To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Poprawność polityczna coraz bradziej terroryzuje!
kmat napisał(a): No parę klap kinematografii na siłę modernistycznej to było, wystarczy wspomnieć Rings of Pała czy netfliksowego Wiedźmaka. Z tym że Rębajło nie rozumie sedna problemu. To nie były produkcje słabe przez nadmiar pc. To były produkcje słabe przez kiepską fabułę, worldbuilding, postaci, dialogi i kompletny brak pomyślunku twórców. Jak w najnowszej Diunie Lieta-Kynesa przerobili na czarną kobietę, to pies ze złamaną dupą się nie przyczepił. Bo to był bardzo dobry Liet-Kynes. Da się. Nie tu jest problem. Jeden ciul, czy mała syrenka będzie biała, czarna, żółta czy ajnuidalna. Ważne, żeby historia była ciekawa, się spinała, a wykonanie miało ręce i nogi. Kiedyś Rębajło to rozumiał, ale od jakiegoś czasu coraz bardziej wjeżdża mu biały węgorz pierdolenie o lewactwie i postępactwie.

Najlepszą rzeczą przy blackwashingu jest to, że jak już zatrudniają jakiegoś murzyna, to nie biorą tylko "murzyna" ale odsiewają na serio dobrze. Tylko we wiedźmaku jakoś jest przeciętnie. Ale w RoP to czarny elf tylko na początku raził. Potem był jedną z moich ulubionych postaci, dużo lepiej zagranych i lepiej "skomponowanych" przez scenarzytów, niż Garadiel (jedna z niewielu kobiet, która była częścią tej historii przez pierwowzór literacki, więc tutaj żadne p.c. nie działało).

Podobnie było u mnie z nieszczęsnym "Przebudzeniem Mocy". Daisy Ridley jako Rey - super, można się przyczepić do detali, ale super. John Boyega, podobnie, też trochę zbyt szybko potrafi machać mieczem, ale nie razi. Adam Driver... o rzesz ku... do dziś nie potrafię go polubić w tej roli. Ponoć w późniejszych filmach się rozwinął (a John Boyega - zwinął), nie wiem, nie oglądałem, pewnie nie oglądnę. Ale to on, a nie dwa przykłady p.c. mnie raziły najbardziej.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
kmat napisał(a): No parę klap kinematografii na siłę modernistycznej to było, wystarczy wspomnieć Rings of Pała czy netfliksowego Wiedźmaka. Z tym że Rębajło nie rozumie sedna problemu. To nie były produkcje słabe przez nadmiar pc. To były produkcje słabe przez kiepską fabułę, worldbuilding, postaci, dialogi i kompletny brak pomyślunku twórców. Jak w najnowszej Diunie Lieta-Kynesa przerobili na czarną kobietę, to pies ze złamaną dupą się nie przyczepił. Bo to był bardzo dobry Liet-Kynes. Da się. Nie tu jest problem. Jeden ciul, czy mała syrenka będzie biała, czarna, żółta czy ajnuidalna. Ważne, żeby historia była ciekawa, się spinała, a wykonanie miało ręce i nogi. Kiedyś Rębajło to rozumiał, ale od jakiegoś czasu coraz bardziej wjeżdża mu biały węgorz pierdolenie o lewactwie i postępactwie.

Problem nie tylko tu leży. Politpoprawne filmy są złe, bo świat przedstawiony musi być wewnętrznie spójny, opowieść musi mieć swoje tempo i swoją logikę. Filmy z wduszanymi postaciami o motywacjach z dupy i logiką z dna flaszki z jabolem i końcówki blanta tworzy treści podobne niesławnym Krakowskim Potworom czy też nowotworom MCU. Można stworzyć zajebisty film z ogrem i osłem w roli głównej. Można stworzyć zajebisty film z silną postacią kobiecą (Erin Brockovich!). Można świat przedstawiony stworzyć prosty ale wciągający (Supernatural!). Albo świat i bohatera zupełnie odjechanego (Dr Who!). Wszystko ze smakiem i dobre. Problemem jest to, że politpoprawność to zbiór założeń, które trzeba umieścić, żeby osobowierni w wierze zauważyli, że jest politpoprawnie i móc sobie spijać z dzióbków. No i to niszczy podwaliny każdej fabuły. Zamiast opowieści mamy ulotkę z agitpropem. To jest niestrawne.
Sebastian Flak
Odpowiedz
Fanuel napisał(a): Problemem jest to, że politpoprawność to zbiór założeń, które trzeba umieścić, żeby osobowierni w wierze zauważyli, że jest politpoprawnie i móc sobie spijać z dzióbków. No i to niszczy podwaliny każdej fabuły. 
A możesz zdefiniować co masz na myśli pisząc o politpoprawności? Bo ma się wrażenie, że wrzucane jest do tego wszystko, co się nie podoba jednej opcji politycznej, tej konserwatywnej.
Odpowiedz
Osiris napisał(a):
Fanuel napisał(a): Problemem jest to, że politpoprawność to zbiór założeń, które trzeba umieścić, żeby osobowierni w wierze zauważyli, że jest politpoprawnie i móc sobie spijać z dzióbków. No i to niszczy podwaliny każdej fabuły. 
A możesz zdefiniować co masz na myśli pisząc o politpoprawności? Bo ma się wrażenie, że wrzucane jest do tego wszystko, co się nie podoba jednej opcji politycznej, tej konserwatywnej.

To co napisałem. Politpoprawność to zbiór wytycznych, które mają być rozpoznane przez lewicowych aktywistów i z marszu zapewnić im poklask w środowisku przy podejmowaniu działań. Choćby działania były irracjonalne i nie miały zamierzonego skutku wobec większości populacji.
Sebastian Flak
Odpowiedz
Fanuel napisał(a):
Osiris napisał(a):
Fanuel napisał(a): Problemem jest to, że politpoprawność to zbiór założeń, które trzeba umieścić, żeby osobowierni w wierze zauważyli, że jest politpoprawnie i móc sobie spijać z dzióbków. No i to niszczy podwaliny każdej fabuły. 
A możesz zdefiniować co masz na myśli pisząc o politpoprawności? Bo ma się wrażenie, że wrzucane jest do tego wszystko, co się nie podoba jednej opcji politycznej, tej konserwatywnej.

To co napisałem. Politpoprawność to zbiór wytycznych, które mają być rozpoznane przez lewicowych aktywistów i z marszu zapewnić im poklask w środowisku przy podejmowaniu działań. Choćby działania były irracjonalne i nie miały zamierzonego skutku wobec większości populacji.
No ale jakich wytycznych? Właśnie o to pytałem, jakie konkretnie wytyczne lewicowi aktywiści przedstawiają i jak one są reprezentowane w tych filmach, co rzekomo powoduje, że nie da się ich oglądać.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): [quote pid='781573' dateline='1708590845']
No ale jakich wytycznych? Właśnie o to pytałem, jakie konkretnie wytyczne lewicowi aktywiści przedstawiają i jak one są reprezentowane w tych filmach, co rzekomo powoduje, że nie da się ich oglądać.

Tu nie chodzi o jakieś twarde „wytyczne” a raczej o genius loci.
W ZSRR nie było formalnej cenzury, a i tak każdy redaktor naczelny czy inny decydent wyczuwał dokładnie, co wolno, a co nie wolno.
Teraz też każdy szef wytwórni czy redaktor baczy, żeby nie zostać wzięty na cel wzmożonych aktywistów, bo mu dystrybutorzy zastrajkują i zyski pójdą się ...
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Sofeicz napisał(a):
Osiris napisał(a): No ale jakich wytycznych? Właśnie o to pytałem, jakie konkretnie wytyczne lewicowi aktywiści przedstawiają i jak one są reprezentowane w tych filmach, co rzekomo powoduje, że nie da się ich oglądać.

Tu nie chodzi o jakieś twarde „wytyczne” a raczej o genius loci.

Wytyczne są dosyć twarde : https://www.tvp.pl/75360251/oscary-2024-...-nominacji

Cytat:Chociaż jeden z odtwórców ról pierwszoplanowych lub ważnej roli drugoplanowej musi mieć inne rasowe pochodzenie.

Co najmniej 30 proc. aktorów wcielających się w postaci drugoplanowe i epizodyczne musi reprezentować przynajmniej dwie spośród tych grup: kobiety, mniejszości rasowe, osoby LGBTQ+, osoby z niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną, niedosłyszące.

Główny wątek fabuły filmu musi być związany z przynajmniej jedną spośród tych grup: kobiety, mniejszości rasowe, osoby LGBTQ+, osoby z niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną, niedosłyszące.

bert04 napisał(a): Najlepszą rzeczą przy blackwashingu jest to, że jak już zatrudniają jakiegoś murzyna, to nie biorą tylko "murzyna" ale odsiewają na serio dobrze. Tylko we wiedźmaku jakoś jest przeciętnie. Ale w RoP to czarny elf tylko na początku raził. Potem był jedną z moich ulubionych postaci, dużo lepiej zagranych i lepiej "skomponowanych" przez scenarzytów, niż Garadiel (jedna z niewielu kobiet, która była częścią tej historii przez pierwowzór literacki, więc tutaj żadne p.c. nie działało).

Trudno mówić u ulubionych postaciach w takim gównie jak Rings of Power. Chociaż przyznam, że da się czerpać przyjemność z oglądania tego dla beki.
Odpowiedz
Sofeicz napisał(a): Tu nie chodzi o jakieś twarde „wytyczne” a raczej o genius loci.
W ZSRR nie było formalnej cenzury, a i tak każdy redaktor naczelny czy inny decydent wyczuwał dokładnie, co wolno, a co nie wolno.
Jeśli masz na myśli to, że wrzucanie homofobicznych, mizoginistycznych, ksenofobicznych czy rasistowskich żartów uznaje się dzisiaj za niewłaściwe, to się zgadzam. Z tym, że to jest raczej posunięcie w dobrą stronę. 

Cytat:Teraz też każdy szef wytwórni czy redaktor baczy, żeby nie zostać wzięty na cel wzmożonych aktywistów, bo mu dystrybutorzy zastrajkują i zyski pójdą się ...
A zdażyło się tak kiedykowiek ostatnio, że jakiś film nie przeszedł do dystrybucji przez lewicowych aktywistów? Jeśli chodzi o protesty, to przypomina mi się parę niedawnych - "Zielona Granica" czy "Benedetta", ale te jakoś niezbyt pasują do Twojej tezy gdyż grupa oburzonych to przedstawiciele drugiego biegunu politycznegoUśmiech

Z drugiej strony, to mit jakoby "kiedyś to było", twórcy byli od zawsze notorycznie ograniczani byli przez cenzurę. Ileż to filmów w poprzednich dekadach edytowano przed wypuszczeniem czy wręcz wstrzymywano i to w krajach tradycyjnie uznawanych za ostoję wolności słowa? "Żywot Briana" to tylko wierzchołek góry lodowej i jakoś dziwnie mamy w przeważającej części do czynienia z przykładami obrazy religijnej czy innych konserwatywnych wartości.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Z drugiej strony, to mit jakoby "kiedyś to było", twórcy byli od zawsze notorycznie ograniczani byli przez cenzurę. Ileż to filmów w poprzednich dekadach edytowano przed wypuszczeniem czy wręcz wstrzymywano i to w krajach tradycyjnie uznawanych za ostoję wolności słowa? "Żywot Briana" to tylko wierzchołek góry lodowej i jakoś dziwnie mamy w przeważającej części do czynienia z przykładami obrazy religijnej czy innych konserwatywnych wartości.

Chyba nie wiesz, jak działają wytwórnie filmowe.
W samym Hollywood jest tylko kilku najwybitniejszych reżyserów, którzy mają tzw. „final cut” czyli dostają wolną rękę co to scenariusza, doboru obsady, realizacji i ostatecznego montażu.
A cała reszta, w tym nawet znane nazwiska, jest wynajmowana do realizacji zdjęć, a montażem i postprodukcją zajmuje się wytwórnia i jej „redaktorzy”.
Dlatego po przemaglowaniu przez machinę wytwórnianą dostajemy takie „poprawne” cosie.
W Europie jest trochę inaczej, bo tu obowiązuje podejście bardziej autorskie (a mniej liczą się zyski).
Ale i tak, kiedy wypuścisz coś bardziej ostrego, to dostaniesz inną, bardziej restrykcyjną kategorię wiekową i już zlatujesz z multipleksów do kin studyjnych.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Czy ostatni film nie z tej wytwórni wprawdzie :

https://encrypted-tbn1.gstatic.com/image...KVqSx0UJdt

Jest poprawnym cosiem?

Bylam na tym filmie z zaprzyjaźnioną katoliczką. Gdyby była Papieżem pewnia mialabym ekskomunikę.
W ramach skruchy zapraszam ją do kina na "The Chozen". Czy mamy szansę na znalezienie tam czegoś nieprawomyślnego?

Ciekawe jest to, ze ona o tym fimie nic nie słyszała. A jest on na bilbordach przy każdym kościele.

A dziś zamierza ale nie wiem czy dam radę iść na film "Krzyk". 



[Obrazek: index.php?film=12311]
https://filmpolski.pl/fp/index.php?film=12311
Odpowiedz
bert04 napisał(a): Ale w RoP to czarny elf tylko na początku raził. Potem był jedną z moich ulubionych postaci, dużo lepiej zagranych i lepiej "skomponowanych" przez scenarzytów, niż Garadiel (jedna z niewielu kobiet, która była częścią tej historii przez pierwowzór literacki, więc tutaj żadne p.c. nie działało).
Czy ja wiem czy ten czarny elf był dobrze zrobioną postacią.. Był wyraźnie lepszy od średniej. Ale to bardzo nisko zawieszona poprzeczka. Mi tam tylko ten co robił za zaginione ogniwo między elfem a orkiem dobrze podszedł.

Fanuel napisał(a): Zamiast opowieści mamy ulotkę z agitpropem. To jest niestrawne.
Prawda. Zresztą to nie tylko w filmie tak jest. Feministyczne fantasy to jedno z większych nieszczęść. Z tym, że to w zasadzie działa przy agitpropie każdej opcji.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
Jakie zaginione ogniwo między elfem a orkiem? W dziełach Tolkiena debilne i płytkie jest to, że dobrzy bohaterowie zwykle wyglądają dobrze na ciele, a źli bohaterowie wyglądają zwykle źle na ciele. Elfy są dobre, a orkowie, trole i Smigol są źli. Dużo lepsze są tu "Gwiezdne Wojny", w których niebywale oszpecony na ciele Darth Vader na koniec ukazuje swe dobro, w które wierzył jego syn.
W dziełach Tolkiena jest jakikolwiek dobry ork lub trol? Smutny

Mejza mać! "Shrek" jest w tej kwestii na wyższym poziomie niż Tolkien.
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
Osiris napisał(a): No ale jakich wytycznych? Właśnie o to pytałem, jakie konkretnie wytyczne lewicowi aktywiści przedstawiają i jak one są reprezentowane w tych filmach, co rzekomo powoduje, że nie da się ich oglądać.

Sof trafnie to ujął:

Sofeicz napisał(a): Tu nie chodzi o jakieś twarde „wytyczne” a raczej o genius loci.
W ZSRR nie było formalnej cenzury, a i tak każdy redaktor naczelny czy inny decydent wyczuwał dokładnie, co wolno, a co nie wolno.
Teraz też każdy szef wytwórni czy redaktor baczy, żeby nie zostać wzięty na cel wzmożonych aktywistów, bo mu dystrybutorzy zastrajkują i zyski pójdą się ...

Od siebie dodam, że wprowadzany jest paradygmat wciskania na siłę postaci i zachowań, zupełnie oderwanych od rzeczywistości świata przedstawionego. Wszędzie ma być przekalkowana i przefiltrowana przez lewicowe poglądy współczesność i wciskane aprobowane współcześnie zachowania i konstrukty społeczne. Sensu być nie musi.

Hans Żydenstein napisał(a): Wytyczne są dosyć twarde : https://www.tvp.pl/75360251/oscary-2024-...-nominacji

Cytat:Chociaż jeden z odtwórców ról pierwszoplanowych lub ważnej roli drugoplanowej musi mieć inne rasowe pochodzenie.

Co najmniej 30 proc. aktorów wcielających się w postaci drugoplanowe i epizodyczne musi reprezentować przynajmniej dwie spośród tych grup: kobiety, mniejszości rasowe, osoby LGBTQ+, osoby z niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną, niedosłyszące.

Główny wątek fabuły filmu musi być związany z przynajmniej jedną spośród tych grup: kobiety, mniejszości rasowe, osoby LGBTQ+, osoby z niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną, niedosłyszące.

A temu to można dać spokój. Tutaj mogą powstawać filmy pod dany schemat i nie muszą być denne. Problem leży w tym, że ww. wytyczne mają znajdować się w filmach historycznych, sci-fi i fantasy, horrorach itd. Ja jestem zdania, że nie ma większego przekłamania jak wciskanie współczesności wszędzie tam gdzie obraz świata przedstawionego na to wręcz nie pozwala. Czekam na film hard sci-fi w którym kosmici będą się rozmnażać przez podział plechy i będą jednolitą grupą etniczną opartą o biomechanikę zaś zmysły będą mieli oparte o multimodalne narządy wzmacniające się według zapotrzebowania. Wszystko powiązane z perfekcyjnie opanowaną genetyką i nanobotami. Reasumując. Historia o ich podróży między gwiezdnymi światami, problemami i dylematami może być epicka. Rozmnażanie, zdrowie i społeczne problemy nieprzedstawione albo tylko w samym pobocznym zarysie. I co wtedy? Gówno. Wartość artystyczna obrazu nie będzie mieć znaczenia, bo nie ma tam wciśniętego na siłę parytetu...



Osiris napisał(a): Jeśli masz na myśli to, że wrzucanie homofobicznych, mizoginistycznych, ksenofobicznych czy rasistowskich żartów uznaje się dzisiaj za niewłaściwe, to się zgadzam. Z tym, że to jest raczej posunięcie w dobrą stronę. 

Szukanie na siłę homofobii, mizoginii, ksenofobii i rasizmu w jakichś tam dziełach tylko dlatego, że nie ma tam znaczącego odsetka gejów, silnych i niezależnych kobiet, refudżłelkomizmu i masy grup etnicznych znanych z XXI wieku na planecie Ziemia to zjawisko obrazujące poważne zaburzenia postrzegania rzeczywistości i rozwijającą się paranoję, bo jedyna logika jaka za tym stoi to fakt, że jeżeli nie będzie tych grup przedstawionych w mainstreamie to z niewiadomych przyczyn grozi im jakieś potężne zagrożenie ze strony patriarchatu, który nie wiadomo czym dokładnie jest, ale jest związany jest białą samczą supremacją, zaś cała reszta grup etnicznych temu patriarchatowi podlega w sposób nie do końca wyjaśniony.


Cytat:Z drugiej strony, to mit jakoby "kiedyś to było", twórcy byli od zawsze notorycznie ograniczani byli przez cenzurę. Ileż to filmów w poprzednich dekadach edytowano przed wypuszczeniem czy wręcz wstrzymywano i to w krajach tradycyjnie uznawanych za ostoję wolności słowa? "Żywot Briana" to tylko wierzchołek góry lodowej i jakoś dziwnie mamy w przeważającej części do czynienia z przykładami obrazy religijnej czy innych konserwatywnych wartości.

Ale tu nie ma mowy o żadnej cenzurze tylko o konieczności dodawania wątków z dupy w fabułach, w których owe wątki to bezsensowna wklejka i kalka współczesności. Co by nie mówić o komunie to wątek dobrego milicjanta, szlachetnego aparatczyka, złego solidarucha, wyklętego zbrodniarza, pracowitego rolnika czy robola to nie był must have jakiejkolwiek fabuły. Bo liczyła się opowieść.

Sofeicz napisał(a): Chyba nie wiesz, jak działają wytwórnie filmowe.
W samym Hollywood jest tylko kilku najwybitniejszych reżyserów, którzy mają tzw. „final cut” czyli dostają wolną rękę co to scenariusza, doboru obsady, realizacji i ostatecznego montażu.
A cała reszta, w tym nawet znane nazwiska, jest wynajmowana do realizacji zdjęć, a montażem i postprodukcją zajmuje się wytwórnia i jej „redaktorzy”.
Dlatego po przemaglowaniu przez machinę wytwórnianą dostajemy takie „poprawne” cosie.
W Europie jest trochę inaczej, bo tu obowiązuje podejście bardziej autorskie (a mniej liczą się zyski).
Ale i tak, kiedy wypuścisz coś bardziej ostrego, to dostaniesz inną, bardziej restrykcyjną kategorię wiekową i już zlatujesz z multipleksów do kin studyjnych.

A co za tym idzie zyski spadają wykładniczo. Do tego dochodzą polityki platform streamingowych. Jeżeli film jest obrazoburczy dla części widowni i nie porusza wątków do przyklaskiwania to najpewniej po prostu zostanie pominięty. Czy tego chcą konsumenci? Niekoniecznie. Czy takie zachowanie to lepienie fałszywego obrazu rzeczywistości? Owszem.

kmat napisał(a): Prawda. Zresztą to nie tylko w filmie tak jest. Feministyczne fantasy to jedno z większych nieszczęść. Z tym, że to w zasadzie działa przy agitpropie każdej opcji.

Z tym, że Smoleńsk czy inna Faustyna nie są filmami forsowanymi niczym np. taki RoP, na który poszedł miliard zielonych i chyba większość wydali na wsparcie związków zawodowych i zabezpieczeniu przed pozwami.

Ayla Mustafa napisał(a): Jakie zaginione ogniwo między elfem a orkiem? W dziełach Tolkiena debilne i płytkie jest to, że dobrzy bohaterowie zwykle wyglądają dobrze na ciele, a źli bohaterowie wyglądają zwykle źle na ciele. Elfy są dobre, a orkowie, trole i Smigol są źli.

No to tak nie jest. Zło jest na początku piękne ale setki lat zezwierzęcenia deformuje umysły i dusze. Sauron był Majarem. Morgoth był Ainurem. Wszystko to istoty boskie i piękne.



Cytat: Dużo lepsze są tu "Gwiezdne Wojny", w których niebywale oszpecony na ciele Darth Vader na koniec ukazuje swe dobro, w które wierzył jego syn.
W dziełach Tolkiena jest jakikolwiek dobry ork lub trol? Smutny

Orkowie to torturowane i wypaczone przez Saurona morczne elfy. Trolle to bodaj twory czarnej magii Morgotha. Poza tym smoki są piękne a to też postaci z magii Morgotha. Podobnie dzieła czarnej magii są niebywale pociągające i zgubne.

Cytat:
Mejza mać! "Shrek" jest w tej kwestii na wyższym poziomie niż Tolkien.

Dupa tam. Zgłąb temat.
Sebastian Flak
Odpowiedz
Różne wątki można umieścić w serialu, filmie czy książce tak, żeby miały sens, a można umieścić je tak, że nie mają sensu kompletnie.
Przypomina mi się serial "Anne with an E", będący politycznie poprawną wersją "Ani z Zielonego Wzgórza". Na początku zapowiadało się, że będzie to serial bardziej realistyczny niż książka i serial z Megan Follows. Pokazano realia ciężkiej pracy w gospodarstwie, a Ania wykazywała objawy PTSD w związku ze swoim wcześniejszym pobytem w przytułku. Zaraz potem zaczęły się pojawiać wszystkie możliwe uciskane mniejszości, w większości przypadków bez sensu. Gilberta uczyniono dość wcześnie sierotą, głównie po to, żeby mógł zaciągnąć się na statek, popłynąć na Trynidad, poznać czarnego ziomka, który następnie przybył do Kanady i osiadł w zamieszkanych przez innych czarnych slumsach w Charlottetown. Slumsach wymyślonych specjalnie po to, żeby wprowadzić czarnych do serialu. Ciotka Józefina okazuje się lesbijką, która urządza w swoim domu imprezy przypominające queer party z przełomu XX i XXI wieku. W jednym z odcinków pojawia się też łopatologicznie przedstawiony feminizm. Otóż panie z Avonlea, które pięć minut wcześniej były tradycyjnymi, pruderyjnymi gosposiami nagle robią jakieś zebranie, na którym zachwycają się feminizmem i pouczają Marylę, że jest ważny. Pięć minut później znów są tymi samymi gosposiami. Nawiasem mówiąc, twórcom filmu kompletnie umknęło, że mogli wykorzystać materiał który mieli podetknięty pod nos w książce, w której to Maryla i Mateusz wykazują się większą "postępowością" niż wielu ich sąsiadów, w tym rodzice Diany, decydując się na kształcenie Ani. Później jeszcze pojawili się Indianie, do których życzliwie odnosiła się oczywiście tylko Ania.

Żeby było ciekawiej, wszystkie te motywy pojawiły się w serialu o doktor Quinn, tylko tam zostało to zrobione z głową i oglądając nie ma się wrażenia, że mamy do czynienia z ludźmi z naszych czasów przebranymi w dawne ciuchy, a żenadometr nie wybija bez przerwy w górę.

Fanuel napisał(a): Dupa tam. Zgłąb temat.
Myślę, ze filmy jednak bardzo Tolkiena spłycają.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Fanuel napisał(a): Od siebie dodam, że wprowadzany jest paradygmat wciskania na siłę postaci i zachowań, zupełnie oderwanych od rzeczywistości świata przedstawionego. Wszędzie ma być przekalkowana i przefiltrowana przez lewicowe poglądy współczesność i wciskane aprobowane współcześnie zachowania i konstrukty społeczne. Sensu być nie musi.
To niczym się nie różni od wprowadzanego paradygmatu wciskania na siłę postaci i zachowań zupełnie oderwanych od rzeczywistości przefiltrowanych przez prawicowe poglądy na współczesność, czego doświadczaliśmy przez całe sto lat kina. Bo chyba nie uważasz na przykład, stereotypowego przedstawiania postaci kobiecych, męskich czy mniejszości jakie mieliśmy do tej pory zawsze za realistyczne i sensowne? Zawsze tak było tylko, że jak wciskane zachowania i konstrukty społeczne odpowiadają Twoim poglądom, to wtedy tego nie zauważasz i przyjmujesz za rozsądne. 

Cytat:A temu to można dać spokój. Tutaj mogą powstawać filmy pod dany schemat i nie muszą być denne. Problem leży w tym, że ww. wytyczne mają znajdować się w filmach historycznych, sci-fi i fantasy, horrorach itd. Ja jestem zdania, że nie ma większego przekłamania jak wciskanie współczesności wszędzie tam gdzie obraz świata przedstawionego na to wręcz nie pozwala. 

Znowu, przyjmujesz bezpodstawnie, że filmy produkowane w Hollywood do tej pory nie wciskały współczesności wszędzie gdzie popadnie, w sensie stereotypów w danym czasie przyjmowanych jako obiektywna rzeczywistość. 

Cytat:Szukanie na siłę homofobii, mizoginii, ksenofobii i rasizmu w jakichś tam dziełach tylko dlatego, że nie ma tam znaczącego odsetka gejów, silnych i niezależnych kobiet, refudżłelkomizmu i masy grup etnicznych znanych z XXI wieku na planecie Ziemia to zjawisko obrazujące poważne zaburzenia postrzegania rzeczywistości i rozwijającą się paranoję, bo jedyna logika jaka za tym stoi to fakt, że jeżeli nie będzie tych grup przedstawionych w mainstreamie to z niewiadomych przyczyn grozi im jakieś potężne zagrożenie ze strony patriarchatu, który nie wiadomo czym dokładnie jest, ale jest związany jest białą samczą supremacją, zaś cała reszta grup etnicznych temu patriarchatowi podlega w sposób nie do końca wyjaśniony.
Wyjaśniony dość dobrze - w przypadku członków Akademii przyznającej Oscary nie tak dawno mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie średnia wieku głosujących wynosiła 62 lata, 94 procent było białych, 77 procent mężczyzn, 2 procent czarnych. Oczywiste jest, że taka grupa będzie promować takie dzieła które odpowiadają ich własnym poglądom, kulturze w której się wychowali itd. Jeśli nie zmienisz tych proporcji, to w jaki inny sposób osiągniesz bardziej obiektywny ogląd twórczości filmowej? 

Cytat:Ale tu nie ma mowy o żadnej cenzurze tylko o konieczności dodawania wątków z dupy w fabułach, w których owe wątki to bezsensowna wklejka i kalka współczesności. Co by nie mówić o komunie to wątek dobrego milicjanta, szlachetnego aparatczyka, złego solidarucha, wyklętego zbrodniarza, pracowitego rolnika czy robola to nie był must have jakiejkolwiek fabuły. Bo liczyła się opowieść. 
No jak to nie był must have, przecież wątek dobrego policjanta, wyklętego zbrodniarza czy prawilnej żony, to połowa amerykańskiej kinematografii. Opowieść to jedno a odtwarzanie powszechnie przyjętych w społeczeństwie stereotypów aby zaspokoić zapotrzebowania widzów, to drugie. Westerny to klasyczny przykład - powielane bezmyślnie motywy szlachetnego dzikusa i białego wybawcy stworzyły w oczach odbiorców obraz Dzikiego Zachodu nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Różnica jest taka, że to wtedy mieliśmy do czynienia z nachalną propagandą i poprawnością polityczną a dzisiaj w niektórych przypadkach z nieudolnym wprowadzeniem wątku mniejszości. 

Sofeicz napisał(a): Chyba nie wiesz, jak działają wytwórnie filmowe.
W samym Hollywood jest tylko kilku najwybitniejszych reżyserów, którzy mają tzw. „final cut” czyli dostają wolną rękę co to scenariusza, doboru obsady, realizacji i ostatecznego montażu.
A cała reszta, w tym nawet znane nazwiska, jest wynajmowana do realizacji zdjęć, a montażem i postprodukcją zajmuje się wytwórnia i jej „redaktorzy”.
Dlatego po przemaglowaniu przez machinę wytwórnianą dostajemy takie „poprawne” cosie.
W Europie jest trochę inaczej, bo tu obowiązuje podejście bardziej autorskie (a mniej liczą się zyski).
Ale i tak, kiedy wypuścisz coś bardziej ostrego, to dostaniesz inną, bardziej restrykcyjną kategorię wiekową i już zlatujesz z multipleksów do kin studyjnych.
Tylko, że czym to się różni od sytuacji z poprzednich dekad w przemyśle filmowym? 

Cytat:A co za tym idzie zyski spadają wykładniczo. Do tego dochodzą polityki platform streamingowych. Jeżeli film jest obrazoburczy dla części widowni i nie porusza wątków do przyklaskiwania to najpewniej po prostu zostanie pominięty. Czy tego chcą konsumenci? Niekoniecznie. Czy takie zachowanie to lepienie fałszywego obrazu rzeczywistości? Owszem.
Bzdura, dzisiaj w zasadzie możesz sobie obejrzeć każdy film, wystarczy znaleźć odpowiednią platformę. Kiedyś było wręcz odwrotnie gdyż wytwórnie bały się utraty zysków z powodu potencjalnego zakazu dystrybucji i wobec tego wątki nie pasujące do ówcześnie panującej powszechnie poprawności politycznej, były wycinane czy omijane. 
Cytat:Orkowie to torturowane i wypaczone przez Saurona morczne elfy. Trolle to bodaj twory czarnej magii Morgotha. Poza tym smoki są piękne a to też postaci z magii Morgotha. Podobnie dzieła czarnej magii są niebywale pociągające i zgubne.
Podaj chociaż jedną postać z "Władcy", którą można jednocześnie określić jako złą i ficzycznie atrakcyjną. Potencjane wyjątki tylko potwierdzają regułę. Przecież u Tolkiena brzydota i zło to wręcz synonimy.

Iselin napisał(a):  Zaraz potem zaczęły się pojawiać wszystkie możliwe uciskane mniejszości, w większości przypadków bez sensu.
Ten serial to luźna adaptacja fikcyjnej historii której akcja odbywa się na fikcyjnej wyspie. Celem adaptacji niekoniecznie musi być wierne przedstawienie pierwowzoru strona po stronie a właśnie dostosowanie jej do innego medium i wymagań nowej publiczności. Inaczej jaki sens miałyby kolejne ekranizacje tych samych dzieł gdyby przedstawiały ciągle to samo? 

Cytat:Gilberta uczyniono dość wcześnie sierotą, głównie po to, żeby mógł zaciągnąć się na statek, popłynąć na Trynidad, poznać czarnego ziomka, który następnie przybył do Kanady i osiadł w zamieszkanych przez innych czarnych slumsach w Charlottetown. Slumsach wymyślonych specjalnie po to, żeby wprowadzić czarnych do serialu. 
Odnosiłaś się do realizmu tymczasem w rzeczywistości czarne slumsy w miasteczkach kanadyjskich istniały w tamtym okresie. W tym przypadku serial jest więc bardziej realistyczny niż sama książka. 

Cytat:Ciotka Józefina okazuje się lesbijką, która urządza w swoim domu imprezy przypominające queer party z przełomu XX i XXI wieku. W jednym z odcinków pojawia się też łopatologicznie przedstawiony feminizm. Otóż panie z Avonlea, które pięć minut wcześniej były tradycyjnymi, pruderyjnymi gosposiami nagle robią jakieś zebranie, na którym zachwycają się feminizmem i pouczają Marylę, że jest ważny. Pięć minut później znów są tymi samymi gosposiami. 
Ale czy lesbijki nie istniały w XIX wieku? Feministki też nie? Gdzie tu jest problem? 
Cytat:Nawiasem mówiąc, twórcom filmu kompletnie umknęło, że mogli wykorzystać materiał który mieli podetknięty pod nos w książce, w której to Maryla i Mateusz wykazują się większą "postępowością" niż wielu ich sąsiadów, w tym rodzice Diany, decydując się na kształcenie Ani. Później jeszcze pojawili się Indianie, do których życzliwie odnosiła się oczywiście tylko Ania.
Też realizm jest zachowany gdyż większość ludzi w tamtym okresie odnosiła się nieżyczliwie do rdzennych Amerykanów. 

Cytat:Żeby było ciekawiej, wszystkie te motywy pojawiły się w serialu o doktor Quinn, tylko tam zostało to zrobione z głową i oglądając nie ma się wrażenia, że mamy do czynienia z ludźmi z naszych czasów przebranymi w dawne ciuchy, a żenadometr nie wybija bez przerwy w górę.
Ciekawe, że o tym wspominasz gdyż wtedy ten serial był uważany za poprawnie politycznyUśmiech
Odpowiedz
Ayla Mustafa napisał(a): Jakie zaginione ogniwo między elfem a orkiem? W dziełach Tolkiena debilne i płytkie jest to, że dobrzy bohaterowie zwykle wyglądają dobrze na ciele, a źli bohaterowie wyglądają zwykle źle na ciele. Elfy są dobre, a orkowie, trole i Smigol są źli. Dużo lepsze są tu "Gwiezdne Wojny", w których niebywale oszpecony na ciele Darth Vader na koniec ukazuje swe dobro, w które wierzył jego syn.
W dziełach Tolkiena jest jakikolwiek dobry ork lub trol? Smutny

Mejza mać! "Shrek" jest w tej kwestii na wyższym poziomie niż Tolkien.

Sauron, żeby przekabacić elfy na swoją stronę przybrał postać pięknego Annatara. Galadriela i Elrond wyczuli podstęp, jednakże udało mu się przekabacić Celebrimbora, w skutek czego powstały pierścienie.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Ale czy lesbijki nie istniały w XIX wieku? Feministki też nie? Gdzie tu jest problem? 
Przecież dokładnie napisałam, w czym jest problem. Nie, nie w obecności feministek i lesbijek, tylko w anachronicznym i niekonsekwentnym przedstawieniu ich. Inna sprawa, że wpychanie na się wszystkich możliwych mniejszości i trendów i wiążące się z tym często bezsensowne zmiany fabuły, dają rzeczywiście idiotyczny efekt. Co za dużo, to niezdrowo.

Zresztą twórcy tego serialu mają tak z każdym wątkiem, za który się biorą. Wsadzili tam jeszcze jakąś dawną miłość Mateusza i tegoż Mateusza próbę samobójczą oraz zainteresowanie Maryli dużo młodszym lokatorem. Do tego dramatyczny pościg Mateusza za Anią i Ania opowiadająca kłamstwa z zimną krwią w co najmniej dwóch sytuacjach, chociaż jedną z głównych cech książkowej Ani było to, że nigdy nie kłamała. Do tego mnóstwo innych rzeczy, których nie dość, że nie było w powieści, to jeszcze były kompletnie sprzeczne z jej duchem. Wyszedł taki trochę kiepski serial romansowo-przygodowy. Właściwie powinni nakręcić całkiem własny serial, nie podpierając się książką Montgomery. Najlepsza była scena, w której Mateusz i Maryla opijają przyjęcie Ani do rodziny winem porzeczkowym. Tym samym, którym spiła się Diana. Tak, dwoje kanadyjskich surowych protestantów piło alkohol z jedenastolatką.

Osiris napisał(a): Ciekawe, że o tym wspominasz gdyż wtedy ten serial był uważany za poprawnie polityczny
Nic dziwnego, bo jest poprawny politycznie, ale jest to zrobione z sensem.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Przecież ciągle faceci grają częściej główne role w filmach, czyli widocznie mamy do czynienia z odwrotną sytuacją - promowaniem ról męskich kosztem kobiet.

Heh, nie wiedziałem. Mam Disney+ i tylko na tej platformie oglądam filmy i muszę stwierdzić iż jest to zauważalne w filmach, że zawsze jest jakaś kobieta, jakiś murzyn. A np. w takim mandalorianinie cała fabuła toczyła się niby wokół faceta a w trakcie rozwoju serialu tak jakby stał się postacią drugoplanową wobec oczywiście silnej kobiety która stanęła na czele wszystkich frakcji mandalorian.

Osiris napisał(a): A może się ludziom po prostu przejadł ten Marvel? A może serial jest słaby? A może...itd. A tymczasem Tobie od razu się wymyśliło, że to feminizm. Oglądałeś w ogóle?

Oglądam filmy Marvela, ale tego akurat nie widziałem Uśmiech

Osiris napisał(a): Czyli jeśli mieliśmy (i ciągle mamy) w kinie przez sto lat inne formy aktywizmu czy chociażby propagandę partriarchalną, to było ok. A teraz jeśli widzimy aktywizm innego rodzaju który nam się nie podoba, to już jest źle. 

Kurde, Ozyrysie, studiowałem historię i filozofię. Dobrze wiem jak wygląda w mitologii greckiej Zeus i dlatego irytuje mnie to że ukazują go jako czarnego i łysego. Tak samo irytowało by mnie to gdyby zrobiono film o czarnym Hitlerze. No nie. No po prostu no nie. To nie pasuje i chuj.

Poza tym - tak. Nie podoba mi się ten aktywizm feministyczny i wciskanie politpoprawnosci wszędzie gdzie się da. Wolę ten stary, patriarchalny model aktywizmu w którym mogą powstać tak świetne role jak Ripley z Obcego.

Osiris napisał(a): Ideologia to niewłaściwe słowo, powinienem napisać bardziej o filozoficznym nurcie do którego można Gwiezdne Wojny wpisać. W pierwszej części oryginalnej trylogii mamy historię o walce i zwycięstwie jednostki szlachetnej krwi (w tym przypadku posiadającej Moc), należącej do grupy wybranych rycerzy Dżedaj, która nie korzysta z żadnych demokratycznych metod i rozumu tylko za pomocą przemocy, magii, kierowana wręcz mistycznym przeznaczeniem zwycięża Imperium. Trochę taka unowocześniona wersja różnych starożytnych czy średniowiecznych opowieści o bohaterach z ludu, co się okazywali czasem księciem, jak np. król Artur. Są ci lepszej krwi, są miecze, rycerze i oczywiście prawie sami faceci w rolach głównych. Trochę zajeżdza feudalizmem. Jest niby walka o wolność ale raczej nie o równość. 

No i super, no i dobrze. Zgadzam się ze wszystkim co tu napisałeś. I co niby złego jest w walce o wolność a nie o równość? Równość ma być tylko wobec prawa. A kiedy jest wolność to jedni z niej korzystają mądrze a inni głupio i nie ma między nimi pod tym względem równości.

Osiris napisał(a): Problemem Twoim oraz wielu krytyków zmiany podejścia do obsadzania ról filmowych jest chyba brak odpowiedniej perspektywy. Wychowałeś się na filmach przede wszystkim robionych twórców europejskiego kręgu kulturowego i przedstawiających świat z ich punktu widzenia. Kobieta o czarnym kolorze skóry, mająca inne doświadczenia życiowe i czy tradycję nie będzie zbytnio zainteresowana np. filmami Van Damme'a.

Kurwa. W moich prastarych czasach patriarchalnego aktywizmu zajebiście oglądało mi się Xenę wojowniczą księżniczkę, która była taką kobiecą wersją Conana lub Herkulesa. Może czarnoskóra kobieta spojrzałaby łaskawym okiem na ten serial?

Bert, jakby co to odpiszę później bo dziś nie mam już siły. Jakby co to niech nikt nie myśli, że kogokolwiek olewam. Na wszystko odpiszę tylko niech mi na to te moje małe Belzebuby pozwolą.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
A nie jest przypadkiem tak, że wraz z pojawieniem się serwisów streamingowych ogólnie wzrosła liczba kiepskich produkcji bo tu liczy się nie tyle jakość a ilość. Takie uniwersum gwiezdnych wojen to 6 filmów przez 30 lat. A potem jak się otworzył worek to ciężko w ogóle zliczyć co tam się pojawiło. Taka masówka musi odbijać się na jakości. I czy nie jest przypadkiem tak, że ogólnym zalewie szajsu najbardziej obrywają filmy politycznie poprawne - bo po pierwsze mamy modę na marudzenie na polityczną poprawność, po drugie takie produkcje najbardziej rzucają się w oczy?

Osobiście pewnie bym był w stanie łyknąć z przyjemnością film w którym powiedzmy Karol Wielki jest Murzynem, pod warunkiem, że fabuła byłaby dobra a film przyzwoity. Problem w tym, że zdecydowana większość takich filmów jest po prostu kiepska i nadal byłaby kiepska, nawet gdyby żadnych wątków politycznie poprawnych by tam nie było. Przykładem jest tu ostatni sezon "Fargo". Bardzo średnio mi się podobał, ale nie dlatego, że był tam silnie zaakcentowany wątek feministyczny, ale dlatego, że ten wątek był źle napisany a serial wyraźnie odstawał jakością od wcześniejszych części.


Osiris napisał(a): Ale czy lesbijki nie istniały w XIX wieku? Feministki też nie? Gdzie tu jest problem? 

Być może w tym, że przedstawione zostały one w sposób XXI wieczny a nie XIX wieczny a sceny z ich udziałem były po prostu wrzucone w ten sposób, że nie pasowały do fabuły i widz widział, że to jest wrzutka. Problem polityczno poprawnych wątków jest taki, że często wyglądają one jak po prostu lokowanie produktu. Jak oglądasz serial i nagle główni bohaterowie przy śniadaniu wyjmują pudełko płatków kukurydzianych Nestle i przez kolejne 5 minut zachwycają sie jakie te płatki są zajebiste to widz będzie miał jednak zgrzyt Duży uśmiech

Jeżeli mamy na przykład film o średniowieczu to spokojnie można tam umieścić wątek miłości gejowskiej i to się może trzymać kupy. Ale jak ci homoseksualni bohaterowie nagle zaczną mówić coś o równouprawnieniu, ślubach dla osób homo i krucjacie gejowskiej na Jerozolimę to film od razu się posypie Duży uśmiech

Tylko znowuż - tego typu produkcje para-historyczne nawet bez wątków politycznej poprawności bardzo często zawierają masę wątków które są totalnie ahistoryczne lub wrzucone na siłę. Ale przeciętny widz jest już do tego przyzwyczajony i nie rzuca mu się to w oczy jak ahistoryczne wątki politypoprawnościowe. Mamy tu przywołaną przez Lubmera Xenę Wojowniczą Księżniczkę. Przecież to był szajs taki sam jak spora część obecnych politycznie poprawnych gniotów - ale jakoś się to sprzedawało. I nie tylko dlatego, że "wówczas tak się kręciło" bo były przecież "poważne seriale" jak chociażby Robin z Sherwood z 1984 Uśmiech
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
DziadBorowy napisał(a): Być może w tym, że przedstawione zostały one w sposób XXI wieczny a nie XIX wieczny a sceny z ich udziałem były po prostu wrzucone w ten sposób, że nie pasowały do fabuły i widz widział, że to jest wrzutka. Problem polityczno poprawnych wątków jest taki, że często wyglądają one jak po prostu lokowanie produktu. Jak oglądasz serial i nagle główni bohaterowie przy śniadaniu wyjmują pudełko płatków kukurydzianych Nestle i przez kolejne 5 minut zachwycają sie jakie te płatki są zajebiste to widz będzie miał jednak zgrzyt
Tak było, przecież napisałam, co tam jest nie tak Uśmiech
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości