To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Buddyzm
Mustafa Mond napisał(a): Ja w buddyzmie nie lubię poglądu, że życie to w zasadzie w głębi tylko cierpienie i że najwyższym celem jest uwolnienie się od cierpienia, czyli nirwana. Zgodnie z tym tokiem rozumowania komuś może wyjść, że żeby szerzyć nirwanę najlepiej zrobić z sobą i innymi to, co zrobił sobie wokalista zespołu "Nirvana", czyli wysadzić całą ludzkość za pomocą śmiejącego się Buddy, by zatrzymać ciąg odradzania.
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Smiling_...20generals.

Życie jest nieuniknione. Istnieje zapewne w wielu miejscach we wszechświecie. Zwrócę uwagę, że nawet Big Bang nie dał mu rady Duży uśmiech
Odpowiedz
Mustafa Mond napisał(a): Ja w buddyzmie nie lubię poglądu, że życie to w zasadzie w głębi tylko cierpienie i że najwyższym celem jest uwolnienie się od cierpienia, czyli nirwana. Zgodnie z tym tokiem rozumowania komuś może wyjść, że żeby szerzyć nirwanę najlepiej zrobić z sobą i innymi to, co zrobił sobie wokalista zespołu "Nirvana", czyli wysadzić całą ludzkość za pomocą śmiejącego się Buddy, by zatrzymać ciąg odradzania.

Ogólnie ideologie i religie musiały chyba powstać jako reakcje obronne na to czym nas ten świat raczy.

Chrześcijaństwo niby głosi, że Bóg stworzył ten świat, więc musi być dobry, ale jednak chrześcijanie pragną uciec do świata w którym żyje się wiecznie bez doczesnego cierpienia. Tam gdzie baranek obok lwa w spokoju sobie żyje.

Nietzsche z kolei poszedł radykalnie w zupełnie inną stronę - totalne umiłowanie życia doczesnego, każdego jego aspektu. No i koncepcja amor fati...

Do tej koncepcji najbliżej chyba wikingom i Indianom, którzy w zaświatach chcą doświadczać wiecznego znoju, trudu wysiłku w krainie wiecznych łowów i bitew.

Ale nawet i oni chyba całego życia nie ukochali, bo wcale im się nie widzi wieczne życie rodzinne w domowym zaciszu.

To też moim zdaniem jest przesada.

Życie jest czasami fajne i warte przeżycia; czasami chujowe i warte ucieczki nawet poprzez samobójstwo. Kocham życie, ale jestem w miarę zdrowy, niczego mi nie brakuje, bliscy żyją i są zdrowi. Nie wiem czy bym kochał życie gdyby mi dzieci umarły albo gdybym zachorował na jakąś naprawdę srogą chorobę, która odbierze mi możliwość czerpania z tego życia tego co czerpię. Buddyści są w wielkim błędzie, tak jak antynataliści i częściowo chrześcijanie, mając antyświatowe podejście. Nietzsche jest z kolei zbyt proświatowy, gdyż dzieją się na tym świecie rzeczy które nigdy nie powinny mieć miejsca. Bezsensowne zło i nieszczęścia, które przydarzają się ludziom i nie tylko. Do tego świata trza mieć podejście entuzjastyczne, ale z rezerwą. Ostatecznie i tak wszystkich chuj szczeli, a słońce zgaśnie. I będzie koniec tego bajlando.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
Mustafa Mond napisał(a): Ja w buddyzmie nie lubię poglądu, że życie to w zasadzie w głębi tylko cierpienie i że najwyższym celem jest uwolnienie się od cierpienia, czyli nirwana. Zgodnie z tym tokiem rozumowania komuś może wyjść, że żeby szerzyć nirwanę najlepiej zrobić z sobą i innymi to, co zrobił sobie wokalista zespołu "Nirvana", czyli wysadzić całą ludzkość za pomocą śmiejącego się Buddy, by zatrzymać ciąg odradzania.
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Smiling_...20generals.
I to jest właśnie niezrozumienie tego, czym jest nirwana.

