To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
DPS Jordanów - Czy religia czyni nas gorszymi?
#41
ErgoProxy napisał(a): Zaczyna się od dobrych intencji, potem mierni ludzie dokładają swoje, kolejni ludzie tym żyją, spirala się nakręca, entropia rośnie.

Nie pamiętam, kto postawił tę tezę (Polak? Obirek?), ale zgadzam się, że katolicyzm jest wynikiem "wrogiego przejęcia" chrześcijaństwa przez rzymskich pogan. Czyli religii młodej przez religię starą.

Chrześcijaństwo  przetrwałoby bez tego przejęcia i stało się  wielką  religią?
 Religią  o wielu obliczach.
Odpowiedz
#42
Tak, to było przejęcie w trzecim wieku. Spora część nazewnictwa rzymskiego katolicyzmu pochodzi przecież ze struktur cesarstwa rzymskiego okresu dominatu:
jak nazywały się części administracyjne imperium rzymskiego za czasów Dioklecjana? Diecezje,
Jak był nazywany cesarz: Pontifex. I taki tytuł ma też papież.

Curia /kuria/ też przecież jest elementem dawnej rzymskiej kultury. A i stroje duchowieństwo ma z tamtych czasów.
Rzymski katolicyzm to taka skamielina przetrwała do naszych czasów. Dzisiaj na szczęście już zdycha - u nas niestety jeszcze zbyt wolno, ale jej koniec jest nieunikniony.

Kościół przetrwał, upasł się i osiadł na laurach. Nie głosi już Ewangelii tylko samego siebie. I wszędzie widzi zło - vide Jędraszewski, tylko oczywiście nie w sobie.
Dlatego w takiej formie musi upaść. A co wyrośnie i czy w ogóle nowe/świeże chrześcijaństwo? Trudno wyrokować. Może technologia będzie już tak zaawansowana, że metafizyka nie będzie nam potrzebna, by tłumaczyć świat i nas w nim.
Ceterum censeo Muscoviam esse delendam.
Odpowiedz
#43
Sądzę, że chrześcijaństwo by przetrwało i rozwinęło się fest nawet i bez wsparcia aparatu przemocy rzymskich cezarów i germańskich watażków. Dlatego przecież było dla nich atrakcyjne, że brało szturmem wszystkie ich miasta. Mam oprócz tego cichą nadzieję, że - przynajmniej w rozlewiskach Odrowiśla - taka wiara, a nie religia, zderzyłaby się z buddyzmem i może zostałaby wyparta, a może wykształciłyby się formy synkretyczne. Jest to bardzo interesujący eksperyment myślowy. Ciekawe w ogóle, czy pielgrzymi z legendy o Ziemowicie to aby na pewno były postacie od razu katolickie, czy tylko wtórnie schrystianizowane; rytuał, jaki zalecili Piastowi, jest przecież mało chrześcijański.
Odpowiedz
#44
ErgoProxy napisał(a): Sądzę, że chrześcijaństwo by przetrwało i rozwinęło się fest nawet i bez wsparcia aparatu przemocy rzymskich cezarów i germańskich watażków. Dlatego przecież było dla nich atrakcyjne, że brało szturmem wszystkie ich miasta. Mam oprócz tego cichą nadzieję, że - przynajmniej w rozlewiskach Odrowiśla - taka wiara, a nie religia, zderzyłaby się z buddyzmem i może zostałaby wyparta, a może wykształciłyby się formy synkretyczne. Jest to bardzo interesujący eksperyment myślowy. Ciekawe w ogóle, czy pielgrzymi z legendy o Ziemowicie to aby na pewno były postacie od razu katolickie, czy tylko wtórnie schrystianizowane; rytuał, jaki zalecili Piastowi, jest przecież mało chrześcijański.
Ja w ogóle tak sobie myślę, czy ten katolicyzm nie był nam kulą u nogi.
Kiedy Irlandia stała się bogata? Z jednej strony wtedy, kiedy przyciągnęli do siebie obcy kapitał, no umieli jakoś tak gospodarować, że dziś są potęgą; a z drugiej strony czyż nie przez odrzucenie katolicyzmu poprzez nieuczęszczanie chociażby do kościoła?

Zobaczcie, że kraje, gdzie katolicyzm jest tylko formalny /Austria, Hiszpania, Malta/ są o wiele bogatsze od nas. My to w ogóle jesteśmy jakimś ewenementem. Myślałem, że Portugalia na przykład jest bardzo katolicka, a tam praktykuje kilkanaście procent. A u nas ponad 30%. To przecież o 30% za dużo Oczko a i dwa razy więcej niż w Portugalii. Pocieszam się tylko, że tąpnięcie jest duże, aczkolwiek wciąż uważam, że za łagodne. Lumberjack napisał, że potrwa to krócej niż dwadzieścia lat i oby miał rację. Miło byłoby w końcu pójść do biblioteki/galerii na dyskotekę do swojego byłego kościoła.
Ceterum censeo Muscoviam esse delendam.
Odpowiedz
#45
Ujmę to tak: jest w moim mieście sporo koszmarków architektonicznych, które na kościoły się nie nadają (święktuarium łagiewnickie dla przykładu), ale wara od przerabiania na dyskotekę kościoła w mojej parafii - bardzo ładnej, neogotyckiej bazyliki z geometrycznymi witrażami i świetnymi mozaikami w środku.

Bogactwo rzecz względna, a często nabyta; jeśli więc chodzi Ci o obecną różnicę względem Malty, to u nas sprawę zawaliła komuna, a Tobie pozostaje urządzić proces trupi Rooseveltowi. Natomiast jeśli chodzi Ci o nasze nadganianie, to owszem, coś katolickiego może być na rzeczy. Bo panujące porządki zatrącają o mafię, i to taką feudalną mafię - że doły harują po siedemnaście godzin dziennie, góra wykonuje pseudopracę przycinając doły każdym sposobem, a gady na szczycie piramidy obrastają w tłuszcz i farfocle. Chce się ż... (kum, kum).

Oczywiście w ten sposób zbudujemy sobie nie bogactwo narodu, tylko oligarchię na wzór ukraiński. W tym czasie Ukraińcy swoją oligarchię zdławią, razem z oligarchią zdechnie im korupcja, a potem nastąpi import za Bug takiej organizacji pracy i biznesu, żeby tamtejsi kurinni zdobyli względny spokój, dochód i satysfakcję. Tym sposobem Kijów odwróci wektory przepływów transgranicznych, a dlaczego? Ano z ambicji, żeby chwycić tę rozmodloną polską elitę potyliczną und ętęlektóalną za jej wielkopańskie mordy; żeby zarządzać parafią W(ar)siawka z ramienia Waszyngtonu po wiek wieków, amen.

Uczta dzieci cyrylicy, ateuszki, bo będzie im pomocą w karierach, kiedy dorosną.
Odpowiedz
#46
ErgoProxy napisał(a):
bert04 napisał(a):A do tego jeszcze niemały krąg niekatolików z tego korzysta, ateiści czy żydzi byli na liście.
A w tym już nie za bardzo. Cóż to ma wspólnego z oddawaniem chwały Stwórcy? Katolicyzm nie buddyzm, jego esencją (na dobre i złe) nie jest niesienie ulgi cierpiącym.

Esencją chrześcijaństwa jest, a bynajmniej powinna być, miłość bliźniego. Owszem, masz do pewnego stopnia rację, ludzie jeżdżą do jakichś buddyjskich klasztorów szukać spirytualizmu, niektórzy trafiają, inni nie potrafią się do tego przełamać. Być może klasztory chrześcijańskie są lepiej ugruntowane w okcydentalnej kulturze i dlatego, niezależnie od przynależności religijnej (lub jej braku), lepiej trafiają do europejczyków tutaj mieszkających. A tego typu otwartość też jest jedną z form misjonowania, może nie tak spektakularną jak ścinanie świętych dębów czy przerabianie panteonów na kościoły, ale także stosowaną. W czasach PRL-u co niektórzy księża i mnisi wychodzili do nie-wierzących właśnie bez chrzcielnicy i kropidła pod pachą ale po prostu prezentując inne podejście do życia i świata. Paru ludzi się przez to nawróciło, inni pozostając przy swoim traktowali Kościół przyjaźnie nawet, jak już przestawił się na inne tory. Nie sugeruję, że to było działanie taktyczne podobnie jak nie sugeruję, że tak jest i w przypadku tychże klasztorów w Niemczech, sugeruję natomiast, że takie podejście jak najbardziej też jest na chwałę Stwórcy.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
#47
lumberjack napisał(a):
Nonkonformista napisał(a): A twoim zdaniem, Ergo, religia czyni nas gorszymi?

Usuń religię, a nie usuniesz zła siedzącego w człowieku. Skłonność do zła jest nieodłączną cechą ludzkości. Chrześcijaństwo to nazywa grzechem pierworodnym. Teraz jesteśmy zaawansowanymi technologicznie i naukowo, prymitywnymi małpami, które nawalają w siebie bombami.

Może to jest jednak w jakimś sensie potrzebne? Może ta wrodzona skłonność do przemocy i walki ma służyć jednostce w walce o przetrwanie w dzikim, dziwnym, brutalnym świecie? Nie wiem. Po moim synku widzę, że najbardziej mu imponują wojownicy. Bohaterowie, którzy oczywiście używają przemocy, oczywiście w słusznej sprawie, w walce ze złem. Jezus jest nudny, Batman, Ironman, Ninjago etc. są super. A jak wracam z pracy to syn chce ze mną walczyć na miecze, a jeśli się bawi na spokojnie, to układa z różnych figurek naprzeciwko siebie dwie różne armie, które się zabijają, a jak gramy na kompie, to też w HOMM III są dwie armie, które walczą ze sobą. Cały czas walka, walka i walka. A ja jak sam byłem dzieciokiem, to przecież dokładnie to samo było - zafascynowany Teenage Mutant Hero Turtles, He-Manem, Szkieletorem, Punisherem, z dziećmi na podwórku bawiliśmy się w wojnę, na wymurowanych brzegach piaskownicy robiło się czołgi z piasku, w które rzucaliśmy kamieniami, a jak byliśmy trochę starsi to robiliśmy "prawdziwe" wojny między podwórkami. Po kilkanaście dzieci, które napierdalały w siebie jabłkami, potłuczonym szkłem, ziemniakami etc. Tarcze z blach, miednic etc. Raz dostałem cegłą prosto w czoło, raz mnie wroga ekipa wychłostała pokrzywami po twarzy i oczach, raz trafiłem chłopaka kamieniem polnym w nasadę karku tak, że przez chwilę się bałem, że go zabiłem bo padł na ziemię i przez moment się nie ruszał. Potem kiedy byliśmy jeszcze starsi to zaczęły się walki między podstawówkami. Kurwa pamiętam jak 37 wypowiedziała wojnę 34 albo wojnę między 27 a 34. Normalnie dziecioki biegały ze sztachetkami, kijami, badylami, nogami od krzeseł i to też były całkiem liczne grupy. Potem jak byłem jeszcze starszy to pamiętam czasy walk między osiedlami. Obozisko vs XV-lecie etc. Punki vs skini, dresiarze i metale. A w dorosłość wielu wkroczyło po stronie Radomiaka albo Broni Radom.

Reasumując - całe dzieciństwo i cała młodość to była walka i wojowanie. Przemoc, przemoc i jeszcze raz przemoc. A w ramach odpoczynku od walk podwórkowych grało się z kolegami na pegasusie w Contrę, potem na kompie w Dooma i Mortal Kombat. Całe życie walka i przemoc. Tylko to jest ciekawe, tylko to daje adrenalinę, to człowieka podnieca. Albo moja ulubiona gra Civilization I - budujesz i rozwijasz miasta, budujesz wojska i podbijasz cały świat. A na sam koniec jeszcze wysyłasz najbardziej brutalną formę białka w podróż kosmiczną.

A TV to się oglądało Star Wars, Rambo, Rockyego i Terminatora. Jako dziecko najbardziej lubiłem Bruca Lee i Van Dammea jak się nakurwiał z Tong Po w Kickboxerze. Krwawy Sport albo Amerykański Ninja też były super.

A nie kurwa jakaś religia.

Zło albo skłonność do przemocy i wojowniczości siedzi immanentnie w każdym człowieku i tego nie wyrugujesz. I może tak po prostu musi być i tak się będziemy wszyscy nakurwiać aż słońce zgaśnie, aż do usranej śmierci. Taki małpi nasz los.

Mam podobne wspomnienia co do młodości. Bywało brutalnie. Chodziłem do jednej z najgorszych szkół w Polsce pod względem wyników w różnych testach w Polsce, bo los mnie tak geograficznie rzucił. Mógłbym długo opowiadać o różnych strasznych zdarzeniach, które brały się z małpiej głupoty dzieciaków i niewiele mądrzejszych nauczycieli (jakieś spady nauczycielskie zwykle tam uczyły). Niektórzy uczniowie byli po prostu maltretowani.
Od powyższych przeżyć wpadłem w błędne rewiry intelektualno-emocjonalne. Byłem bowiem zawsze bardzo wrażliwy i empatyczny, więc światem wokół się przeraziłem do cna. Trudno było wytrzymywać. Nie tylko mocno odbierałem ból własny, ale też ból innych. Automatycznie wczuwałem się w cierpiących. Nawet byle medialna relacja o okrucieństwie mnie porusza wewnętrznie i potrafi zepsuć humor. Czułem za dużo cierpienia i zacząłem odbierać świat jako jedną wielką wojnę "planety małp". Stąd uznałem, że muszę być silny, by przetrwać. Jako słabość uznałem moją empatyczną wrażliwość i emocjonalność. Starałem się brutalnie wyrugować z siebie emocje, by stać się jak nieczuła maszyna, która wytrzyma ten świat. Nieczuła maszyna, która będzie ostro pracować i czynić dobro. Niestety nienawidziłem mą emocjonalność. Chciałem się zahartować na wszystko. Uznałem też, że muszę brutalnie walczyć ze złem (poprzez ścieżkę mściciela), bo świat jest taki, że jeżeli sam nie dopuszczę się brutalności, to mnie po prostu zły świat zaora do cna i tyle będzie z mojej "żałosnej litości".

Ale potem stwierdziłem, że moja emocjonalność może być wspaniałą siłą, jeżeli ją tylko wytrzymam. Wiele dało, że oddaliłem się trochę od brutalnych i złych otoczeń. Idzie mi o to, że mam kilka relacji (zwłaszcza z młodszym bratem i z jednym przyjacielem - obaj też są mocno empatyczni), gdzie każdy wolałby w ostateczności być skrzywdzonym niż skrzywdzić drugą stronę. I te relacje są wspaniałe. Zatem świat nie musi być wcale ciągłą wojną, gdzie trzeba tępić swoje emocje i brutalnie walczyć. Zrozumiałem, że świat może być lepszy. Jeżeli bowiem każdy wczuwałby się w los innych, to nie byłoby tych wszystkich okropieństw wokół. Te wczuwanie nie musi koniecznie być oparte na empatii, ponieważ można też, oczywiście, intelektualnie zrozumieć czucie innych (tutaj ważne jest, by tym mniej empatycznym, a bardziej logicznym, osobom otwarcie opowiadać o swym stanie, by rozumieli, jak ich działania wpływają na drugą stronę - kilka razy przejachałem się na tym, że nie mówiłem o tym, jak się z kimś źle czuje, a potem nie wytrzymywałem i uciekałem, a ci którzy chcieli dla mnie dobrze, ale nie rozumieli mych odczuć, byli zdziwieni moim zachowaniem).
Oczywiście nawet mimo otoczenia się moralniejszymi ludźmi dalej moja emocjonalność przysparza mi nieraz wiele bólu i mnie destabilizuje. Ale tu staram się choćby nie narażać się na jakieś straszne obrazy. Stąd też nie obejrzałem filmiku z masakry, jaki zapostowałeś, Lumberze, w wątku o inwazji rosji na Ukrainę. Czy to była ucieczka od świata? Nie sądzę. Już przecież widziałem na różnych ekranach dość, by wiedzieć, jak masakra wygląda. Jeżeli będę się za bardzo otaczał takimi obrazami, to moje emocje mogą błędnie uznać, że jestem w jakimś piekle pełnym cierpienia, które to piekło trzeba brutalnie zniszczyć do cna.
Myślę, że w powyższą złą drogę "faszystowskiego mściciela" poszło ostatnio wnętrze Jordana Petersona, który tak mocno przeżywał cierpienie swoje i innych (jest w końcu psychologiem zajmującym się i otaczającym się cierpiącymi), że uznał, iż świat wokół jest piekłem i należy ten świat zrewolucjonizować "krwią i żelazem" lub nawet zniszczyć, jeżeli taka rewolucja nie będzie możliwa (w końcu nicość jest lepsza od piekła). Mocne emocje zaburzyły mu rozumienie świata. Stąd Peterson wspiera teraz rosję i straszy nasz rosyjskim atomem, mówiąc, że rosji nie pokonamy. On chciałby ideologicznie i religijnie podbić rosję od środka i stworzyć atomowym szantażem i wojskowym przymusem "nowy świat", wypalając czerwonym żelazem "zło" (to co widzi teraz za zło). Nie bez powodu ostatnio robi swój polityczny, prorosyjski objazd po świecie i ogłasza swój "conservative manifesto". Peterson jest dowodem, że ludzie mocno emocjonalni muszą uważać na siebie, by się nie przepalić od cierpienia. Takie uważanie na siebie nie musi być ucieczką od świata i od innych ludzi, którym trzeba pomóc. Trzeba po prostu uważać na te przepalenie emocjonalne, by widzieć zawsze świat takim, jakim jest, bo tylko jeżeli widzi się świat takim, jakim jest, można skutecznie pomagać innym. No a wokół nas świat nie jest brutalnym, "wszechwojennym" piekłem i nie musi nim być. Jest... bardzo różny. Są enklawy piekła, są enklawy ambiwalencji, ale są też enklawy szczęścia, a chodzi o to, żeby te ostatnie podbijały inne.
Stąd staram się dbać, by mieć trochę "puchowe" otoczenie wokół siebie, by moje emocje nie poszły "wojennie" w złą stronę. Ostatnio choćby przeczytałem "Hobbita" Tolkiena i książka ta miała w sobie optymistyczną i łagodną radość, która dodała mi otuchy. I tylko w takim dobrym stanie potrafię mądrze i skutecznie pomagać innym.
Stąd emocji już nie tępię. Inteligencja emocjonalna potrafi nie tylko dać zrozumienie innych ludzi, ale też jakieś skrótowe, intuicyjne rozumienie świata. Piękna moc.

Uważam nawet, że te dwie ścieżki, przed których wyborem stoją ludzie mocno emocjonalni, jest nawet religijną tajemnicą wszechrzeczy. No bo zobaczcie. Dajmy na to, że istnieje sobie ten świat, gdzie jest Bóg. No i on chce sobie stworzyć raj, gdzie wszyscy będą szczęśliwi. Najłatwiejszą drogą do tego jest stworzenie stada aniołów, które to anioły są tak bardzo emocjonalne, że potrafią się wczuwać empatycznie w każdą inną istotę, przez co nikt krzywdzony nie jest, bo każdy dba o każdego innego jak o siebie. No ale... jakiś anioł mógł cierpieć przez nieumyślne błędy innych lub jakieś wady świata wokół, a wtedy mógł się "przepalić emocjonalnie", uznając wszystkich innych za "złe potwory", które trzeba zniszczyć, by świat wokół przestał być "piekłem". Taki zbuntowany, "jordanopetersonowy" anioł pewnie chce wybić innych (pozbyć się brutalnie "zła") i zdobyć władzę nad światem, bo uważa siebie za istotę esencjonalnie lepszą moralnie, ale nieumyślnie jest po stronie zła, bo cierpienie zdeformowało mu ogląd na świat, więc poszedł w pewien "faszyzm", a swoje emocjonalne podrygi uważa za "natchnienie Najwyższej Prawdy".

EDIT
PS
Kiedyś myślałem, że człowiek nie może nikogo innego kochać, bo zawsze w ostateczności wybierze swoje dobro po przekroczeniu jakiejś granicy opłacalności (unikanie cierpienia i pogoń za swym szczęściem). Tak jak w "1984" Orwella, gdy jeden bohater straszony torturami poświęca swoją "ukochaną". Ale teraz mam inne stanowisko. Idzie mi o to, że nie wytrzymać może ciało, gdy dusza może dalej kochać, czyli że u bohatera "1984" po prostu dusza mogła być za słaba, by przemóc reakcję ciała. Ciało ze swej natury jest w końcu ostatecznie egoistyczne (dbanie tylko o krewniaków i innych sojuszników też jest, koniec końców, egoistyczne ewolucyjnie pod względem przetrwania genów). Ale ja czuję, że jest coś więcej. Coś, co się przeciwstawia temu cielesnemu egoizmowi materii. Tak jak Camus, który napisał, że: "dopiero w samym środku zimy przekonałem się, że noszę w sobie niepokonane lato". Coś, co się buntuje przeciwko złemu światu wokół. W końcu bunt był ważną częścią filozofii Camusa.
Odpowiedz
#48
ErgoProxy napisał(a):Ujmę to tak: jest w moim mieście sporo koszmarków architektonicznych, które na kościoły się nie nadają (święktuarium łagiewnickie dla przykładu), ale wara od przerabiania na dyskotekę kościoła w mojej parafii - bardzo ładnej, neogotyckiej bazyliki z geometrycznymi witrażami i świetnymi mozaikami w środku.

Niby dlaczego? Za dziesięć lat i tak będzie stał pusty. Nie chodzi o jakieś wielkie przerabianie. Ot, wyrzucenie ołtarza. Witraże i mozaiki zostaną, rzecz jasna. Chyba że wolisz, żeby był po prostu muzem, ale to i tak trzeba będzie go minimalnie przerobić.
Ceterum censeo Muscoviam esse delendam.
Odpowiedz
#49
Kontynuujemy dyskusję. Religia czyni nas gorszymi, gdyż usprawiedliwia różne złe działania - na przykład traktowanie kobiet. Iluż nieszczęściom można by było zapobiec, gdyby nie wmawianie kobietom, ze nie mogą odejść od przemocowego męża, że mają z nim żyć itd.
akceptacja patologii

Jeżeli kobieta nie może być księdzem /a raczej chyba księżyną/, jeśli odmawia się jej święceń kapłańskich, używając wydumanych, szowinistycznych argumentów, to znaczy, że kobieta z jakiegoś powodu jest gorsza, a przecież wiemy, że jest słabsza fizycznie /ale nie gorsza, by być księżyną/.
kobieta jest gorsza

Kwestia LGBT - to wiadomo, jesteśmy gorsi, bo nie wtykamy penisa w cipki /ta.../ to przecież najważniejsze dla tych zramolałych, zdewociałych zboczuchów. Nie wkładasz, gdzie powinieneś, jesteś 'tęczową zarazą'.

KK jest anty LGBT

I ciało jest złe wg KK. Widać to szczególnie w takich miejscach jak baseny. Zauważcie, że jak będziecie za granicą, nie zauważycie ludzi biorących prysznic w kąpielówkach - co przecież samo w sobie jest idiotyczne - albo saunujących w strojach kąpielowch. Czyż to nie jest tak, że obrzydzenie do ciała wmówione nam przez kapłanów Nicości jest tego przyczyną? A ciało ludzie może być piękne i wcale nie trzeba się go wstydzić, bo wstydzić się nie ma czego - wszyscy mamy albo pochwy, albo penisy.

KK wmawia wstręt do ciała i wstyd

Zobaczcie, w ilu aspektach religia czyni nas gorszymi. Bez tych farmazonów kąpalibyśmy się nago pod prysznicem, nie przeszkadzaliby nam mężczyźni idący za rękę po ulicy, nie mielibyśmy nic przeciwko związkom partnerskim, na krzyk zza ściany, krzyki, reagowalibyśmy natychmiastowym wezwaniem policji. itd. itp.

Potrzeba ludziom odtrucia religijnego, nałykali się za dużo kadzidła i kazalnianych bredni i teraz ciężko to z nich usunąć. To jest również nasza praca, uświadamiać, że żadnego Boga nie ma /no bo gdzie jest?/ i żeby nie wierzyć, i żyć w wolności.
Ceterum censeo Muscoviam esse delendam.
Odpowiedz
#50
Wstydliwość i brak rozwiązłości w sferze seksualnej są akurat dla mnie dobre. Sam mocno odczuwam, że najlepiej pielęgnować swą intymność dla czegoś wyjątkowego, tym bardziej, że mam wrażliwą i kruchą intymność, a także mocno się przywiązuję. Bardzo mocno wolę też trwałość, zamiast zmienności. Demotywuje, smuci i wkurza mnie kultura wokół, która np. epatuje seksem, a dziewictwo u mężczyzn często uznaje za jakieś upokorzenie.
Dużo lepiej wygląda dla mnie pełne mocnych emocji, stopniowe otwieranie się mimo wstydliwości, niż jakiś mechaniczny bezwstyd dla rozkoszy. To pierwsze sięga dużo głębiej i nie niszczyłoby mego wrażliwego krajobrazu emocjonalnego.
Poza tym ciało to i tak tymczasowy wehikuł, a w takiej bliskości liczyć się powinna strefa duchowa.
Stąd też pochwała wstydliwości i awersja do rozwiązłości i kultu ciała trafiają u mnie na podatny grunt. Ale to może przez moją wrażliwość i mój pęd ku superdalekosiężnym projektom, a inni ludzie zwykle tak nie mają.
Odpowiedz
#51
Nonkonformista napisał(a): Kontynuujemy dyskusję. Religia czyni nas gorszymi, gdyż usprawiedliwia różne złe działania - na przykład traktowanie kobiet. Iluż nieszczęściom można by było zapobiec, gdyby nie wmawianie kobietom, ze nie mogą odejść od przemocowego męża, że mają z nim żyć itd.
akceptacja patologii


ja tu widzę problem ogólnie w podejściu do sakramentu małżeństwa, jako czegoś nierozerwalnego, bo biorąc pod uwagę współczesną wiedzę o tym czym jest syndrom ofiary i jak ciężko jest się wyrwać takim osobom z toksycznego/patologicznego związku, religia niestety działa tu dodatkowo na niekorzyść takich osób, narzucając myślenie, że wolą Bożą jest, by w tym jednym związku trwać na dobre i na złe, nawet jak to jest nierozsądne i szkodliwe dla ofiary, a czasami też dla dzieci w takiej rodzinie. Tu gdzie religia powinna takim ofiarom pomagać wyrwać się z trudnej sytuacji, to niestety jeszcze to utrudnia. Dla mnie to takie faryzejskie trzymanie się przepisów, nawet gdy działają one na szkodę człowieka.
Odpowiedz
#52
Nonkonformista:
Cytat:KK jest anty LGBT

Takie odruchy mogą być naturalne. Jak bylam mala, to  nie mialam żadnych uprzedzeń no do ludzi ciemnoskórych,  cieszył mnie ich widok, a na widok dwóch lesbijek bylam zbulwersowana i nikt mi niczego nie wmawiał.

A kwestia podejścia do seksu, słuchałam w radio dyskusji i podobno najwięcej gwiazd pornosa pochodzi z rodzin katolickich. Ale nie wydaje mi się, żeby można było ludziom samym wmawianiem, że seks jest brudny tak go obrzydzić.  Myślę, że to jest tez zasługa intelektualnego podejścia do życia, permanentny gwałt na mózgu odbija się na sferze seksualnej. Wiesz,, katolicy są intelektualistami, myślą intelektem.
Rozsadziło mi antenę.
Odpowiedz
#53
Rodica napisał(a): Nonkonformista:
Cytat:KK jest anty LGBT

Takie odruchy mogą być naturalne. Jak bylam mala, to  nie mialam żadnych uprzedzeń no do ludzi ciemnoskórych,  cieszył mnie ich widok, a na widok dwóch lesbijek bylam zbulwersowana i nikt mi niczego nie wmawiał.

A kwestia podejścia do seksu, słuchałam w radio dyskusji i podobno najwięcej gwiazd pornosa pochodzi z rodzin katolickich. Ale nie wydaje mi się, żeby można było ludziom samym wmawianiem, że seks jest brudny tak go obrzydzić.  Myślę, że to jest tez zasługa intelektualnego podejścia do życia, permanentny gwałt na mózgu odbija się na sferze seksualnej. Wiesz,,  katolicy są intelektualistami, myślą intelektem.
Katolicy są  intelektualistami? Nieśmiały

Hill napisał(a):
Nonkonformista napisał(a): Kontynuujemy dyskusję. Religia czyni nas gorszymi, gdyż usprawiedliwia różne złe działania - na przykład traktowanie kobiet. Iluż nieszczęściom można by było zapobiec, gdyby nie wmawianie kobietom, ze nie mogą odejść od przemocowego męża, że mają z nim żyć itd.
akceptacja patologii


ja tu widzę problem ogólnie w podejściu do sakramentu małżeństwa, jako czegoś nierozerwalnego, bo biorąc pod uwagę współczesną wiedzę o tym czym jest syndrom ofiary i jak ciężko jest się wyrwać takim osobom z toksycznego/patologicznego związku, religia niestety działa tu dodatkowo na niekorzyść takich osób, narzucając myślenie, że wolą Bożą jest, by w tym jednym związku trwać na dobre i na złe, nawet jak to jest nierozsądne i szkodliwe dla ofiary, a czasami też dla dzieci w takiej rodzinie. Tu gdzie religia powinna takim ofiarom pomagać wyrwać się z trudnej sytuacji, to niestety jeszcze to utrudnia. Dla mnie to takie faryzejskie trzymanie się przepisów, nawet gdy działają one na szkodę człowieka.
Kościół  już  się  skruszył. Możliwe  unieważnienie małżeństwa.  Wg mnie to wzmacnia jeszcze w praktyce hipokryzję. KK  moglby dopuścić  małżeństwa  cywilne jako niewykluczajace ze wspólnoty  wiernych. Chodzi o komunię.  Stara sprawa.
Odpowiedz
#54
geranium napisał(a): Kościół  już  się  skruszył. Możliwe  unieważnienie małżeństwa.


Tyle, że unieważnienie niekoniecznie będzie możliwe w sytuacji, gdy związki są toksyczne/patologiczne i nastąpiło to już po ślubie, taki przykład: gdyby jedno z małżonków uzależniło się od alkoholu itp.

Poza tym tu chodzi też o narzucenie pewnego sposobu myślenia, który już w kulturze chrześcijańskiej się ukształtował i nawet nie musi dotyczyć ludzi jakoś bardzo religijnych. Chodzi o to, że rozwód ogólnie postrzegany jest jako zły, jako coś czego Bóg na pewno nie chce, a zdanie religii jest tu jednoznaczne, że związków małżeńskich nie należy rozdzielać. A dla osób mających tzw. "syndrom sztokholmski", to jest dodatkowe utrudnienie, by taki związek zerwać, ze względu na wiarę, presję społeczną, poczucie, że w takim związku należy trwać na dobre i na złe.
Odpowiedz
#55
geranium:
Cytat:Katolicy są  intelektualistami? Nieśmiały
Przecież kochają intelektem, każdego bliźniego. Nawet seks uprawiają kierując się zasadami intelektu, dlatego.tak ich brzydzi.

Ale może tylko polscy katolicy, jak to napisał Hemingway:
'Chodzą do kościoła, a potem się dźgają nożami przez całą drogę do domu i zabijają się nawzajem w każdą niedzielę. To nie są prawdziwi katolicy. To tacy polscy katolicy."

Terlikowski:
"Czeski filozof i ksiądz Tomasz Halik zadał mi podobne pytanie: „W czym wy jesteście lepsi od nas – Czechów, ateistów? Nie ma u nas więcej przestępstw, nie pijemy więcej”. Odpowiedziałem: „To wszystko prawda. Ale proszę pomyśleć, co to by było, gdyby Polacy nie byli chrześcijanami. Kogo byście mieli za miedzą! Jeśli nawet przy pomocy łaski bożej jesteśmy tacy słabi, to bez niej bylibyśmy potworami”. Tak uważam. Być może Czesi łaski bożej nie potrzebują, żeby trzymać pion. A Polacy potrzebują. I chciałbym, żeby wiedzieli, że mają skarb. I pokazywali innym, jaki to skarb."

Nasuwa mi się pytanie, czy Polacy mają jakieś trefne geny?
Rozsadziło mi antenę.
Odpowiedz
#56
Hill napisał(a):
geranium napisał(a):Kościół  już  się  skruszył. Możliwe  unieważnienie małżeństwa.


Tyle, że unieważnienie niekoniecznie będzie możliwe w sytuacji, gdy związki są toksyczne/patologiczne i nastąpiło to już po ślubie, taki przykład: gdyby jedno z małżonków uzależniło się od alkoholu itp.

Poza tym tu chodzi też o narzucenie pewnego sposobu myślenia, który już w kulturze chrześcijańskiej się ukształtował i nawet nie musi dotyczyć ludzi jakoś bardzo religijnych. Chodzi o to, że rozwód ogólnie postrzegany jest jako zły, jako coś czego Bóg na pewno nie chce, a zdanie religii jest tu jednoznaczne, że związków małżeńskich nie należy rozdzielać. A dla osób mających tzw. "syndrom sztokholmski", to jest dodatkowe utrudnienie, by taki związek zerwać, ze względu na wiarę, presję społeczną, poczucie, że w takim związku należy trwać na dobre i na złe.


To wszystko niestety prawda. Wynika to z wiary, że to sakrament. Związek jest uświęcony jakby. Jednak to myślenie występuje nie tylko u wierzących. Wszyscy chcą trwać. To wymóg kultury.

Rodica napisał(a):geranium:
Cytat:Katolicy są  intelektualistami? Nieśmiały
Przecież kochają intelektem, każdego bliźniego. Nawet seks uprawiają kierując się zasadami intelektu, dlatego.tak ich brzydzi.

Ale może tylko polscy katolicy, jak to napisał Hemingway:
'Chodzą do kościoła, a potem się dźgają nożami przez całą drogę do domu i zabijają się nawzajem w każdą niedzielę. To nie są prawdziwi katolicy. To tacy polscy katolicy."

Terlikowski:
"Czeski filozof i ksiądz Tomasz Halik zadał mi podobne pytanie: „W czym wy jesteście lepsi od nas – Czechów, ateistów? Nie ma u nas więcej przestępstw, nie pijemy więcej”. Odpowiedziałem: „To wszystko prawda. Ale proszę pomyśleć, co to by było, gdyby Polacy nie byli chrześcijanami. Kogo byście mieli za miedzą! Jeśli nawet przy pomocy łaski bożej jesteśmy tacy słabi, to bez niej bylibyśmy potworami”. Tak uważam. Być może Czesi łaski bożej nie potrzebują, żeby trzymać pion. A Polacy potrzebują. I chciałbym, żeby wiedzieli, że mają skarb. I pokazywali innym, jaki to skarb."

Nasuwa mi się pytanie, czy Polacy mają jakieś trefne geny?
Oficjalnie ich brzydzi.Nieoficjalnie go uwielbiają wliczając w to pralatów. Nie mam tu na myśli pedofilii.
Odpowiedz
#57
geranium:
Cytat:Oficjalnie ich brzydzi.Nieoficjalnie go uwielbiają wliczając w to pralatów. Nie mam tu na myśli pedofilii
Gdyby go uwielbiali, to by nie zaglądali innym do majtek. Widocznie nie potrafią z niego korzystać jak należy.
Rozsadziło mi antenę.
Odpowiedz
#58
Rodica napisał(a): geranium:
Cytat:Oficjalnie ich brzydzi.Nieoficjalnie go uwielbiają wliczając w to pralatów. Nie mam tu na myśli pedofilii
Gdyby go uwielbiali, to by nie zaglądali innym do majtek.  Widocznie nie potrafią z niego korzystać jak należy.
Maja tę  zagwozdkę z celibatem. Ale może  takie niebezpieczne zwiazki są  bardziej  ekscytujące  Oczko Nieśmiały
Odpowiedz
#59
Rodica napisał(a): geranium:
Cytat:Oficjalnie ich brzydzi.Nieoficjalnie go uwielbiają wliczając w to pralatów. Nie mam tu na myśli pedofilii
Gdyby go uwielbiali, to by nie zaglądali innym do majtek.  Widocznie nie potrafią z niego korzystać jak należy.
Tak, gdzieś mi mi obiło o uszy /czy nie w filmie braci Sekielskich...?/, że jak <<nie ma wytrysku, to nie ma grzechu>> Coś takiego powiedział kapłan Nicości do molestowanego dziecka.
geranium napisał(a):
Rodica napisał(a): geranium:
Cytat:Oficjalnie ich brzydzi.Nieoficjalnie go uwielbiają wliczając w to pralatów. Nie mam tu na myśli pedofilii
Gdyby go uwielbiali, to by nie zaglądali innym do majtek.  Widocznie nie potrafią z niego korzystać jak należy.
Maja tę  zagwozdkę z celibatem. Ale może  takie niebezpieczne zwiazki są  bardziej  ekscytujące  Oczko Nieśmiały
Celibat jest antyludzki i uważam, że powinien być opcjonalny, a najlepiej zniesiony.
Ceterum censeo Muscoviam esse delendam.
Odpowiedz
#60
geranium, Nonkonformista:
Celibat nie jest karą, tylko dobrowolnym wyborem, drogą do świętości, czystośc seksualna uświęca ciało. Jesli ktoś się na niego decyduje, to znaczy, że tego chce. W chrześcijaństwie celibat stoi ponad małżeństwem.
A sam seks ma różne oblicza, może być nieczysty i czysty. Więc jesli ktoś ma obsesję, że seks jest brudny,  to znaczy, że jest kryptogwałcicielem.
Rozsadziło mi antenę.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości