Jestem szczęśliwym tatusiem czwartego pokolenia niewierzących (wolę to określenie od terminu ateista, bo ono kojarzy mi się ze słowami onanista, satanista, sadysta, encyklopedysta lub jeszcze gorzej). Nie dziwota więc, że zła krew mnie zalała, gdy dowiedziałem się o pomyśle naszego kochanego Ministerstwa Edukacji Narodowej, aby od przyszłego roku szkolnego wszystkie dzieci uczęszczały na obowiązkową katechizację, najlepiej jeśli nie uda się im wywinąć, to katolicką, w wersji dla niewierzących i innowierców w celu zmylenia przeciwnika nazywaną etyką. Jest bowiem oczywiste, że nie zależnie od tego czy na planie lekcji napisane jest religia czy teoria równań różniczkowych, tak właśnie nazywa się przedmiot do którego program jest układany przez księży, a który będzie wykładany przez katechetów. Już obecnie sposób traktowania, przez szkołę, uczniów nie uczęszczających na religię, to materiał jeśli nie na nowe podforum, to co najmniej na nowy temat, ale ten pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej zasługuje na Nobla w dziedzinie gnębienia mniejszości religijnych. Wiadomość ta tak mnie nabuzowała, że aż napisałem list (email) protestacyjny do Rzecznika Praw Obywatelskich, Fundacji Helsińskiej, posła okręgu warszawskiego (gdzie mieszkam) Ryszarda Kalisza (z SLD na POPiSów w takich sprawach nie ma co liczyć, na SLD zresztą też), do wiadomości „Gazety Wyborczej”, do wiadomości „Rzeczpospolitej” (na których artykuły powoływałem się w liście) oraz do wiadomości MEN (w końcu to do nich tak naprawdę mam sprawę). Z MEN dostałem nawet potwierdzenie, że otrzymali maila.
Po trzech miesiącach milczenia, wszystkich wyżej wymienionych, w dzienniku „Metro” ukazał się artykuł, że nasze kochane Ministerstwa Edukacji Narodowej chce, aby od przyszłego roku szkolnego wszystkie dzieci uczęszczały na obowiązkową katechizację, najlepiej jeśli nie uda się im wywinąć, to katolicką, w wersji dla niewierzących i innowierców w celu zmylenia przeciwnika nazywaną etyką. Już szykowałem się na ostrą dyskusję na „Temat dnia” forum „Metra”, ale MEN mnie ubiegł. Napisali do „Metra”, że to raczej nie w tym roku bo nie ma pieniędzy, że potrzebne konsultacje, bo rodzice się burzą i jeszcze parę podobnych okrągłych zwrotów.
Mnie ten tekst MEN, to wygląda na typową zasłonę dymną, a to by oznaczało, że MEN chce chwilowo wyciszyć sprawę, po to by wprowadzić stosowne zmiany np. na tydzień, czy dwa przed początkiem nowego roku szkolnego, po to aby nie było czasu na dyskusję, aby szybko przyklepać wprowadzone zmiany i aby nawet najuczciwsi dyrektorzy szkół byli zmuszeni na stanowisko nauczyciela etyki zatrudnić katechetę.
Totalna deprecha?
„Grunt to spokój!”, jak mawiał Karlsson z dachu. O tym, że wszyscy ci posłowie, rzecznicy i fundacje mają nas gdzieś to niby wiedziałem, choć jednak co innego wiedzieć, a co innego wiedzieć na pewno. Ale cóż, jeżeli Państwo będzie nastawać na pranie mózgu moim dzieciom, to będzie miało wojnę.
Po trzech miesiącach milczenia, wszystkich wyżej wymienionych, w dzienniku „Metro” ukazał się artykuł, że nasze kochane Ministerstwa Edukacji Narodowej chce, aby od przyszłego roku szkolnego wszystkie dzieci uczęszczały na obowiązkową katechizację, najlepiej jeśli nie uda się im wywinąć, to katolicką, w wersji dla niewierzących i innowierców w celu zmylenia przeciwnika nazywaną etyką. Już szykowałem się na ostrą dyskusję na „Temat dnia” forum „Metra”, ale MEN mnie ubiegł. Napisali do „Metra”, że to raczej nie w tym roku bo nie ma pieniędzy, że potrzebne konsultacje, bo rodzice się burzą i jeszcze parę podobnych okrągłych zwrotów.
Mnie ten tekst MEN, to wygląda na typową zasłonę dymną, a to by oznaczało, że MEN chce chwilowo wyciszyć sprawę, po to by wprowadzić stosowne zmiany np. na tydzień, czy dwa przed początkiem nowego roku szkolnego, po to aby nie było czasu na dyskusję, aby szybko przyklepać wprowadzone zmiany i aby nawet najuczciwsi dyrektorzy szkół byli zmuszeni na stanowisko nauczyciela etyki zatrudnić katechetę.
Totalna deprecha?
„Grunt to spokój!”, jak mawiał Karlsson z dachu. O tym, że wszyscy ci posłowie, rzecznicy i fundacje mają nas gdzieś to niby wiedziałem, choć jednak co innego wiedzieć, a co innego wiedzieć na pewno. Ale cóż, jeżeli Państwo będzie nastawać na pranie mózgu moim dzieciom, to będzie miało wojnę.
I tak przez jakiś czas analizowałem możliwe postępowanie w sytuacji, której powstanie jest wysoce prawdopodobne. Rozważyłem różne schematy, od emigracji poprzez obywatelskie nieposłuszeństwo, aż do terroryzmu. W końcu po jakimś tygodniu doznałem olśnienia. Skoro Państwo chce wysłać dzieci niewierzących obywateli na religię, to w myśl zasady mistrza Jigoro Kano - „Jak Cię ciągną to Ty pchaj, jak Cię pchają to Ty ciągnij!”, trzeba je na nią wysłać. Oczywiście nie wydałbym żadnego dziecka, ani cudzego, ani tym bardziej swojego na pastwę byle katechetki, nauczającej programu ułożonego przez byle księdza, to musi być specjalna „katecheza” dla dzieci osób niewierzących, ułożona przez niewierzących „duchownych” i wykładana przez niewierzących „katechetów”. Na takiej religii dzieci powinny dostać wskazówki jak znaleźć odpowiedzi do wielu pytań nurtujących młodych, a zapewne również i wielu starych niewierzących np:
- Jak powstał świat?
- Skąd wieli się ludzie?
- Dlaczego niektórzy ludzie wierzą w Świętego Mikołaja, Pana Boga, krasnoludki i aniołki?
- Po co wierzący co niedziela męczą się w kościele, zamiast się porządnie wyspać, albo pojechać na wycieczkę do lasu?
- Czy można obrazić uczucia religijne osoby niewierzącej?
- Jakie są granice tolerancji dla głupot, które wygadują wierzący na temat niewierzących?
- Jak bronić się przed indoktrynacją i praniem mózgu?
- Jak bronić się przed prześladowaniami i szykanami na tle religijnym?
- Jak wynieść życie swoje i swoich bliskich z pogromu?
- Czy możemy to na wszelki przypadek przećwiczyć?
Żeby tą kuszącą wizję urzeczywistnić choćby w części potrzebujemy religii dla niewierzących w szkołach wszelkich szczebli. Programy religii dla osób wierzących różnych wyznań układają związki wyznaniowe, one też określają, którzy ludzie mogą być ich katechetami i uczyć ich religii. Stąd jasno widać, że niewierzący jak kania dżdżu potrzebują swojego związku wyznaniowego.
Jeżeli zgadzacie się z moją ideą, to nie zwlekajcie i przekonujcie do niej innych niewierzących, opiszcie ją na innych forach i zastanówcie się jak możecie pomóc w jej urzeczywistnieniu.
A będzie potrzeba Nam:
- Armii prawników – aby związek zarejestrować i aby w przyszłości egzekwować od Państwa prawa Nasze i Naszych dzieci. Jeżeli znacie niewierzących prawników, zwłaszcza takich, których dzieci kuzyni lub wnuki nie uczęszczają na religię poproście ich o pomoc,
- Duchownych – najbliżej tej funkcji u ateistów są mistrzowie ceremonii pogrzebowych. Jeżeli znacie niewierzących, którzy się tym zajmują. Ściągnijcie ich do Nas. Być może w przyszłości będą mogli także udzielać ślubów („konkordatowych” tak jak księża). Być może jako duchowni będą płacili niższe składki ZUS. Być może jako „licencjonowani mistrzowie ceremonii” Związku Wyznaniowego Niewierzących wykoszą konkurencję.
- Jak najwięcej innych niewierzących – choćby do pomocy przy układaniu podstawy programowej religii dla niewierzących w szczególności pedagogów, instruktorów harcerskich, fizyków, filozofów, biologów, lekarzy, a gdyby chwycił pomysł z obozami, być może także kierowców, pielęgniarek, kucharzy – przydadzą się nam nawet niewierzący kieszonkowcy, włamywacze i informatycy.
W kupie raźniej!
Pozdrawiam JG


Luuz, Bloo.
![[Obrazek: 11444661477.jpg]](http://img3.imageshack.us/img3/7567/11444661477.jpg)