Nirwana to nie śmierć, a jej osiągnięcie nie równa się śmierci. Przecież Budda po osiągnięciu nirwany zaczął swoją działalność - żył jeszcze wtedy.
Drugie niezrozumienie buddyzmu: buddyzm jest religią pokoju, jest tam zasada ahinsy, czyli niekrzywdzenia innych istot. Nie jest buddystą ten, kto zabija innych. Budda nigdy i nigdzie nie głosił, by wysadzenie kogoś/czegoś miało zatrzymać krąg odradzania. Nie wiem, skądeś wytrzasnął to wysadzanie.

Nirwana to po prostu wygaśnięcie pragnień, co uwalnia od cierpienia, a wcale nie śmierć. Mam w swoim czytniku dwie książki o buddyzmie, które czekają na swoją kolej i teraz po 'Kosmosie' będę czytał jedną z nich, to będę bardziej zabierał głos. Oczko
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".
Odpowiedz
Wygaśnięcie pragnień nie jest dobre. Trzeba pragnąć lepszego świata, pomocy innym.
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
Kiedyś byłem za buddyzmem, ale on jest właśnie tchórzowski. Egoistyczny, nihilistyczny i hmm... nieprawidłowy.

Ta ucieczka od cierpienia... jest w tym trochę racji ale nie każde cierpienie jest złe, nie każde jest straszne, a nawet straszne cierpienie i jakieś doświadczenie może wyjść na dobre (trywialne, ale prawdziwie życiowe nietzscheańskie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni").

Epikureizm jest moim zdaniem znacznie lepszy od buddyzmu. Przy dobrym zrozumieniu oczywiście, bo praktycznie wszyscy mylą epikureizm (będący w swych konsekwencjach pewną formą ascetyzmu i prostego życia) z hedonizmem.

Niektóre elementy stoicyzmu też są spoko do zaadaptowania.

Nie wiem po co ludzie z Zachodu brną w jakieś buddyzmy mając pod nosem "swojskie" dobre pomysły na styl życia.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
No faktycznie ja epikureizm jakoś automatycznie wiążę z hedonizmem, choć mało o epikureizmie wiem. Doszkolę się z tego tematu.
I faktycznie nieraz droga do ogólnego dobra wiąże się z cierpieniem. Chociażby gdybym nie cierpiał, tylko żyłbym ciągle w buddyjskim oderwaniu, to nie nauczyłbym się wiele o życiu. A tę naukę można wykorzystać długofalowo dla większego dobra.
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Kiedyś byłem za buddyzmem, ale on jest właśnie tchórzowski. Egoistyczny, nihilistyczny i hmm... nieprawidłowy.
Z buddyzmem jest jak z każdą inną filozofią życiową czy religią. Nie należy patrzeć na nie zero-jedynkowo. Przecież żaden (lub niewielu) chrześcijanin nie przykłada się do jezusowego postulatu o nadstawianiu drugiego policzka i nie zachowuje się, jakby rzeczywiście od jego zachowania zależało wejście do nieba. Buddyzm w dzisiejszej rzeczywistości, zawalonej pracoholizmem, mediami społecznościowymi i nadmiarem bodźców może dać tą chwilową odskocznię. Może pokazać inny punkt widzenia i spojrzenie z dystansu na życie. Nie trzeba od razu przestrzegać szlachetnej ośmiostopniowej ścieżki czy innych starożytnych zasadUśmiech

Cytat:Ta ucieczka od cierpienia... jest w tym trochę racji ale nie każde cierpienie jest złe, nie każde jest straszne, a nawet straszne cierpienie i jakieś doświadczenie może wyjść na dobre (trywialne, ale prawdziwie życiowe nietzscheańskie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni").

Dla mnie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni" jest bez sensu. Można oczywiście zaadoptować się do pewnego poziomu bólu (fizycznego czy mentalnego) i to uczyni nas odporniejszymi ale traumatyczne przeżycia wcale większości ludzi nie hartują. Wręcz przeciwnie; przeżycie ciężkiej choroby, która rzutuje na resztę życia, PTSD u żołnierzy (ciekawe ilu jest silniejszych po horrorze, jaki widzieli na wojnie) czy śmierć bliskiej osoby wcale nie czyli ludzi silniejszymi. Nietzsche sam pewnie chciał w to wierzyć, mając poważne problemy z zdrowiem fizycznym a później depresję ale to tak nie działa. Część osób jest po prostu mocna bez względu na przeżycia z tym związane i te rzadkie przypadki, kiedy komuś nieszczęście odmieniło życie, tworzą fałszywy obraz rzeczywistości. 

