Liczba postów: 408
Liczba wątków: 20
Dołączył: 03.2005
Reputacja:
25
bert04 napisał(a):
Cytat:Są zespoły/soliści jednego przeboju, są i tacy, co mają na koncie po kilka, kilkanaście znakomitych płyt, ale z tego nie wynika, że ci, co mają na koncie jeden przebój zawdzięczają go ingerencji Ducha Świętego. Każdy może mieć lepszy dzień, może mu się zdarzyć zbieg okoliczności, który sprawi, że akurat tego dnia uda mu się stworzyć coś ponad jego zwykłe możliwości. Fortuna skoczył raz na miarę olimpijskiego medalu - Duch Święty dmuchał mu w plecy?
A jak dobry wykonawca nagra słabą płytę to znaczy, że do wcześniejszych natchnął go Duch Święty?
Oczywiście!
Według niektórych Beatlesi skończyli się wraz z "Sierżantem Pieprzem", a według innych zaczęli. No i bądź tu mądry, w którym okresie tworzyli natchnieni, a w którym samodzielnie (albo opętani przez demony).
bert04 napisał(a): A na poważnie, chrześcijanie będą określać Ducha jako źródło (religijnego) natchnienia, dla artystów to będą muzy, nie trzeba być znowu tak chrystocentryczny.
Nie dla wszystkich artystów. Dla ateisty Zappy pewnie było to połączenie talentu, pracy i okoliczności przyrody.
bert04 napisał(a):
Cytat:Dlaczego to akurat Afroamerykanie wymyślili bluesa? Bo odpowiedni ludzie (z określoną muzykalnością i tradycją muzyczną, wrażliwością) znaleźli się w odpowiednim miejscu i czasie (okres niewolnictwa na południu Stanów). Podobnie jak monoteizm judaizmu, tak i blues powstał tylko w jednym miejscu. To jest odpowiedź na twoje dalsze wpisy na ten temat. Nic więcej nie wymyślę.
Ciekawe skojarzenie. Blues powstał w tyglu, w którym spotkały się wpływy afrykańskie, europejskie, muzyka karaibska i nawet żydowska. Takim rodzajem tygla była też Palestyna okło przełomu er, gdzie spotkały się wpływy judaistyczne, hellenistyczne, rzymskie, egipskie i pewnie inne bliskowschodnie. Tak więc łatwiej mi jest wytłumaczyć powstanie chrześcijaństwa na tej bazie, niż, no właśnie. Powstanie judaizmu parę wieków wcześniej jest i nadal pozostaje dla mnie fascynującą zagadką.
No to ja ci ją rozwiążę z pomocą Niesiołowskiego-Spano:
"Wspólnota polityczno-religijna uformowana w Jerozolimie po powrocie z niewoli babilońskiej promowała nowe treści religijne. Przemyślana i "przetrawiona" przez doświadczenie niewoli teologia doprowadziła do radykalnych zmian w wizji boga oraz rozumieniu relacji miedzy bóstwem i człowiekiem. Choć nie można wykluczyć , że niektóre treści podejmowane przez autorów w epoce powygnaniowej sięgają swymi korzeniami epoki monarchii, należy jednak przyjąć, że w większości są one wynikiem teologicznej "rewolucji", która nastąpiła podczas wygnania. To w niewoli doszło do stworzenia monoteizmu i powstania wizji transcendentnego boga..."
Jeśli tyglem tłumaczysz powstanie bluesa i chrześcijaństwa, to możesz tak zrobić i z monoteizmem judaizmu: najpierw wpływy egipskie, potem babilońskie. Judaizm nie powstał na wyspie zasiedlonej tylko przez Izraelitów.
bert04 napisał(a):
Cytat:Chyba nawet skreślenie zera nie pomoże i to nie tylko na brak archeologicznych śladów po exodusie. Co do 10 przykazań to Niesiołowski przedstawia argumentację przeciwko biblijnej wersji wczesnego ich powstania ale nie pamiętam dokładnie, więc nie przytoczę.
No ale przepraszam, akurat źródła dekalogu dopatruje się w egipskich Księgach Umarłych. ... to jakiś XVI wiek pne.
Britannica:
"Rok napisania Dziesięciu Przykazań jest nieznany. Naukowcy zaproponowali szeroki zakres dat na podstawie różnych interpretacji pochodzenia przykazań, od XVI do XIII wieku p.n.e. do po 750 roku p.n.e. Interpretacje te obejmują traktowanie przykazań jako nakazów danych Mojżeszowi, jako tekstu prorockiego lub jako podsumowania tradycji prawnej i kapłańskiej.
bert04 napisał(a):
Cytat:Człowiek jako marionetka sił nadprzyrodzonych. Jak coś złego to natchnął zły demon, a jak dobrego to Duch Święty.
Jest jeszcze kwestia naruszenia wolności woli tego, kogo Duch Święty natchnie. Niby ta kwestia (wolnej woli) taka ważna, a tu się robi wyjątek. Na pytanie dlaczego Bóg pozwala na czynienie zła apologeci odpowiadają, że szanuje ludzką wolność, nie narusza jej. Okazuje się jednak, że robi wyjątki. Szkoda, że nie natchnął twórców Holocaustu, żeby z tego pomysłu zrezygnowali.
Mylilsz natchnienie z opętaniem chyba. Natchnienie to li tylko okazja, podpowiedź, inspiracja. Złe natchnienie to, niech będzie, kuszenie. Pod wpływem natchnienia, dobrego czy złego, można stworzyć modlitwę lud sprośną piosenkę, można pomóc bliźniemu albo, ten, zerwać jabłko mimo zakazu.
Nie mylę. Zakres i siła wpływu natchnienia przez Ducha Świętego nie ma tu znaczenia, nawet najmniejszy wpływ wiąże się z ograniczeniem wolności woli, narzuceniem jej czegoś.
bert04 napisał(a): Wiem, porównanie nieco kuleje, ale IMHO pokazuje różnicę między przymusem a wyborem pod wpływem. Ewa nie musiała zrywać jabłka, wąż jej nie groził ani nie nakazywał. Ale pobudził wyobraźnię, co się może stać po zjedzeniu. To tak trochę właśnie taka "inspiracja do złego".
O wyborze czy inspiracji można by mówić, gdyby Duch Święty - jak wąż w Edenie - jawnie i wprost coś zaproponował, a przecież w przypadku Biblii nie tak podobno było. Druga sprawa, weź pod uwagę, że wierzący w natchnienie uważają, że Bóg natchnął biblijnych autorów do napisania konkretnego tekstu, żeby w nim przekazać myśli, które będą widziane i rozumiane dopiero przez następne pokolenia.
bert04 napisał(a): Dziś AI rozwiązuje zadania, które powstały do odróżnienia maszyny od człowieka. Jutro teodycea będzie dotyczyła nie Boga, a człowieka.
Dotyczy od dawna. Przecież płodzimy naszych potomków. Cóż za nieodpowiedzialność!
bert04 napisał(a):
Cytat:Skoro jak bumerang Jezus wrócił to taka uwaga: czy rzeczywiście można powiedzieć, że ofiarą było życie Jezusa skoro umarł tylko na trzy dni?
Jeżeli wiesz, że paznokieć ci odrośnie, czy to oznacza, że wyrwanie paznokcia nie ma znaczenia?
Ma znaczenie tylko wtedy, jeśli będzie niezbędny zanim odrośnie.
Chodzi o to, że gdy mówimy o ofierze z życia, to mamy na myśli śmierć na amen, a nie na trzy dni. Dlatego skojarzenie jest takie, że ofiara Jezusa była najwyższą ofiarą bo z życia. Ale to nie była śmierć na amen, tylko na trzy dni; ofiarą był trzydniowy sen. Gdybyś miał pewność, że paznokieć odrośnie ci za trzy dni, a jego utrata przyniesie korzyści, to jedyną ceną, jaką byś zapłacił za jego utratę byłby ból przy jego wyrywaniu. Ale byłby pomniejszony (oczywiście tylko częściowo, małe znieczulonko) przez myśl, że twoje cierpienie ma głęboki sens.
bert04 napisał(a):
Cytat:Przecież to było tak, jakby zasnął na trzy dni, a potem się obudził. Czyli jednak cierpienie było tym, co odkupiło nasze grzechy. Widocznie było więcej warte niż cierpienia milionów ludzi skoro Bóg nie zaliczył ich jako odkupienie ich grzechów.
Ten tak lubiany i cytowany przez ciebie Paweł inaczej to widzi, dla niego to bezgrzeszność Jezusa jest decydującym faktem. 2 Kor 5:18nn
Jak widzi to cytowałem obszernie już wcześniej ale przypomnę:
Z Rz 3, 23—27: "...aby przez wylanie krwi swojej stał się ubłaganiem za grzechy"
Z Ef 5, 2: "wydał samego siebie za nas na dar i na ofiarę Bogu ku wdzięcznej wonności“.
Z Rz 5, 8—10: "... Chrystus umarł za nas ... jesteśmy usprawiedliwieni przez Krew Syna Jego ... zostaliśmy pojednani z Bogiem przez
śmierć Syna Jego ...“
bert04 napisał(a):
Cytat:Mój siedmioletni wnuk nie chce do nieba bo tak siedzieć wieczność na chmurkach to musi być nudno, on wolałby żyć na jakiejś planecie. Na katechetkę nakrzyczał, że nie powinna uczyć religii bo uczy o piekle a przecież piekła nie ma, piekłem się tylko straszy niegrzeczne dzieci. Nie wiem skąd to wziął, ja na pewno go piekłem nie straszyłem.
Na ulicy! Kiedyś tam się dzieci dowiadywały, skąd się biorą dzieci. Dziś się o, tfu, ateizmie uczą.
Nie tylko podwórko walczy o jego duszę. Mniej więcej rok temu powiedział: "Tyle mi ciocia o tym Jezusie gadała, że niewiele brakowało i bym uwierzył."
bert04 napisał(a): Jeżeli alternatywą jest piekło, niejeden by nieistnienie wybrał. To, obok apokatastazy, jedna z alternatywnych teorii, piekło nie jest wieczne, ale dusze tam wrzucone są przeznaczane na unicestwienie. Zdaje się, że ta teoria miała jakąś nazwę nawet (jakaś herezja chrześcijańska ją głosiła), i są na nią jakieś uzasadnienia biblijne (cytaty o spaleniu jak w ogniu itp.), ale teraz sobie szczegółów nie przypomnę.
Wieczny ogień symbolizuje wieczną, nieodwołalną śmierć. W ST fragmenty o tym mówiące łatwiej tak zinterpretować niż w NT chociaż i w NT przy odrobinie dobrej woli da się to zrobić. Z fragmentami w NT jest ten problem, że były pisane w innym czasie i miejscu. Judaizm był już pod wpływem hellenizmu, wcześniej perskim, i ich autorzy mogli odejść od starszego poglądu i starym określeniom nadać nowy sens.
bert04 napisał(a):
anbo napisał(a): Jeszcze słowo o wyjątkowości monoteizmu Izraelitów. Czyż nie był czymś wyjątkowym ateizm niektórych myślicieli w starożytności (np. Diagoras z Melos)? Jego też Bóg natchnął?
Ateizm w Europie był owszem, wyjątkowy.
I wystarczy. Jeżeli wbrew okolicznościom ktoś mógł wykoncypować ateizm, to dlaczego nie monoteizm?
Liczba postów: 7,127
Liczba wątków: 97
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
916 Płeć: nie wybrano
anbo napisał(a):
bert04 napisał(a): (...) Tak więc łatwiej mi jest wytłumaczyć powstanie chrześcijaństwa na tej bazie, niż, no właśnie. Powstanie judaizmu parę wieków wcześniej jest i nadal pozostaje dla mnie fascynującą zagadką.
No to ja ci ją rozwiążę z pomocą Niesiołowskiego-Spano:
"Wspólnota polityczno-religijna uformowana w Jerozolimie po powrocie z niewoli babilońskiej promowała nowe treści religijne. Przemyślana i "przetrawiona" przez doświadczenie niewoli teologia doprowadziła do radykalnych zmian w wizji boga oraz rozumieniu relacji miedzy bóstwem i człowiekiem. Choć nie można wykluczyć , że niektóre treści podejmowane przez autorów w epoce powygnaniowej sięgają swymi korzeniami epoki monarchii, należy jednak przyjąć, że w większości są one wynikiem teologicznej "rewolucji", która nastąpiła podczas wygnania. To w niewoli doszło do stworzenia monoteizmu i powstania wizji transcendentnego boga..."
Jeśli tyglem tłumaczysz powstanie bluesa i chrześcijaństwa, to możesz tak zrobić i z monoteizmem judaizmu: najpierw wpływy egipskie, potem babilońskie. Judaizm nie powstał na wyspie zasiedlonej tylko przez Izraelitów.
Sorry, ale powyższe to żadne wytłumaczenie. To opis. Powstało, więc widocznie warunki były jednorazowe, więc widocznie była "rewolucja". Po powrocie wszystko się ukształtowało, ale rewolucja była, widocznie, w czasie niewoli.
Ale ja nie pytam siebie o to, co jest widoczne. Koń, jaki jest, każdy widzi. Ja pytam siebie, dlaczego. I żadne wpływy, niewole i inne bzdety tego nie wyjaśniają. Jeżeli nie istniał już jakiś rdzeń monoteizmu przed niewolą, nie miał prawa zaistnieć w niewoli. Albo mógł równie dobrze uformować się w (domniemanej) niewoli egipskiej. Tam przynajmniej byłby wzór Atonizmu. Ale Babilon? To prawie tak, jakby Polska pod zaborem rosyjskim przeszła na język francuski. No bo czemu nie?
Cytat:Britannica:
"Rok napisania Dziesięciu Przykazań jest nieznany. Naukowcy zaproponowali szeroki zakres dat na podstawie różnych interpretacji pochodzenia przykazań, od XVI do XIII wieku p.n.e. do po 750 roku p.n.e. Interpretacje te obejmują traktowanie przykazań jako nakazów danych Mojżeszowi, jako tekstu prorockiego lub jako podsumowania tradycji prawnej i kapłańskiej.
Nawet najpóźniejsza data jest przed niewolą babilońską, którą możemy dosyć dokładnie datować na 597 pne. Wczesne daty to zaś próby historycznego umiejscowienia Exodusu, zakładając oczywiście, że miał miejsce, do jakiegoś konkretnego faraona, czy to Ahmozesa I, czy Ramzesa II
Cytat:Nie mylę. Zakres i siła wpływu natchnienia przez Ducha Świętego nie ma tu znaczenia, nawet najmniejszy wpływ wiąże się z ograniczeniem wolności woli, narzuceniem jej czegoś.
Skłaniam się ku tezie, że to bzdura. "Nawet najmniejszy wpływ" to jakiś ślepy determinizm. Jeżeli w twojej wykładni Bóg i tak odpowiada bezpośrednio za każde poruszenie każdego atomu a człowiek i tak jest marionetką poruszaną przez te wpływy, to wolna wola i tak nie istnieje. Jeżeli zaś człowiek ma wolną wolę reagować na wpływy wiatru, temperatury czy inne fizyczne, ma też wolną wolę reagować na natchnienia, pokusy, fantazje ogólnie mówiąc.
Cytat:O wyborze czy inspiracji można by mówić, gdyby Duch Święty - jak wąż w Edenie - jawnie i wprost coś zaproponował, a przecież w przypadku Biblii nie tak podobno było. Druga sprawa, weź pod uwagę, że wierzący w natchnienie uważają, że Bóg natchnął biblijnych autorów do napisania konkretnego tekstu, żeby w nim przekazać myśli, które będą widziane i rozumiane dopiero przez następne pokolenia.
Biblia wspomina o jednym gostku, który próbował się od natchnienia wymigać. Wtedy Bóg, owszem, ingerował dosyć radykalnie. Trzy dni wewnąrz Behemota z pewnością nie są przyjemnością. Niemniej widać w tym, że samo odrzucenie natchnienia jest technicznie możliwe.
Cytat:Dotyczy od dawna. Przecież płodzimy naszych potomków. Cóż za nieodpowiedzialność!
W kwestii płodzonych potomków społeczeństwa wytworzyły serię praw rozróżniających je od stanu posiadania. Choć należy wspomnieć, że surowe prawo biblijne dawało tu szerokie kompetencje karne z tym związane, hasło "knąbrny syn".
Cytat:Ma znaczenie tylko wtedy, jeśli będzie niezbędny zanim odrośnie.
Chodzi o to, że gdy mówimy o ofierze z życia, to mamy na myśli śmierć na amen, a nie na trzy dni. Dlatego skojarzenie jest takie, że ofiara Jezusa była najwyższą ofiarą bo z życia. Ale to nie była śmierć na amen, tylko na trzy dni; ofiarą był trzydniowy sen. Gdybyś miał pewność, że paznokieć odrośnie ci za trzy dni, a jego utrata przyniesie korzyści, to jedyną ceną, jaką byś zapłacił za jego utratę byłby ból przy jego wyrywaniu. Ale byłby pomniejszony (oczywiście tylko częściowo, małe znieczulonko) przez myśl, że twoje cierpienie ma głęboki sens.
Jeżeli, jeżeli. Jeżeli istnieje zmartwychwstanie jako opcja, to żadna śmierć nie jest "na amen". Różnice mogą być co najwyżej co do jakości tego życia po śmierci. Będą to li tylko dusze pętające się w Szeolu, jedne cierpiące, drugie na Łonie Abrahama? Będą to wskrzeszeńcy a la Łazarz, z odroczoną śmiercią na czas jakiś? A może jednak jak Jezus, z ciałem "przebóstwionym"? Jezus jest tutaj prekursorem. A śmierć elementem koniecznym, bez tego zmartwychwstania nie będzie, logiczne.
Poza tym, jeżeli wierzyć fragmentom NT, wcale nie był to żaden "trzydniowy sen". Pomijając już, ile tych dni było. Jezus zstąpił do piekieł, gdzie głosił ewangelię zmarłym. Jezus zaprowadził Sprawiedliwego Łotra, którego tradycja nazwała św. Dyzmą, do raju, Być może Jezus spoczywał przez Paschę, czyli sobotę, jak nakazał ojciec, ale zaraz z rana "dnia trzeciego" przed świtem już powstał z martwych.
Cytat:Jak widzi to cytowałem obszernie już wcześniej ale przypomnę:
Z Rz 3, 23—27: "...aby przez wylanie krwi swojej stał się ubłaganiem za grzechy"
Z Ef 5, 2: "wydał samego siebie za nas na dar i na ofiarę Bogu ku wdzięcznej wonności“.
Z Rz 5, 8—10: "... Chrystus umarł za nas ... jesteśmy usprawiedliwieni przez Krew Syna Jego ... zostaliśmy pojednani z Bogiem przez
śmierć Syna Jego ...“
Widzę to w kontekście innych tekstów Pawła o "wypełnieniu Prawa". Widzę tu też, w duchu teologii chrześcijańskiej, klamrę do epizodu z Abrahamem i Izaakiem. Bóg pozwolił Abrahamowi oszczędzić swojego syna, zastępując je koźlęciem. To był początek ofiar zwierzęcych. W NT Bóg zastąpił ofiary zwierzęce własnym synem. Klamra się zapięła, ostateczna ofiara została dokonana, wykonało się.
Cytat:Nie tylko podwórko walczy o jego duszę. Mniej więcej rok temu powiedział: "Tyle mi ciocia o tym Jezusie gadała, że niewiele brakowało i bym uwierzył."
Broń Boże, żeby uwierzył
Cytat:Wieczny ogień symbolizuje wieczną, nieodwołalną śmierć. W ST fragmenty o tym mówiące łatwiej tak zinterpretować niż w NT chociaż i w NT przy odrobinie dobrej woli da się to zrobić. Z fragmentami w NT jest ten problem, że były pisane w innym czasie i miejscu. Judaizm był już pod wpływem hellenizmu, wcześniej perskim, i ich autorzy mogli odejść od starszego poglądu i starym określeniom nadać nowy sens.
W ST są fragmenty o tym, że po śmierci jest nic, pustoć, proch tylko. Gdyby to skombinować z takim "proch dla grzeszników, raj dla świętych", to nawet łatwiej by je było zintegrować z teologią. W NT interpretacje słowa "ge-henna", które wywodzi się od konkretnego miejsca, w którym palono zwłoki "niegodnych".
Cytat:I wystarczy. Jeżeli wbrew okolicznościom ktoś mógł wykoncypować ateizm, to dlaczego nie monoteizm?
Hellenizm tego okresu wykoncypował rzeczy gigantyczne! Jeden chłopek roztropek za pomocą patyka i mierzenia cienia obliczył wysokość piramidy. Drugi, za pomocą patyka i cienia, obliczył promień ziemi. Trzeci, jak się w wannie swoją kaczuszką bawił, wynalazł hydrologię. Mechanikę dźwigni i parę innych rzeczy także. Inny chłopek roztropek za pomocą kartki papieru wymyślił prawa geometrii trójkąta prostokątnego. Po nim inny chłopek roztropek tylko metodą wnioskowania odkrył liczby nieracjonalne. A jeszcze jeden chłopek roztropek ustalił pięć aksjomatów geometrii. Przy okazji wymyślając aksjomatykę. 2'000 lat potrzebowano, żeby jedno z tych praw podważyć i zaktualizować geometrię od tego odbiegającą.
Ateizm? Przy tym szeregu odkryć jak najbardziej praktycznych jawi się nieomal jako odpad myśli filozoficznej. Bardziej ważna jest zasada materializmu, który stoi tak za ateizmem jak i za fizyką, bez niego nadal moglibyśmy zakładać, że mleko kwaśnieje, bo do niego sikają koboldy. Choć w sumie jak Pasteur zaczęli opowiadać o mikrobach, które psują mleko, wyśmiewano jego z tych powodów. No ale to znowu ponad 2'000 lat później. I tu materializm spowodował, że w końcu uznano istnienie mikrobów, zanim udowodniono ich istnienie. Bez koboldów. Monoteizm hellenistyczny powstaje niejako w opozycji do materialistów i racjonalistów, głównie wśród idealistów. Taka alternatywa, świat idei z jedną, najwyższą. Dla obu koncepcji można odnaleźć pewien ciąg rozumowania, pewną kontynuację przyczynowo - skutkową.
Nic takiego nie ma miejsca w Babilonie. Tam nawet Atonizmu nie ma, który przynajmniej dałby zaczyn. Tam nauka, owszem, stoi na wysokim poziomie, jeszcze w przełomie er "babilończyk" będzie synonimem "matematyka". A ten, także, "astrologa". Gdyż nauka babilońska nie dokonała oderwania się od sfery spirytualnej, jak to uczyniła hellada. A religia babilońska nigdy nie rozwinęła się w kierunku choćby henoteizmu. Panteon babiloński miał sięgać tysięcy bogów z wielonarodowego i wieloreligijnego imperium. Jeżeli wierzyć przekazom biblijnym, i "bóg żydów" miał tam swoje miejsce. A jednak, monoteizm?
Teoria, "że widocznie się zdarzyło, więc istniały ku temu przyczyny" nie ma dla mnie żadnej wartości poznawczej. Teoria, że skręt ku monoteizmowi miał miejsce przed Babilonem, a ten co najwyżej ukształtował ostateczną formę, daje więcej opcji do szukania tych źródeł. Babilon dla mnie jako źródło monoteizmu to ślepa uliczka, nic tam nie widzę, co taką przyczyną mogło by być. A "widocznie" to za mało.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Liczba postów: 408
Liczba wątków: 20
Dołączył: 03.2005
Reputacja:
25
bert04 napisał(a): Sorry, ale powyższe to żadne wytłumaczenie. To opis.
Przecież masz tam wytłumaczenie: doświadczenie niewoli.
bert04 napisał(a): Powstało, więc widocznie warunki były jednorazowe, więc widocznie była "rewolucja".
Że nastąpiła zmiana, którą można nazwać rewolucją, to widać poprzez porównanie religii Izraelitów przed niewolą i po.
bert04 napisał(a): Po powrocie wszystko się ukształtowało, ale rewolucja była, widocznie, w czasie niewoli.
Nie wiem - i pewnie nikt nie wie - co wymyślono w czasie niewoli, a co krótko po powrocie z niewoli. Nikt nie wie, jak dokładnie ten proces przebiegał.
bert04 napisał(a): Ale ja nie pytam siebie o to, co jest widoczne. Koń, jaki jest, każdy widzi. Ja pytam siebie, dlaczego. I żadne wpływy, niewole i inne bzdety tego nie wyjaśniają.
Tobie nie wyjaśniają. To jest kwestia tego, co kogo przekonuje. Mnie przekonuje wersja, że w określonych warunkach (klęska, niewola...) doszło do przemyślenia pewnych kwestii religijnych i wydedukowania, że jest jeden Bóg itd. Archeologia i Biblia poświadczają, że najpierw Izraelici (czy tez proto-Izraelici) byli politeistami, potem henoteistami, a na koniec monoteistami. Te zmiany każdorazowo dokonywały się w określonych warunkach społeczno-politycznych.
bert04 napisał(a): Jeżeli nie istniał już jakiś rdzeń monoteizmu przed niewolą, nie miał prawa zaistnieć w niewoli.
Po pierwsze przed niewolą istniał już henoteizm. Po drugie skąd ta pewność, że monoteizm nie miał prawa zaistnieć w niewoli, jeśli nie istniał wcześniej?
bert04 napisał(a): Albo mógł równie dobrze uformować się w (domniemanej) niewoli egipskiej. Tam przynajmniej byłby wzór Atonizmu. Ale Babilon? To prawie tak, jakby Polska pod zaborem rosyjskim przeszła na język francuski. No bo czemu nie?
Tak się składa, że rewolucję religijną przeprowadzono po niewoli babilońskiej, nie (domniemywanej) egipskiej. Ci co wrócili z niewoli i wprowadzali tę rewolucję napotykali opór ze strony tych, którzy zostali, nie byli deportowani.
bert04 napisał(a):
Cytat:Britannica:
"Rok napisania Dziesięciu Przykazań jest nieznany. Naukowcy zaproponowali szeroki zakres dat na podstawie różnych interpretacji pochodzenia przykazań, od XVI do XIII wieku p.n.e. do po 750 roku p.n.e. Interpretacje te obejmują traktowanie przykazań jako nakazów danych Mojżeszowi, jako tekstu prorockiego lub jako podsumowania tradycji prawnej i kapłańskiej.
Nawet najpóźniejsza data jest przed niewolą babilońską, którą możemy dosyć dokładnie datować na 597 pne. Wczesne daty to zaś próby historycznego umiejscowienia Exodusu, zakładając oczywiście, że miał miejsce, do jakiegoś konkretnego faraona, czy to Ahmozesa I, czy Ramzesa II
Przed niewolą ale po XVI wiek pne, który to okres podałeś.
Napisałem, że zakres i siła wpływu natchnienia przez Ducha Świętego nie ma tu znaczenia, nawet najmniejszy wpływ wiąże się z ograniczeniem wolności woli, narzuceniem jej czegoś.
Stwierdziłeś, że to bzdura. Skoro to taka bzdura to nie będziesz miał problemu z udowodnieniem, że malutki wpływ na wolę nie ogranicza wolności woli.
bert04 napisał(a): "Nawet najmniejszy wpływ" to jakiś ślepy determinizm. Jeżeli w twojej wykładni Bóg i tak odpowiada bezpośrednio za każde poruszenie każdego atomu a człowiek i tak jest marionetką poruszaną przez te wpływy, to wolna wola i tak nie istnieje. Jeżeli zaś człowiek ma wolną wolę reagować na wpływy wiatru, temperatury czy inne fizyczne, ma też wolną wolę reagować na natchnienia, pokusy, fantazje ogólnie mówiąc.
To inny problem. Chodzi o to, że zwolennicy koncepcji wolnej woli oraz tłumaczący pewne kwestie szanowaniem przez Boga wolnej woli człowieka i zarazem wierzący w natchnienie biblijnych autorów nie zauważają, że Bóg w tym szanowaniu jest niekonsekwentny i zarazem przedziwnie niekonsekwentny, bo nie gwałci wolnej woli tych, którzy wyczyniają najokropniejsze rzeczy.
bert04 napisał(a): Biblia wspomina o jednym gostku, który próbował się od natchnienia wymigać. Wtedy Bóg, owszem, ingerował dosyć radykalnie. Trzy dni wewnąrz Behemota z pewnością nie są przyjemnością. Niemniej widać w tym, że samo odrzucenie natchnienia jest technicznie możliwe.
Jonasz chciał uniknąć wykonania polecenia Boga, to co innego. Nie możesz z tego przypadku wnioskować, że biblijni autorzy mogli odrzucić natchnienie i napisać co innego niż to, do czego natchnął ich Bóg.
bert04 napisał(a): W kwestii płodzonych potomków społeczeństwa wytworzyły serię praw rozróżniających je od stanu posiadania. Choć należy wspomnieć, że surowe prawo biblijne dawało tu szerokie kompetencje karne z tym związane, hasło "knąbrny syn".
Przecież w ogóle nie o to mi chodziło. Chodzi o odpowiedzialność stwórcy świadomych istot, który nie wie, co te istoty czeka. My nie tylko wiemy w tej kwestii dużo mniej niż (nie w pełni wszechwiedzący ) Bóg, ale w dodatku brak nam Bożej wszechmocy, żeby zawsze skutecznie reagować, stawiam więc pytanie, czy jesteśmy odpowiedzialni płodząc potomstwo? I drugie pytanie: czy mam(y) prawo zarzucać Bogu nieodpowiedzialność, jeśli nie jest w pełni wszechwiedzący (a jedynie popierdółkowato).
bert04 napisał(a):
Cytat:Ma znaczenie tylko wtedy, jeśli będzie niezbędny zanim odrośnie.
Chodzi o to, że gdy mówimy o ofierze z życia, to mamy na myśli śmierć na amen, a nie na trzy dni. Dlatego skojarzenie jest takie, że ofiara Jezusa była najwyższą ofiarą bo z życia. Ale to nie była śmierć na amen, tylko na trzy dni; ofiarą był trzydniowy sen. Gdybyś miał pewność, że paznokieć odrośnie ci za trzy dni, a jego utrata przyniesie korzyści, to jedyną ceną, jaką byś zapłacił za jego utratę byłby ból przy jego wyrywaniu. Ale byłby pomniejszony (oczywiście tylko częściowo, małe znieczulonko) przez myśl, że twoje cierpienie ma głęboki sens.
Jeżeli, jeżeli. Jeżeli istnieje zmartwychwstanie jako opcja, to żadna śmierć nie jest "na amen".
Koniec życia ziemskiego - to jest amen, o którym pisałem. A w czasach, gdy Izraelici nie wierzyli w zmartwychwstanie (oraz dla współczesnych Jezusowi saduceuszy) śmierć to był koniec istnienia. Dla każdego czyjaś śmierć to pewnik, że tego kogoś już wśród nas nie ma i nie będzie aż do - ewentualnie, bo to nic pewnego! - zmartwychwstania. Gdyby bliscy umierali nam na trzy dni to raczej byśmy po nich nie płakali.
bert04 napisał(a): Poza tym, jeżeli wierzyć fragmentom NT, wcale nie był to żaden "trzydniowy sen". Pomijając już, ile tych dni było. Jezus zstąpił do piekieł, gdzie głosił ewangelię zmarłym. Jezus zaprowadził Sprawiedliwego Łotra, którego tradycja nazwała św. Dyzmą, do raju, Być może Jezus spoczywał przez Paschę, czyli sobotę, jak nakazał ojciec, ale zaraz z rana "dnia trzeciego" przed świtem już powstał z martwych.
Z Izajasza:
Ożyją twoi umarli, twoje ciała wstaną, obudzą się i będą radośnie śpiewać ci, którzy leżą w prochu...
Izajasz mógł napisać o śnie, a ja nie?
Ale proszę bardzo, niech to nie był sen - co to zmienia? Jezus nie żył trzy dni, potem zmartwychwstał i znowu żył. Chodził rozmawiał, jadł...
bert04 napisał(a):
Cytat:Jak widzi to cytowałem obszernie już wcześniej ale przypomnę:
Z Rz 3, 23—27: "...aby przez wylanie krwi swojej stał się ubłaganiem za grzechy"
Z Ef 5, 2: "wydał samego siebie za nas na dar i na ofiarę Bogu ku wdzięcznej wonności“.
Z Rz 5, 8—10: "... Chrystus umarł za nas ... jesteśmy usprawiedliwieni przez Krew Syna Jego ... zostaliśmy pojednani z Bogiem przez
śmierć Syna Jego ...“
Widzę to w kontekście innych tekstów Pawła o "wypełnieniu Prawa". Widzę tu też, w duchu teologii chrześcijańskiej, klamrę do epizodu z Abrahamem i Izaakiem. Bóg pozwolił Abrahamowi oszczędzić swojego syna, zastępując je koźlęciem. To był początek ofiar zwierzęcych. W NT Bóg zastąpił ofiary zwierzęce własnym synem. Klamra się zapięła, ostateczna ofiara została dokonana, wykonało się.
Co to ma do rzeczy? Paweł naucza o śmierci Jezusa na krzyżu jako okupie za grzechy, zwłaszcza grzech pierwszych rodziców? Naucza.
Podobnie Jan, pomysłodawca określenia "Baranek Boży" (który gładzi grzechy świata).
bert04 napisał(a):
Cytat:Nie tylko podwórko walczy o jego duszę. Mniej więcej rok temu powiedział: "Tyle mi ciocia o tym Jezusie gadała, że niewiele brakowało i bym uwierzył."
Broń Boże, żeby uwierzył
Ostatecznie chyba uwierzył bo niedawno dopytywał, która część ciała pierwsza idzie do nieba.
bert04 napisał(a):
Cytat:Wieczny ogień symbolizuje wieczną, nieodwołalną śmierć. W ST fragmenty o tym mówiące łatwiej tak zinterpretować niż w NT chociaż i w NT przy odrobinie dobrej woli da się to zrobić. Z fragmentami w NT jest ten problem, że były pisane w innym czasie i miejscu. Judaizm był już pod wpływem hellenizmu, wcześniej perskim, i ich autorzy mogli odejść od starszego poglądu i starym określeniom nadać nowy sens.
W ST są fragmenty o tym, że po śmierci jest nic, pustoć, proch tylko. Gdyby to skombinować z takim "proch dla grzeszników, raj dla świętych", to nawet łatwiej by je było zintegrować z teologią. W NT interpretacje słowa "ge-henna", które wywodzi się od konkretnego miejsca, w którym palono zwłoki "niegodnych".
Generalnie autorzy ST mało zajmują się tym, co po śmierci. Wygląda na to, że koncepcje w tym temacie ewoluowały poprzez "nieistnienie", bliżej nieokreślona egzystencja cieni, nikt tego nie wie, aż do koncepcji świadomej egzystencji różnej dla różnych ludzi.
bert04 napisał(a):
Cytat:I wystarczy. Jeżeli wbrew okolicznościom ktoś mógł wykoncypować ateizm, to dlaczego nie monoteizm?
Hellenizm tego okresu wykoncypował rzeczy gigantyczne!
Jak nic dzięki natchnieniu Zeusa.
bert04 napisał(a): Jeden chłopek roztropek za pomocą patyka i mierzenia cienia obliczył wysokość piramidy. Drugi, za pomocą patyka i cienia, obliczył promień ziemi. Trzeci, jak się w wannie swoją kaczuszką bawił, wynalazł hydrologię. Mechanikę dźwigni i parę innych rzeczy także. Inny chłopek roztropek za pomocą kartki papieru wymyślił prawa geometrii trójkąta prostokątnego. Po nim inny chłopek roztropek tylko metodą wnioskowania odkrył liczby nieracjonalne. A jeszcze jeden chłopek roztropek ustalił pięć aksjomatów geometrii. Przy okazji wymyślając aksjomatykę. 2'000 lat potrzebowano, żeby jedno z tych praw podważyć i zaktualizować geometrię od tego odbiegającą.
To niemożliwe, żeby tego dokonali ludzie własnym intelektem, każdorazowo jakaś siła nadprzyrodzona musiała w nich wtłaczać jakieś porcje geniuszu.
bert04 napisał(a): Ateizm? Przy tym szeregu odkryć jak najbardziej praktycznych jawi się nieomal jako odpad myśli filozoficznej.
No tak, nic wielkiego. Mogli to wymyślić. Ale nie monoteizm. Co to, to nie. Ludzie tak sami z siebie by na to nie wpadli. Musiał w tym maczać palce Duch Święty, Resztę przeczytam jak ochłonę.