się sama. Takich kwiatków jest mnóstwo:

Dyrektor Krennic, który nie ma stopnia czyli jest cywilem leci osobiście po naukowca Galena Erso. Technologia, którą dysponuje Imperium jest w tym momencie tak uboga, że nie może wysłać jakiegoś drona na zwiady, nie wiem - może robota jakiegoś czy coś. Erso ma dość czasu na uskutecznienie ucieczki zony i dziecka, ale dla siebie planu nie przewidział. Imperialiści dodatkowo po wylądowaniu lezą na piechotę i dają czas poszukiwanemu. Nie mają noktowizorów, podczerwieni, nic. Mają za to efektowne srebrne zbroje. Technika cofnęła się od czasów Mrocznego Widma, gdzie Darth Maul miał drona. No nieważne - chwile potem żona owego Galena okazuje się niezrównoważona i blasterkiem atakuje szturmowców. O szturmowcach będzie więcej nieco później, a teraz kobitka ginie. Dziecko się ukrywa, imperialni nie mają noktowizji itp detektorów i odlatują. Nie mają kamerki, którą by mogli zostawić, aby monitorować okolicę. Zabierają naukowca i odlatują. Sensu nie ma w tym za grosz.

Plany Gwiazdy Śmierci są w jakiejś bazie, oczywiście w wieży a nie w bunkrze czy jakiejś jamie. Jedyny egzemplarz to dysk. Jak ten dysk się uszkodzi to koniec - Gwiazda Śmierci się psuje, Imperium upada bo nie może jej naprawić bez planów. Są one jednak niepotrzebne, bo budowniczy bez planów ją budują, gdyż ich nie mają. Jedyny egzemplarz jest w bibliotece w bazie w wieży. Antena wygląda trochę jak Oko Saurona. Siedziba Vadera czerpie z Barad Dur. Planów nie mają też inżynierowie, którzy ją projektowali i powinni nadzorować budowę. Okazuje się, że tego kolosa zaprojektowało ośmiu ludzi. Pojawiają się oni w filmie w absurdalnej sytuacji, kiedy lokalny czarny charakter Krennic załatwia różne porachunki na platformie startowej, nie zejdzie do jakiejś sali konferencyjnej czy gdzieś. Wszystko po ty, żeby można było go trzymać na muszce.

Jakby Imperium miało Ajfona to by mogło trzymać plany w tzw chmurze i cały atak na nic. Ale na szczęście nie miało. Nie miało też monitoringu czy tam czujników ruchu w tej swojej bazie. Zastępuje tak wyrafinowaną technikę elementem ludzkim, który jest tępy i nie jest w stanie rozpoznać przebierańców.

W filmie tym mamy też bohaterów:

Jyn Erso (Felicity Jones), jest postacią wykreowaną na wzór Rey z "Przebudzenia Mocy". Mogła by być jej matką. Wizualnie ukształtowana jest na wzór Katniss Everdeen z Igrzysk Śmierci i zachowuje się podobnie. Jest w stanie ogłuszyć szturmowca pałą, chociaż ten jest w zbroi. Niezwykła umiejętność. Cała ta scena zamachu w mieście wzbudziła moje zażenowanie. Partneruje jej Cassian Andor (Diego Luna). Nie odróżniam go od Poe Damerona z "Przebudzenia Mocy" więc nic o nim nie napiszę. Szufladka kapitan wywiadu. Są też inne postacie. Wspomnę tu Chirruta Îmwe (Donnie Yen). Donnie Yen zagrał rolę życia w trylogii Ip Mana, imidż spokojnego człowieka z zakłopotanym uśmiechem pasuje mu idealnie, tu znacznie ograniczyli ten motyw. Postać Chirruta ma wbrew pozorom jakieś uzasadnienie, jest on strażnikiem świątyni Jedi więc kontakt z mocą ma. Ale jako takiego Jedi powinni go wyszkolić, a z jakiejś przyczyny nie chcieli. Vader i Palpatine powinni wiedzieć o jego istnieniu i unieszkodliwić. Z jakiś przyczyn umknął ich uwadze. Nadawałby się na mentora uczącego mocy ale... Właśnie.

Scenarzyści nie potrafili napisać dialogów. A to zawodowcy są. Wiedzą, jak fachowo spaprać dialogi. Mogli zrobić wyprawę niemów. W "Walce o Ogień" nie ma żadnych dialogów i film daje radę. Tutaj kazali powtarzać Chirrutowi jedna formułkę non stop. Moc była z nim jak szedł przesunąć wajchę. Jak wracał to przestała być i zginął. Walka na ziemi to jeden wielki popis indolencji scenarzystów. Niezwykle ważne usiłowania przeciągania kabli i przestawiania przełączników są nieprzekonujące.

Za ten bałagan odpowiada reżyser Gareth Edwards. "Godzilla" mu wyszła bo mieściła się w klimacie godzillowym, trochę takiego kina klasy B. "Łotr 1" mu nie wyszedł gdyż za dużo nonsensu wylewa się z ekranu. Bohaterowie są papierowi. I nie ma Godzilli. Spin off mu nie wyszedł. Film miał być właśnie takim spin offem, czyli opowieścią poboczną, dziejącą się w danym uniwersum, ale obok głównej. A tu mamy dokładny środek linii fabularnej, czyli opowieść w prostej linii poprzedzającą "Nową Nadzieję". Leia teraz ucieka w podobnie idiotyczny sposób, jak roboty tam. Jej statek powinien dostać kilka szybkich strzałów z laserów i skończyć podobnie jak reszta floty rebelianckiej.

Scenarzystom nie udało się nawet zachować zgodności z napisami początkowymi "Nowej Nadziei". Jest tam informacja, że Rebelia wygrała pierwszy raz, w "Łotrze 1" poniosła jednak klęskę. Większość floty została zniszczona, okręt flagowy został zdobyty. Tam "Gwiazda Śmierci" dopiero uzyskała pełną sprawność i była zaskoczeniem. Tu - już lata i strzela i Rebelia o niej wie. Tam - statek Lei przechwytywał transmisję z planami, tu - wnoszą je na dyskietce. Mamy wierzyć, że Imperium nie znalazło na zdobytym statku żadnych informacji o bazie na Yavinie 4? Nie wzięli jeńców aby ich przesłuchać?

Mimo wszystko nasz nowy film coś tam wyjaśnia, dlatego powinien nosić numer IVa, a "Nowa Nadzieja" IVb. Pojawia się Vader, choć jest fabularnie niewykorzystany. To on powinien wykończyć głównych rebeliantów, a nie jakiś zwykłych majtków na statku. Akcja tylko momentami nuży przesytem. Muzyka może być. Tzn motywy ze starych Gwiezdnych Wojen są dobre a reszta taka sobie.

Nie wspomniałem o kreacji dyrektora Orsona Krennica. Jest to pewna nowość, bo nie dość że zły to ambitny. Wyróżnia się jego gra na tle bezbarwnej reszty, chociaż scenarzyści zadbali o odpowiednią dawkę głupoty. Jeszcze robot jest K-2SO. Jak na przeprogramowanego droida imperialnego to za mądry jest. Sam zabija ze 20 szturmowców. W zasadzie tylko jego samodzielna akcja dawała cień szansy na wykradzenie planów. Jak w zasadzie ów Cassian Andor wyobrażał sobie powodzenie ucieczki z planami? Przecież w pierwotnym planie floty Rebelii miało nie być? I tym retorycznym pytaniem kończę.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - lumberjack - 25.01.2017

Księgowy - z Benem Affleckiem i kolesiem, który w Daredevilu gra Punishera. No, dawno nie widziałem tak fajnego filmu z tego gatunku. Porusza kilka ciekawych wątków - ludzi z autyzmem i zespołem Aspergera, działalności "kreatywnych" księgowych, a wszystko podlane jest sensacyjnym kinem akcji właśnie w rodzaju Punishera. Dobry, ciekawy film. Człowiek się nie nudzi gdy go ogląda.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - lumberjack - 16.03.2017

Kong: Wyspa Czaszki

Super efekty specjalne, a fabuła prosta jak cep. Warto iść na seans w celu odmóżdżającego relaksu.


RE: Kino lekkie i przyjemne, czyli mniej ambitny film - magicvortex - 23.03.2017

Planeta Singli - spodziewałem się durnej polskiej komedyjki a wyszedł nawet spoko film, jestem pozytywnie zaskoczony. No i zauważyłem nawet znajomych w końcowej scenie Język Wspomniana końcowa scena trochę przesadzona ale nie mam z tym problemu. Cały film pozostawił pozytywne wrażenie.