Cytat:Nie wiem po co ludzie z Zachodu brną w jakieś buddyzmy mając pod nosem "swojskie" dobre pomysły na styl życia.
Może dlatego, że kapitalistyczny wyścig szczurów w którym uczestniczą prowadzi ich do niezadowolenia z życia.
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Nie wiem po co ludzie z Zachodu brną w jakieś buddyzmy mając pod nosem "swojskie" dobre pomysły na styl życia.

Bo to jest to odwiecznie naiwne poszukiwanie Trzeciej Drogi, Antysytemowego Systemu etc.

Tak jak w dialogu spiskowców żydowskich z Monty Phytona:
- Eh ci przeklęci Rzymianie, właściwie to co tym kanaliom zawdzięczamy.
- Drogi,
- No tak, i co jeszcze.
- Prawo, akwedukty, literaturę,
- To kończymy dyskusję Uśmiech
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Buddyzm w dzisiejszej rzeczywistości, zawalonej pracoholizmem, mediami społecznościowymi i nadmiarem bodźców może dać tą chwilową odskocznię.

No dobrze, ale w buddyzmie uciekasz przed cierpieniem. Każdym. To nie jest dobre podejście do życia, które jest naszpikowane cierpieniem i które nas tym cierpieniem - raz większym, raz mniejszym, raz fizycznym, raz psychicznym - regularnie częstuje.

Osiris napisał(a): Może pokazać inny punkt widzenia i spojrzenie z dystansu na życie. Nie trzeba od razu przestrzegać szlachetnej ośmiostopniowej ścieżki czy innych starożytnych zasadUśmiech

No tak, ale lepiej dla ludzi by było żeby byli twardsi i wytrzymalsi. Wrażliwcy unikający cierpienia to super materiał na samobójców.

Osiris napisał(a): Dla mnie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni" jest bez sensu. Można oczywiście zaadoptować się do pewnego poziomu bólu (fizycznego czy mentalnego) i to uczyni nas odporniejszymi ale traumatyczne przeżycia wcale większości ludzi nie hartują.

Nie mam danych statystycznych. Nie mam też pojęcia czy filozofia jest tu w stanie coś poradzić. Może być tak, że dobierasz sobie filozofię do swojego charakteru.

Ale mam coś do przemyślenia i jest to potwierdzone statystykami.

W krajach trzeciego świata, gdzie życie jest bardzo trudne, ciężkie etc. jest mało samobójstw.
W krajach pierwszego świata, gdzie jest taki dobrobyt, że nawet teraz choćbyś się uparł to z głodu nie zdechniesz, jest dużo samobójstw.

Jak to wytłumaczysz? Na mój chłopski rozum ludzie wywodzący się z biedy są twardsi i wytrzymalsi niż ludzie, którym nic nie brakuje. Już dwóch moich kolegów z liceum się powiesiło, a naprawdę niczego im nie brakowało. Ani chorzy nie byli, ani nie umarł im nikt bliski ani nie zbankrutowali ani nie wpadli w nieziemskie długi etc.

W tym samym czasie masz takich ludzi jak ta dziewczyna: https://www.youtube.com/watch?v=xh7uUNlKjlI

...którzy pomimo ciężkiej choroby mają taką wolę życia i chęć przetrwania, że masakra. Nie wiem, może niektórzy za dobrze mają, a inni dzięki nieszczęściom o wiele bardziej doceniają życie, szczęście. Nie wiem.

Osiris napisał(a): Część osób jest po prostu mocna bez względu na przeżycia z tym związane i te rzadkie przypadki, kiedy komuś nieszczęście odmieniło życie, tworzą fałszywy obraz rzeczywistości.

Niby ok, ale skąd wiesz, że te przypadki są rzadkie?

Osiris napisał(a): Może dlatego, że kapitalistyczny wyścig szczurów w którym uczestniczą prowadzi ich do niezadowolenia z życia.

Kuźwa! Przecież takie buddystyczno-szintoistyczne Japończyki to najwięksi na świecie stachanowcy w kapitalistycznym wyścigu szczurów. Toż to jakiś mega paradoks.

No i dalej ciekawi mnie dlaczego buddyzm, a nie Epikur? Kuźwa. Bo jest egzotyczny i nie z Europy?

Sofeicz napisał(a): Bo to jest to odwiecznie naiwne poszukiwanie Trzeciej Drogi, Antysytemowego Systemu etc.

Najgorsze jest moim zdaniem wrzucenie się w ogóle w jakąkolwiek ideologię, religię. Trza samemu myśleć i brać z różnych światopoglądów to co dobre.

Przypominam tak w ogóle, że najlepszy jest schabizm-kaszankizm.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
Ja bym spojrzał utylitarnie. Jak radzą sobie kraje z buddyjską populacją, jak radzą sobie buddyści poza swoim kręgiem kulturowym, jak ma się to do funkcjonowania we współczesnym świecie itp. Na moje nie odbiega to od innych wielkich religii z wyjątkiem islamu, bo tu jest wyraźnie gorzej.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): No dobrze, ale w buddyzmie uciekasz przed cierpieniem. Każdym. To nie jest dobre podejście do życia, które jest naszpikowane cierpieniem i które nas tym cierpieniem - raz większym, raz mniejszym, raz fizycznym, raz psychicznym - regularnie częstuje.
Dlatego wcześniej napisałem, że można z buddyzmu wziąć kilka przydatnych rad, które mogą pomóc a nie całą, w dużej mierze niedostosowaną do dzisiejszego życia religię. 

Cytat:No tak, ale lepiej dla ludzi by było żeby byli twardsi i wytrzymalsi. Wrażliwcy unikający cierpienia to super materiał na samobójców.
Super - i mamy taką Japonię i Koreę Południową, gdzie liczba samobójstw w ostatnich latach jest wysoka ponieważ ludzie właśnie nie radzą sobie z nadmierną presją wyścigu szczurów. Według Twojego toku myślenia widocznie nie byli wystarczająco twardzi. 

Cytat:Nie mam danych statystycznych. 
Są takie, np. potwierdzające adaptację do stopniowo zwiększających się dawek bólu. Natomiast w kwestii traumatycznych przeżyć, według tych badań jest odwrotnie:
https://www.brown.edu/news/2020-06-11/resilience

Cytat:Nie mam też pojęcia czy filozofia jest tu w stanie coś poradzić. Może być tak, że dobierasz sobie filozofię do swojego charakteru
Tak, można to użyć jako pewną formę motywacji. Ale zauważ, że stwierdzenie Nietzschego z samego punktu widzenia logiki nie ma zbytnio sensu ponieważ gdyby było ono prawdą, to powinniśmy przede wszystkim szukać głównie takich doświadczeń, aby siebie wzmocnić. Czyli jak wypiję 10 piw w 5 minut to na dłuższą metę będę silniejszyUśmiech

Ale mam coś do przemyślenia i jest to potwierdzone statystykami.

Cytat:W krajach trzeciego świata, gdzie życie jest bardzo trudne, ciężkie etc. jest mało samobójstw.
W krajach pierwszego świata, gdzie jest taki dobrobyt, że nawet teraz choćbyś się uparł to z głodu nie zdechniesz, jest dużo samobójstw.
Problem w tym, że nie zawsze korelacja oznacza przyczynowość. Wysoko statystykach są też kraje biedne, co by sugerowało jakieś dodatkowe lub całkiem inne źródła problemu.
Może przypadek Rosji jest tutaj jakąś wskazówką? Może chodzi o poziom zniewolenia społecznego? 
https://worldpopulationreview.com/countr...by-country

Cytat:Jak to wytłumaczysz? Na mój chłopski rozum ludzie wywodzący się z biedy są twardsi i wytrzymalsi niż ludzie, którym nic nie brakuje. Już dwóch moich kolegów z liceum się powiesiło, a naprawdę niczego im nie brakowało. Ani chorzy nie byli, ani nie umarł im nikt bliski ani nie zbankrutowali ani nie wpadli w nieziemskie długi etc.
Może chodzi o to, że jeśli jesteś biedny, to masz cel w postaci wyrwania się z tej biedy i to trzyma ludzi przy życiu. Gdy się już takich materialnych problemów nie ma, to trzeba sobie znaleźć inną misję. Jeśli już bawimy się w przypadki anegdotyczne, to znam widziałem pełno ludzi w dawnych PGR-owskich osiedlach, którzy z biedy nie wyszli a topili i dalej topią swoje smutki w alkoholu. Podejrzewam, że jest to zjawisko dość powszechne nawet w skali narodowej. 

Cytat:W tym samym czasie masz takich ludzi jak ta dziewczyna: https://www.youtube.com/watch?v=xh7uUNlKjlI

...którzy pomimo ciężkiej choroby mają taką wolę życia i chęć przetrwania, że masakra. Nie wiem, może niektórzy za dobrze mają, a inni dzięki nieszczęściom o wiele bardziej doceniają życie, szczęście. Nie wiem
Pewnie jest jakieś ewolucyjne wytłumaczenie takiego podejścia. Jak w tym słynnym eksperymencie ze szczurami, które miały za dobrze:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Calhouna

Cytat:Niby ok, ale skąd wiesz, że te przypadki są rzadkie?
Masz rację, nie mam danych na ten temat. Ale czy liczba przypadków PTSD wśród żołnierzy nie daje do myślenia? Trudno powiedzieć, jaki procent z nich radzi sobie z traumą ale na pewno nie można stwierdzić, że jest ich mało. 

Cytat:Kuźwa! Przecież takie buddystyczno-szintoistyczne Japończyki to najwięksi na świecie stachanowcy w kapitalistycznym wyścigu szczurów. Toż to jakiś mega paradoks.
No nie, to są szintoistyczne Japończyki przede wszystkim, buddyzm odgrywa o wiele mniejszą rolę. Tam jest o wiele więcej problemów, jak chociażby całkowite posłuszeństwo względem wyższych rangą i tradycji. Także nie można tego zrzucić na buddyzm, sorry. 


Cytat:No i dalej ciekawi mnie dlaczego buddyzm, a nie Epikur? Kuźwa. Bo jest egzotyczny i nie z Europy?
Za to możesz winić chrześcijaństwo, które na przyjemności zawsze patrzyło nieprzychylnym okiemUśmiech

Cytat:Najgorsze jest moim zdaniem wrzucenie się w ogóle w jakąkolwiek ideologię, religię. Trza samemu myśleć i brać z różnych światopoglądów to co dobre.

Przypominam tak w ogóle, że najlepszy jest schabizm-kaszankizm.
Jawolh!Uśmiech

kmat napisał(a): Ja bym spojrzał utylitarnie. Jak radzą sobie kraje z buddyjską populacją, jak radzą sobie buddyści poza swoim kręgiem kulturowym, jak ma się to do funkcjonowania we współczesnym świecie itp. Na moje nie odbiega to od innych wielkich religii z wyjątkiem islamu, bo tu jest wyraźnie gorzej.
No ale co to znaczy "radzą sobie" - masz na myśli, że gospodarczo? W ogóle przecież nie da się ocenić sytuacji danego kraju w oderwaniu od sytuacji międzynarodowej. No i cały ten Zachód funkcjonuje w chrześcijańskim kręgu kulturowym. To przecież nie znaczy, że ta religia przyczyniła się do ekonomicznej supremacji tego regionu.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): No nie, to są szintoistyczne Japończyki przede wszystkim, buddyzm odgrywa o wiele mniejszą rolę. Tam jest o wiele więcej problemów, jak chociażby całkowite posłuszeństwo względem wyższych rangą i tradycji. Także nie można tego zrzucić na buddyzm, sorry.

Japońce ogólnie są dość specyficzni. Jak tacy prymusi w klasie, grzeczne roboty, które połknęły kij od szczotki.
Wszystko wyuczone, rytualne - zero luzu i spontonu.
Na studiach poznałem takiego jednego i ciężko było się z nim jakoś zakumplować.
Pomogło uchlanie go w piz... Kiedy porządnie zszedł, wyrzygał się i sponiewierał w błocie - inny człowiek.
Zrobiliśmy mu nawet chrzciny na normalsa.

PS. Na Japończyków polecam drink "Jeszcze Polska nie zginęła".
Sok malinowy i czysty spirytus, wlany delikatnie, żeby się nie zmieszał.
Tworzy się polska flaga. Zdradliwe dziadostwo, bo jak pijesz, to nie czujesz mocy.
Dopiero w żołądku następuje BIG BANG!.
Ogólnie Azjaci nie bardzo tolerują alkohol więc efekt murowany.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): No ale co to znaczy "radzą sobie" - masz na myśli, że gospodarczo? W ogóle przecież nie da się ocenić sytuacji danego kraju w oderwaniu od sytuacji międzynarodowej.
No i na tle sytuacji międzynarodowej nie różnią się od krajów z innych kręgów kulturowych. Są kraje bogate, są kraje biedne. Jedyną wielką religią, która odstaje jest islam, bo tam bez ropy nikt się nie dorobił.
Osiris napisał(a): To przecież nie znaczy, że ta religia przyczyniła się do ekonomicznej supremacji tego regionu.
Ale i nie przeszkodziła.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Ale zauważ, że stwierdzenie Nietzschego z samego punktu widzenia logiki nie ma zbytnio sensu ponieważ gdyby było ono prawdą, to powinniśmy przede wszystkim szukać głównie takich doświadczeń, aby siebie wzmocnić.

Ja tam szukam. Po pierwsze - ciągle mieszkam w Polsce. Po drugie i co gorsza - w Radomiu.

Idealne wyzwanie. Walka o przetrwanie trwa!

Osiris napisał(a): Czyli jak wypiję 10 piw w 5 minut to na dłuższą metę będę silniejszy

Myślę że jak się mocno uprzesz to rzeczywiście źle zrozumiesz przesłanie Nietzschego.

Jak zrobisz teraz pompki np. 100, to będziesz miał bardzo bolesne zakwasy. Przez kilka dni. Ale jeśli będziesz je robił regularnie co dwa dni i będziesz się z tego powodu męczył to po jakimś czasie będziesz silniejszy. Nie chodzi o to żeby być sado maso i celowo sobie zadawać jakiś ból. Chodzi o to aby walczyć z przeciwnościami losu (trywialnymi jak i prawdziwie poważnymi) i tyle.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
kmat napisał(a): No i na tle sytuacji międzynarodowej nie różnią się od krajów z innych kręgów kulturowych. Są kraje bogate, są kraje biedne. Jedyną wielką religią, która odstaje jest islam, bo tam bez ropy nikt się nie dorobił.
Ale jest Turcja czy Egipt, które może nie są mocarstwami ale też nie należą do biedaków. Może religia nie ma takiego wielkiego wpływu na sytuację gospodarczą danego kraju?

Cytat:Ale i nie przeszkodziła.
Tego nie wiemy - być może gdyby cała Europa była wyznania mojżeszowego, to rozwój gospodarczy byłby szybszy. A może nie miałoby to wielkiego wpływu. To jest trochę tak, jak z dyskusją na temat tego, czy chrześcijaństwo w Europie było za nauką czy przeciw. Skoro w czasach początków nauki wszyscy byli chrześcijanami, to trudno stwierdzić czy bez religii rozwój naukowy byłby szybszy czy wolniejszy.

lumberjack napisał(a): Ja tam szukam. Po pierwsze - ciągle mieszkam w Polsce. Po drugie i co gorsza - w Radomiu.

Idealne wyzwanie. Walka o przetrwanie trwa!
Ale zaraz, Radom? Przecież Polska to jedno z najlepszych miejsc do życia na świecie. Pojedź do Kongo czy innego kraju afrykańskiego i spróbuj tam przeżyć na dłuższą metęUśmiech

Cytat:Myślę że jak się mocno uprzesz to rzeczywiście źle zrozumiesz przesłanie Nietzschego.
Ja myślę, że stwierdzenie: "co mnie nie zabije" oznacza doświadczenie bliskie śmierci, lub przynajmniej traumatyczne. Ponieważ Nietzsche niestety doświadczał takich sporo, to podejrzewam, że nie był w tej kwestii zbyt obiektywny. 


Cytat:Jak zrobisz teraz pompki np. 100, to będziesz miał bardzo bolesne zakwasy. Przez kilka dni. Ale jeśli będziesz je robił regularnie co dwa dni i będziesz się z tego powodu męczył to po jakimś czasie będziesz silniejszy. Nie chodzi o to żeby być sado maso i celowo sobie zadawać jakiś ból. Chodzi o to aby walczyć z przeciwnościami losu (trywialnymi jak i prawdziwie poważnymi) i tyle.
Ale ja tego nie neguję, pisałem o adaptacji do bólu i jest to nawet potwierdzone empirycznie. Tymczasem Nietzsche chyba nie to miał na myśli.  Dla niego ciężkie doświadczenia życiowe prowadziły do jakiejś nauki i czyniły go, według jego własnego mniemania, silniejszym. Ale tylko do pewnego czasu, prędzej czy później każdy spotka taką przeszkodę, której nie przeskoczy. 
Nie przeczę, że walka z przeciwnościami losu jest bez sensu - wręcz przeciwnie. Ale jeśli można ominąć niektóre z nich bezboleśnie, to tym lepiej ponieważ problemów i tak nie zabraknie.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Skoro w czasach początków nauki wszyscy byli chrześcijanami ....

Raczej wyznawcami Zeusa & Co.
Do chrześcijan było jeszcze daleko.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Sofeicz napisał(a): Raczej wyznawcami Zeusa & Co.
Do chrześcijan było jeszcze daleko.
To prawda, miałem raczej na myśli i powinienem napisać - rewolucji naukowej i początkach wykorzystania metody naukowej, czyli czasy Renesansu.
Odpowiedz
W buddyzmie fajne jest, nie wiem jak to nazwać, stopniowanie celu? Nie trzeba od razu mierzyć w zbawianie wszystkich istot od cierpienia i takie tam. Pierwszy stopień jest dla normalnych, zapracowanych ludzi- to nauka koncentracji, wyciszenie pierdolnika jaki mamy w głowie. Taka higiena umysłowa. I to dobra rzecz jest, myślę. Ktoś chce więcej, proszę bardzo. Ale spiny nie ma.
Kiedy człowiek umiera, po pierwsze traci życie. A zaraz potem złudzenia.
Terry Pratchett
Odpowiedz
kilwater napisał(a): W buddyzmie fajne jest, nie wiem jak to nazwać, stopniowanie celu? Nie trzeba od razu mierzyć w zbawianie wszystkich istot od cierpienia i takie tam. Pierwszy stopień jest dla normalnych, zapracowanych ludzi- to nauka koncentracji, wyciszenie pierdolnika jaki mamy w głowie. Taka higiena umysłowa. I to dobra rzecz jest, myślę. Ktoś chce więcej, proszę bardzo. Ale spiny nie ma.
Otóż to! Żadnych zbawicieli, ty sam nim jesteś dla siebie /w hinajanie/ lub pomagasz osiągnąć nirwanę innym, sam się od niej powstrzymując /zostajesz na poziomie bodhisatwy/ w mahajanie. Żadnej koncepcji grzechu itd. itp., ale jest za to karma. Uwalniasz się od cierpienia, a nie jakoś tam hołubisz cierpienie, co niewątpliwie ma miejsce w zachodnim chrześcijaństwie /katolicyzm/, za co też lubię buddyzm.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".
Odpowiedz
kmat napisał(a): Ja bym spojrzał utylitarnie. Jak radzą sobie kraje z buddyjską populacją, jak radzą sobie buddyści poza swoim kręgiem kulturowym, jak ma się to do funkcjonowania we współczesnym świecie itp. Na moje nie odbiega to od innych wielkich religii z wyjątkiem islamu, bo tu jest wyraźnie gorzej.

Ale utylitarnie nie należy patrzeć jedynie na doczesność, ale także na potencjalną "podoczesność".

Buddyzm uwalnia od cierpienia? Czy jakikolwiek buddysta męczony latami za pomocą najgorszych średniowiecznych machin tortur zdołałby nie cierpieć?
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: