To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Diuna [film 2020] - i książki, gry, seriale, film Lyncha...
Żarłak napisał(a): A to nie Bene G. odpowiadały za takie pokierowanie wydarzeniami, że Atrydzi otrzymali Diunę we władanie?
Raczej nie. Z książki wynika, że był to spisek imperatora i Harkonnenów. BG raczej nie na rękę, bo grożący zniszczeniem cennych linii genetycznych.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
No i jestem po seansie. Film świetny, klimatyczny, muzyka doskonała. Śmiało można porywnywać do LOTR, bez ujmy dla arcydzieła. Ot, kino udane. Chociaż zastanawia mnie jak rozwiną sposób działania Przyprawy. Jak na fabułę skupiającą się w dużej mierze na tym to w pierwszej części było bardzo lakonicznie.
Sebastian Flak
Odpowiedz
zefciu napisał(a): Raczej nie. Z książki wynika, że był to spisek imperatora i Harkonnenów. BG raczej nie na rękę, bo grożący zniszczeniem cennych linii genetycznych.

Aha. OK.
Jeszcze odnośnie walki Sardaukarów bez przebrania, to Baron w filmie mówi, że planeta jest odcięta orbitalnie od komunikacji, więc i tak się nikt nie dowie, że Imperator ingerował.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
Ja też miałem tę ogromną przyjemność zaznać Diuny w czasie sobotniego seansu. Cóż mogę powiedzieć - po prostu wspaniały film, długo targały mną emocje, w tym za sprawą kapitalnej roboty Hansa Zimmera. Główny motyw już przeniosłem na gitarę i sobie go bez przerwy przygrywam. Aż nosi mnie na wykonanie heavy metalowej interpretacji Oczko
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Odpowiedz
Sebrian napisał(a): Ja też miałem tę ogromną przyjemność zaznać Diuny w czasie sobotniego seansu. Cóż mogę powiedzieć - po prostu wspaniały film, długo targały mną emocje, w tym za sprawą kapitalnej roboty Hansa Zimmera. Główny motyw już przeniosłem na gitarę i sobie go bez przerwy przygrywam. Aż nosi mnie na wykonanie heavy metalowej interpretacji Oczko

No cóż, pogrywaj Panie i wrucaj w neta. Przerobi się na dzwonek do telefonu Uśmiech
Sebastian Flak
Odpowiedz
Wydaje mi się, że użytkownicy tego forum byli na zupełnie innym seansie niż ja byłem. Po lekturze paru wątków na forum Filmwebu tylko się w tym utwierdzam. Główna linia podziału wielkie arcydzieło/mdła wydmuszka przebiega na znajomości uniwersum. Widać, że to tworzył miłośnik książek dla miłośników książek, a laicy się w tym gubią.

Budowanie świata
Diuna to skomplikowane uniwersum. Błędem starej Diuny w jego budowaniu było zastąpienie pokazania gadającą głową. Villeneuve mając wybór między opowiedzeniem a pokazaniem nie wybrał nic. Przykłady:
1. Widzimy jakąś grubą kopię Morgana Freemana która pokazuje białka oczu do jakichś obliczeń finansowych. Czemu on wywrócił oczy? Czy zna jakieś sekretne techniki obliczeniowe? Czy inni też tak potrafią? W filmie chyba nie pada nawet słowo "mentat", więc laik będzie traktował tą postać jako jednostkowy przykład geniusza.
2. Postacie walczą na noże i miecze. OK, wyraźnie wytłumaczono że te tarcze energetyczne zatrzymują pociski. No ale chyba nie powstrzymują przeciążeń od wybuchów, co nie? Dlaczego nie strzelają do siebie pociskami rakietowymi i granatnikami? Przecież ta broń istnieje, rażą z niej pojazdy.
3. Gdzie są komputery? Jedyna elektronika jaką widzimy to kontrolki thoptera. Wiemy, że mają zaawansowaną technologię, bo mają lewitujące urządzenia i podróże międzygwiezdne. Ja wiem, że ludzkość stoczyła wojnę z AI i dlatego tego nie rozwijają, ale również nie pada o tym słowo w filmie.
4. Dlaczego nie terraformowano planety? Bo wydobycie przyprawy ważniejsze. No dobra, czyli widz się domyśla że po terraformowaniu nie byłoby przyprawy. No ale przynajmniej mogli wytępić czerwie, skoro tak przeszkadzają w wydobyciu prawda? Czemu oni są tacy głupi?
5. Co jedzą owady, czerwie pustyni i myszoskoczki? Jedyną widoczną wegetacją były palmy w mieście, z tego co pamiętam.
6. Dlaczego nagle znikąd imperator zapragnął osłabić ród Atrydów? Skąd mamy wiedzieć, że stali się zbyt potężni? Ja wiem że w książkach jest epicka intryga między rodami jak w Grze o Tron. Tylko że serial Gra o Tron był w stanie to pokazać, a nowy film Diuna nie. Rozumiem, że to decyzja artystyczna, bo ciężko w krótkim filmie pokazać zawiłości wielkiej polityki. Jednak ten brak widać też tutaj: czytelnicy książek dyskutują o mechanizmach działania świata i motywacjach wielkich tego uniwersum. Laikom po filmie nie zostaje nic.

Budowanie postaci
Relacje między postaciami, ich motywacje są zarysowane w szczątkowej formie. Widać emocje na twarzach i w grze aktorskiej, ale nie idzie ich zrozumieć. Czytelnicy książek docenią te subtelności, bo spędzili dużo czasu na poznawaniu tych bohaterów w wersji pisanej. Widzowie nie spędzali z nimi czasu i ich osobiste tragedie ich nie obchodzą. Przykłady:
1. Relacja między Duncanem a Paulem. Przytulili się, muszą się lubić. Zawsze formalny Paul, nawet wobec rodziców, nagle staje się jowialny w jego obecności. Tylko, że ta relacja wydaje się sztuczna i niewiarygodna. Jak to zrobić lepiej? Zamiast pokazywać ich przywitanie, powinni pokazać wspólnie wykonywaną aktywność. Duncan mógł spokojnie uczyć Paula walki na noże, tak abyśmy go polubili. Mógł go uczyć latać, czy choćby być powiernikiem jego tajemnic. Przywitanie obu bohaterów mogło otrzymać więcej uwagi. W Terminatorze zrobili to dobrze, widać w tym siłowaniu wspólną historię. Miś w Diunie natomiast jest równie bez emocji jak całowanie się z Breżniewem. Wreszcie, śmierć Duncana. Jest pokazana w podobnie beznamiętny sposób. On nie miał wątpliwości, on się nie zmagał. Jego poświęcenie jest równie oczywiste jak śmierć mrówki w obronie gniazda. O ile lepiej wygląda podobna śmierć postaci drugoplanowej, Haldira, w Dwóch Wieżach!



2. Motywacje i sny Paula. Do momentu kłótni z matką w namocie, nie wiadomo o co mu chodzi: o strach przed przeznaczeniem (czytelnicy książek pewnie wiedzą). W Lynchu, pewnie wzorem książki, słyszymy myśli bohatera. Inne wersje to pamiętnik, szczera rozmowa z rodzicami, albo przyjaciel. Netflix pewnie wrzuciłby tutaj postać "czarnego geja", w Diunie mógł nim być Duncan. Dopiero pod koniec filmu zaczynami widzieć w nim zagubione dziecko. Natomiast na czym polega jego finałowa walka z Fremenem? Mnóstwo widzów nie zajarzyło (ja też nie), że on mu się przewijał w wizjach i miał jego przyjacielem i mentorem. Dlatego walka z nim i zabicie niosło ogromny ładunek emocjonalny. Tylko że ponownie, dla czytelników książek. Dla reszty to jakiś narwany dzikus i dobrze że umarł.
3. Relacje Paula z rodziną. Dopiero wideo recenzja uświadomiła mi, że kiedy matka drze ryja przed drzwiami podczas sceny z pudełkiem, robi to ze strachu o syna. Jak tu widziałem że nie potrafi sobie poradzić z magią czynioną przez zamaskowaną wiedźmę. Relacja z ojcem, aż nazbyt formalna. Na cmentarzu on nam mówi, że kocha syna. Ale co innego powiedzieć, a co innego pokazać. Tej miłości nie czuć, a próba otrucia barona ponownie nie budzi odpowiednich emocji u widza nie-czytelnika. Założę się, że łezkę na jego twarzy widoczną podczas umierania dodano w postprodukcji, bo jego śmierć była za mało dramatyczna. Również powiedzenie o dziadku który to zginął podczas walki z bykami. Pokazywanie figurki i głowy byka nie wzbudzi takich emocji, jak filmowa scena. Wtedy można by pokazać, jakie relacje łączyły dziadka z Leto. Ale ponownie, zaprzepaszczono okazję na wzbudzenie emocji u laika.
4. Pokazanie Harkonnenów. Widzimy tylko dwóch, barona i postać graną przez Dave'a Bautistę. Służą oni za kolejnych generycznych złych którzy knują i atakują znienacka bo to robią generyczni źli. W filmie Lyncha widać było głębię ich zepsucia, kiedy baron odkorkował ofiarze serce i cieszył się jej cierpieniem, najpewniej również śmiercią. Widać było ich chore relacje rodzinne, kiedy Feyd Rautha patrzy z przerażeniem na poczynania barona, ale uśmiecha się gdy baron patrzy. W Diunie temu celowi służył groteskowy pająkowaty stwór, ale laik jak ja zupełnie nie wie skąd on się wziął, czym był i co miał oznaczać.
5. Pokazanie gorąca. Raz mówią, w stopniach Celsjusza, jak tam gorąco, powietrze drży. A jednak pustynia w Diunie jest zimna. Nie widzimy zmęczęnia, potu, udaru u ludzi tam żyjących. W żaden sposób widz nie czuje tego skwaru, bo on nie jest pokazany.

Estetyka
O ile poprzednie grzechy są obiektywnymi naruszeniami prawideł sztuki filmowej, ten fragment jest zupełnie subietywny. Muzyka jest nijaka. Fani uniwersum polubili ją chyba, bo jest z tego uniwersum, a nie dlatego że jest taka cudowna. Dość jednostajne zawodzenia quazi-arabskie z dubstepowymi wstawkami w stylu Transformersów nie pozwalają mi się zanucić ani nawet przypomnieć. Po filimie Lyncha parę razu puszczałem sobie dla przyjemności muzykę z tamtego filmu. Po Diunie Villeneuve nie mam takiej ochoty. Podobnie wnętrza: puste ciemne. Nic w nich nie widać, a kiedy jest światło, i tak nie ma na co patrzeć. Ten świat jest pięknym, martwym obrazem, sprawia wrażenie pustego. Przez co widzowie tacy jak ja, nie są w stanie wniknąć w ten świat i poczuć się w nim wiarygodnie. Paradoksalnie, jedyny wiarygodny i namacalny lud to... Fremeni! Ujrzeliśmy fragment ich specyficznej kultury przy zapinaniu butów na krzyż, przy pluciu na powitanie, przy parzeniu kawy. Tylko przy tej frakcji poczułem że to naprawdę są ludzie, a nie formalne pomniki, jak przedstawiciele rodów.

Mój werdykt? To całkiem niezły film, ale ten diament ma mnóstwo rys. Jest ucztą artystyczną i ciągłym puszczaniem oczka do czytelników Herberta, ale osoba nowa w uniwersum i próbująca utożsamiać się z postaciami nie ma tu czego szukać. Ten film odniesie sukces finansowy jak Avatar, ale to głównie za sprawą wiernych czytelników., bo sam w sobie wiernego fandomu nie wytworzy. Nadzieja w tym, że "To dopiero początek". My, laicy, być może dostaniemy szanse polubić się z postaciami i w nie uwierzyc (bo jak pisałem, Fremeni byli jedynymi wiarygodnymi postaciami), a młody Paul będzie miał okazję podczas wymiany doświadczeń z tymi dzikusami wyjaśnić nam zasady funkcjonowania świata.
Odpowiedz
Glassius napisał(a): 1. Widzimy jakąś grubą kopię Morgana Freemana która pokazuje białka oczu do jakichś obliczeń finansowych. Czemu on wywrócił oczy? Czy zna jakieś sekretne techniki obliczeniowe? Czy inni też tak potrafią? W filmie chyba nie pada nawet słowo "mentat", więc laik będzie traktował tą postać jako jednostkowy przykład geniusza.

No to chyba słusznie?

Glassius napisał(a): 3. Gdzie są komputery? Jedyna elektronika jaką widzimy to kontrolki thoptera. Wiemy, że mają zaawansowaną technologię, bo mają lewitujące urządzenia i podróże międzygwiezdne. Ja wiem, że ludzkość stoczyła wojnę z AI i dlatego tego nie rozwijają, ale również nie pada o tym słowo w filmie.

Już gdzieś spotkałem się z takim komentarzem. Dlaczego ludzie tak bardzo potrzebują widzieć komputery? To już jest dla widzów jakiś wyznacznik SF? Nie rozumiem tej wąpliwości. Przecież sam fakt, że poruszają się zaawansowanymi pojazdami sprawia, że mają jakiś rodzaj technologii komputerowej czy innej który to umożliwia. Rozumiem, że pominięcie Gildii Nawigatorów może spłycać wszystko, a szersze omówienie roli mentatów dookreśliłoby realia świata, ale dla samej historii Paula wiedza o tym nie jest konieczna, a to właśnie jego wątek jest kluczowy.

Mam wrażenie, że wielu współczesnych widzów ma problem z brakiem dosłowności pewnych scen. Film (abstrahując tu od oceny realizatorskiej dobrze/źle zrobiony) jest zrobiony w starym stylu. Wielu brakuje też oprócz napięcia z filmów akcji, a to nie jest film akcji choć chyba takie były oczekiwania niektórych(?), omówienia dialogowego tego co się dzieje na zasadzie: co jest grane, dlaczego tak jest, co z tym robimy? No reżyser film tu nie pomaga. Nacisk położony jest na kilkukrotne obejrzenie filmu i przeczytanie książek i z tego ma wziąć się satysfakcja.


Mam nadzieję, ze drugi film wyjaśni te różne wątpliwości.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
Żarłak napisał(a): dla samej historii Paula wiedza o tym nie jest konieczna, a to właśnie jego wątek jest kluczowy.
Tu jest problem. Wiadomo, w filmie trzeba pominąć bardzo dużo szczegółów wyjaśniających świat by zrobić miejsce na inne, ważniejsze rzeczy. Niestety, nie były nimi przedstawienie relacji, motywacji i ludzkiej strony Paula. Były nimi panoramiczne ujęcia wnętrz i krajobrazów, nużąca końcówka gdy Paul błąkał się z matką po pustyni i... akcja! Bo wbrew pozorom
Żarłak napisał(a): to nie jest film akcji choć chyba takie były oczekiwania niektórych(?),
To jest film akcji. Mamy: trening walki, ratowanie załogi kombajnu, atak na miasto, ucieczkę Duncana, ucieczkę Paula z thoptera, walkę w bazie ekologów, ucieczkę z bazy ekologów, ucieczkę przed czerwiem, walkę z Fremenem i przyszłą walkę Paula-wodza z już niebieskimi oczami. Nie wliczam scen zamachów Uśmiech To wszystko dobrze wygląda. Film zmienia tempo, ma dobrze rozłożone akcenty między akcją a ujęciami artystycznymi. Tylko że ma on sporo ujęć niepotrzebnych (jak pokazanie ucieczki Duncana, groteskowy pająk) i zwyczajnie za długich. Zabrakło miejsca na dialogi, mięsko aktorskie, i budowanie świata, czyli na narrację. Jako pomniejszy fan Pratchetta i fanatyk zjawiska zwanego imperatywem narracyjnym, nie mogę tego nie wytknąć Uśmiech

Żarłak napisał(a): omówienia dialogowego tego co się dzieje na zasadzie: co jest grane, dlaczego tak jest, co z tym robimy? No reżyser film tu nie pomaga. Nacisk położony jest na kilkukrotne obejrzenie filmu i przeczytanie książek i z tego ma wziąć się satysfakcja.
Wielokrotne obejrzenie filmu by wyłapać wszystkie smaczki może dobrze świadczyć o filmie. Tutaj dwa przykłady, ile treści ukryto w filmach. UWAGA, są pełne spoilerów.
Drive
Bękarty Wojny

Ale konieczność przeczytania książki już nie świadczy dobrze o filmie. Odwrotnie trylogia Władcy Pierścieni. Tam wszystko co zbędne dla narracji usunięto, dodano parę rzeczy aby ją poprawić. I ta trylogia się broni bez książek.

Niektórzy widać wolą dobrą opowieść od wielkiej sztuki.
Odpowiedz
Żarłak napisał(a): to Baron w filmie mówi, że planeta jest odcięta orbitalnie od komunikacji
A to akurat inna sprawa:
Spoiler!
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
Ja tam się cieszę, że w Diunie nie ma takiego krindżu jak np w interstellar, gdzie koleś rysuje coś na kartce, zwija ją w rulonik i przebija ołówkiem, żeby wszystkim widzom, którzy nie zetknęli się nigdy z sf, wytłumaczyć czym jest tunel czasoprzestrzenny.
I hear the roar of big machine
Two worlds and in between
Hot metal and methedrine
I hear empire down


Odpowiedz
Lubię Interstellar. Mogę oglądać i oglądać. Hipnotyzuje mnie ten film, a ta scena w ogóle mi nie przeszkadzała.


zefciu napisał(a): A to akurat inna sprawa:

Ach jo


Glassius napisał(a): Tu jest problem. Wiadomo, w filmie trzeba pominąć bardzo dużo szczegółów wyjaśniających świat by zrobić miejsce na inne, ważniejsze rzeczy. Niestety, nie były nimi przedstawienie relacji, motywacji i ludzkiej strony Paula. Były nimi panoramiczne ujęcia wnętrz i krajobrazów, nużąca końcówka gdy Paul błąkał się z matką po pustyni i... akcja! Bo wbrew pozorom

Jak to nie były? Ciekawość nowej planety, gdy studiuje encyklopedię na jej temat, niechęć do używania głosu wobec matki, tudzież na jej polecenie, krnąbrność i duma wobec matki przełożonej, szacunek do Fremenów mimo nie spotkania ich wcześniej oraz ich agresywnej postawy, szacunek do ojca i Duncana, Haleka, honor odwaga i męstwo, i ten przytłaczające wszystko (bo tak miało być zgodnie z Kwisatz Haderach) wizje.
Nie widziałeś tych elementów? Jak powinno to być przedstawione żebyś to widział?


Glassius napisał(a): To jest film akcji. Mamy: trening walki, ratowanie załogi kombajnu, atak na miasto, ucieczkę Duncana, ucieczkę Paula z thoptera, walkę w bazie ekologów, ucieczkę z bazy ekologów, ucieczkę przed czerwiem, walkę z Fremenem i przyszłą walkę Paula-wodza z już niebieskimi oczami. Nie wliczam scen zamachów  To wszystko dobrze wygląda. Film zmienia tempo, ma dobrze rozłożone akcenty między akcją a ujęciami artystycznymi. Tylko że ma on sporo ujęć niepotrzebnych (jak pokazanie ucieczki Duncana, groteskowy pająk) i zwyczajnie za długich. Zabrakło miejsca na dialogi, mięsko aktorskie, i budowanie świata, czyli na narrację. Jako pomniejszy fan Pratchetta i fanatyk zjawiska zwanego imperatywem narracyjnym, nie mogę tego nie wytknąć


Rambo to jest typowy film akcji. Obejrzyj sobie Lawrence'a z Arabii. Diuna to jest właśnie ten drugi, a nie pierwszy przypadek. W dodatku właśnie w duchu starego kina nakręcony.


Glassius napisał(a): Ale konieczność przeczytania książki już nie świadczy dobrze o filmie. Odwrotnie trylogia Władcy Pierścieni. Tam wszystko co zbędne dla narracji usunięto, dodano parę rzeczy aby ją poprawić. I ta trylogia się broni bez książek.

Niektórzy widać wolą dobrą opowieść od wielkiej sztuki.

Bez przesady. To jest film zrobiony z artyzmem, ale nie w sposób hermetyczny. Jeśli ktoś go obejrzy i nie znudzi się, to powinien wiedzieć o co chodziło. Nie zrozumie niuansów i tła akcji w pełni, ale nie powinien czuć zrezygnowania. Zresztą, można łatwo to ocenić patrząc na zarobki. Jest w czołówce za ten rok. Typowy film akcji z wielopokoleniową widownią zarobił ponad dwa razy tyle i jest podobnej długości, ale no właśnie, Bond jest filmem akcji ze swego rodzaju certyfikatem jakości. Diuna jak na "nową" historię z mieszanymi ocenami co do jej przeszłych realizacji wypada dobrze, jeśli nie bardzo dobrze. Masowy widz jednak coś zrozumiał. Duży uśmiech
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
Po półtorej godziny tego filmu byłem nim całkowicie oczarowany, zachwycony. Myślałem coś w stylu: oby się nigdy nie skończył.
I o dziwo, pół godziny później już ziewałem z nudów, a pod koniec zastanawiałem się po jaką cholerę to oglądałem. Dziwna sprawa. Uśmiech
Odpowiedz
Pearl Jam napisał(a): Po półtorej godziny tego filmu byłem nim całkowicie oczarowany, zachwycony. Myślałem coś w stylu: oby się nigdy nie skończył.
I o dziwo, pół godziny później już ziewałem z nudów, a pod koniec zastanawiałem się po jaką cholerę to oglądałem. Dziwna sprawa. Uśmiech
A może coś więcej? W którym konkretnie punkcie fabuły przestało Ci się podobać?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
Żarłak napisał(a): Nie widziałeś tych elementów? Jak powinno to być przedstawione żebyś to widział?
W jakikolwiek sposób, byle to pokazać. Paul zachowuje wizje głównie dla siebie, nie dzieląc się nimi zanadto ani z innymi bohaterami, ani z widzami. Dopiero pod koniec filmu laicy jak ja dostrzegli jego ludzką stronę: kiedy w namiocie płakał i kłócił się z mamą, że nie jest gotowy sprostać przeznaczeniu. Wtedy dopiero widać, że to jest tylko dziecko wrzucone w brutalny świat. Wtedy dopiero widz może poczuć tą postać, empatycznie się do niej przywiązać.

Żarłak napisał(a): Rambo to jest typowy film akcji. Obejrzyj sobie Lawrence'a z Arabii.
Lawrence'a nie widziałem, ale Rambo tak. Jest to głównie film o zwichrowanym psychicznie weteranie gnębionym przez system. Specjalnie zrobiłem sobie skrót scen akcji
14:20-15:00 męczenie na komisariacie
16:00-20:20 bójka na komisariacie i ucieczka
35:15-36:15 tropienie i zabicie psów
39:00-42:00 ranienie policjantów
55:00-56:40 rozbrojenie nastoletniego myśliwego i zagonienie Rambo do jaskini
58:00-58:20 bazooka
65:00-65:20 szczury
69:40-70:40 kradzież ciężarówki
71:10-71:50 pościg przez radiowóz, zakończony kraksą z wybuchem
73:00-73:30 rozbicie blokady ciężarówką
74:00-76:0 podpalenie stacji benzynowej i ucieczka mieszkańców
78:00-84:30 polowanie na szeryfa

Łącznie, naciągając, mamy 23min/93min akcji w filmie Rambo, prawie 1/4 filmu. Gdyby zrobić takiezestawie dla Diuny, podejrzewam że wyszłoby podobnie. Jak tylko ktoś będzie miał cyfrową wersję, może policzyć. Żeby nie było: to nie jest żaden zarzut! Tylko stwierdzenie faktu. W Diunie jest dużo powolnego budowania nastroju napięcia i to jest doceniane, ale nie warto zaprzeczać ogromowi akcji który też tam jest obecny.

Żarłak napisał(a): Bez przesady. To jest film zrobiony z artyzmem, ale nie w sposób hermetyczny. Jeśli ktoś go obejrzy i nie znudzi się, to powinien wiedzieć o co chodziło. Nie zrozumie niuansów i tła akcji w pełni, ale nie powinien czuć zrezygnowania.
Wręcz przeciwnie. Obejrzałem poprzednią Diunę Lyncha. Ogrom kiczu i tandetnych efektów specjalnych wpędzał w zażenowanie, ale gra aktorska i budowanie opowieści IMHO były lepsze od nowej wersji. Zrozumiałem z nwego filmu więcej niż laik, ale mniej niż czytelnik. A jednak mnie wynudził

Żarłak napisał(a): Zresztą, można łatwo to ocenić patrząc na zarobki. Jest w czołówce za ten rok. Typowy film akcji z wielopokoleniową widownią zarobił ponad dwa razy tyle i jest podobnej długości, ale no właśnie, Bond jest filmem akcji ze swego rodzaju certyfikatem jakości. Diuna jak na "nową" historię z mieszanymi ocenami co do jej przeszłych realizacji wypada dobrze, jeśli nie bardzo dobrze. Masowy widz jednak coś zrozumiał. Duży uśmiech
Nie chcesz robić takich porównań, bo one nic nie znaczą. Na razie Diuna zarobiła 390 mln dolarów na świecie, w porównaniu do Avatara który zarobił 2,9 mld dolarów. Tak samo jak Diuna, Avatar jest arcydziełem wizualnym z minimalną treścią fabularną. Jeśli druga część będzie się cieszyła większą popularnością od pierwszej, będzie można to ocenić pozytywnie. Na razie, pochwalić należy marketing Uśmiech

Pearl Jam napisał(a): Po półtorej godziny tego filmu byłem nim całkowicie oczarowany, zachwycony. Myślałem coś w stylu: oby się nigdy nie skończył.
I o dziwo, pół godziny później już ziewałem z nudów, a pod koniec zastanawiałem się po jaką cholerę to oglądałem. Dziwna sprawa. Uśmiech
Pójdź do galerii sztuki współczesnej, będziesz miał to samo odczucie. Diuna robi fenomenalne wrażenie wizualne, ale dopiero po chwili widać, że to w sumie prosta opowieść jakich wiele.

Skoro już porównywać, nie mogę się oprzeć by nie wspomnieć o Antydiunie. Dziele zrobionym zupełnie na odwrót, a które wyszło praktycznie w tym samym czasie
1. Serial, a nie film
2. Na podstawie gry, nie książki
3. Gdzie widzowie nie znający gry bawią się lepiej od znawców. Odwrotnie niż w Diunie, która laików szybko nudzi.
4. Kiedy Diuna jest ascetycznym dziełem w klimatach bliskowschodnich w kosmosie, to dzieło jest steampunkiem z fluorescencyjnymi płynami, farbami i neonami w alternatywnym świecie.
5. Kiedy muzyka z Diuny jest nazywana arcydziełem, ale szybko zostanie zapomniana, w tym dziele była najpierw samodzielnym i popularnym bytem.
6. Gdzie nie ma postaci w 100% dobrych, przeciwnie niż w Diunie gdzie zło i dobro są pokazane palcem.
7. Kiedy sama Diuna jest o przewrocie, to dzieło jest o rewolucji i zmianie systemu.

Mowa o Arcane. I nawet widzowie to potwierdzają, gdzie oceny na Filmwebie i Rotten Tomatoes wskazują, że można zrobić arcydzieło wizualne z doskonałą fabułą i rozwojem postaci, nawet drugoplanowych! Dlatego drugi film z uniwersum Diuny najpewniej nie powtórzy sukcesu pierwszej części, natomiast serialowe uniwersum Runeterry zdaje się dopiero rozkręcać.
Odpowiedz
Glassius napisał(a): Wręcz przeciwnie. Obejrzałem poprzednią Diunę Lyncha. Ogrom kiczu i tandetnych efektów specjalnych wpędzał w zażenowanie, ale gra aktorska i budowanie opowieści IMHO były lepsze od nowej wersji. Zrozumiałem z nwego filmu więcej niż laik, ale mniej niż czytelnik. A jednak mnie wynudził

Krótka uwaga, to z Diuny Lyncha laik był wkuffiony bo nie rozumiał nic. A czytelnik był wkuffiony na ogrom wycięć i niepotrzebne dodatki. Te "pistolety na głos" to chyba z zabaw przedszkolaków w piaskownicy podpatrzył. I patrząc wstecz, oprócz kilku scen obrzydliwych (krew, wrzody czy plwociny), reszta filmu była jak zabawa w piaskownicy z dżdżownicami. Aż do polskiej wersji Wiedźmina (zwłaszcza tej filmowej) nie widziałem równie złej ekranizacji, która ani czytelnikowi ani laikowo nie dawała nic. Oprócz wkuffu.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
Glassius napisał(a):Mowa o Arcane. I nawet widzowie to potwierdzają, gdzie oceny na Filmwebie i Rotten Tomatoes wskazują, że można zrobić arcydzieło wizualne z doskonałą fabułą i rozwojem postaci, nawet drugoplanowych! Dlatego drugi film z uniwersum Diuny najpewniej nie powtórzy sukcesu pierwszej części, natomiast serialowe uniwersum Runeterry zdaje się dopiero rozkręcać

Oj tak byczku. Czekam mocno na drugi sezon. Bo pierwszy zakończył się srogim cliffhangerem. Jedna z nielicznych produkcji na podstawie gier która wyszła świetnie. Z animacji na podstawie gier to trzymała poziom jeszcze seria Fate. Kto nie widział Arcane niech nadrobi, naprawdę warto

Bert04 napisał(a):Aż do polskiej wersji Wiedźmina (zwłaszcza tej filmowej) nie widziałem równie złej ekranizacji, która ani czytelnikowi ani laikowo nie dawała nic. Oprócz wkuffu.

Tyle że Polska ekranizacja Wieśka ma jedną zaletę której nie ma Brytyjska. W Polskiej czuć ten duszny i brudny klimat. A ta Brytyjska jest nijaka. To tak jakby zrobić ciężkie, brudne i mroczne Ukrainsko-Ruskie postapo (czyli serie Metro lub S.T.A.L.K.E.R.A) w stylu zachodniego fantasy
Odpowiedz
InspektorGadżet napisał(a): Oj tak byczku. Czekam mocno na drugi sezon. Bo pierwszy zakończył się srogim cliffhangerem. Jedna z nielicznych produkcji na podstawie gier która wyszła świetnie. Z animacji na podstawie gier to trzymała poziom jeszcze seria Fate. Kto nie widział Arcane niech nadrobi, naprawdę warto

Offtop, ale ja sobie chwalę Castlevanię (choć Tobie natłok antyklerykalnych elementów będzie pewnie przeszkadzał w odbiorze) i Dotę (czekam na drugi sezon). Natomiast Dragon's Dogma było denne / łamane przez / tragiczne. Arcane mam natomiast na liście.

InspektorGadżet napisał(a): Tyle że Polska ekranizacja Wieśka ma jedną zaletę której nie ma Brytyjska. W Polskiej czuć ten duszny i brudny klimat. A ta Brytyjska jest nijaka. To tak jakby zrobić ciężkie, brudne i mroczne Ukrainsko-Ruskie postapo (czyli serie Metro) w stylu zachodniego fantasy

Nigdzie nie pisałem, że netfliksowa (brytyjska?) jest super. Jest raczej dobra mimo licznych, bardzo licznych, wad. Naprawdę bardzo bardzo licznych. Ale ma też zalety które sumarycznie to wyrównują. Da się zjeść, choć niestrawności pozostają. Natomiast w Wieśminie wszelkie próby klimatyczności rozbijają się o schrzanione efekty specjalne i denną grę większości aktorów (z tradycyjnie tragicznymi aktorami dziecięcymi), poza naprawdę nielicznymi wyjątkami. Ale Zebrowski i Dymna całego filmu nie udźwignęli.

Co jednak łączy tak polskiego Wieśmina jak i Diunę Lyncha jest właśnie ten motyw, wyrzucamy spore części książki, ale zapełniamy jakimiś własnymi pomysłami wyjętymi z wiadomego miejsca. Tego wieśmina renegata to bym pistolecikiem na głos załatwił i głowę kataną obciął.

(ETA: Jedna rzecz łączy tak Wieśmina jak i Łyczera, nikomu nie udało się odtworzyć humoru książek. Przy tym Netfiskiarzom jeszcze daję fory, bo humor często ulatnia się przy tłumaczeniu jak może nie działać w innym kraju. Natomiast Szczerbica i spółkę nie tłumaczy nic, oprócz bezdennej odporności na dowcip)

Sorry za offtop.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
Byłem na Diunie część druga. Bilety musiałem kupić tydzień wcześniej, żeby dostać dobre miejsca. Nie zdziwię się jak wynik finansowy pobije Oppenheimera.

Jest dużo więcej akcji niż w pierwszej odsłonie, tego można było się spodziewać po części kulminacyjnej. Cała wizja filmu zdaje się być bardziej epicka, na tyle że zaczęła mi przypominać Lawrence'a z Arabii. Sprawdziłem i się okazało, że sama książka była bazowana na historii T.E. Lawrence'a, a Denis Vlileneuve (reżyser Diuny) przyznaje, że film Lawrence z Arabii był jego jedną z głównych inspiracji.

W najnowszej DIunie pojawia się także humor, sala kinowa zaczęła się śmiać, czego nie można było doświadczyć w części pierwszej.

Jest więcej scen artystycznych, zapadających w pamięć. Obsada jeszcze bardziej się poszerza, może nawet była zbyt gwiazdorska.

Zakończenie pozostawiło mnie z lekkim niedosytem, ale chyba tak miało być, bo ostatnie sceny mocno sugerują kolejną część. No cóż, trzeba pewnie znowu będzie kilka lat czekać, ale myślę że przy tym zainteresowaniu potwierdzenie produkcji Dune: Messiah jest tylko formalnością.
Odpowiedz
Hans Żydenstein napisał(a): Jest dużo więcej akcji niż w pierwszej odsłonie, tego można było się spodziewać po części kulminacyjnej.

Jak dobrze wiecie, nie jestem miłośnikiem fantazy ale szczerze mówiąc pierwsza część nawet mi się podobała.
Ale głównie podobała mi się ta oniryczna „przyprawowa” aura, jaka spowija fabułę.
Chyba pierwszy raz, kiedy dłużyzny mnie nie raziły. Chyba to zasługa dobrej muzyki Zimmera.
Obawiam się, że ten czar zniknie w drugiej części pod zwałami naparzanek.
Ale w tygodniu chyba pójdę.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Melanż Cię odmieni na zawsze Duży uśmiech
Sebastian Flak
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości