Al-Rahim napisał(a):To musiałeś trafić do jakiejś dziwnej szkoły. W budach do których ja chodziłem każda klasówka była ogromna/trudna/stresująca, i trzeba się było zakuwać. Także zakuwać z dnia na dzień bo nauczyciel mógł nakazać :"wyciągamy karteczki", bo przepytanka do tablicy na chybił-trafił. Stres w szkołach jest. Stąd wzrastającca ilość samobójstw u młodzieży, spożycie alkoholu, narkotyków, psychologowie w szkołach. A ty twierdzisz że teraz jest "za dobrze" i powinno być jeszcze trudniej/bardziej stresująco, jak za "starych dobrych czasów". Chcesz aby cała mlodzież szkolna podcieła sobie żyły?Ja dorastałem w tych "starych dobrych czsach" - i mimo, że było dużo nauki jakoś nikt sobie żył nie podcinał. Każdy wiedział jakie ma obowiązki i gdzie jest jego miejsce - niepokorni (czyt. lenie i obiboki)- wylatywali ze szkół, bo nikt sie z nimi nie pieścił jak teraz.
Narkotyki - wszystko zaczyna się od "zielarstwa"...
Teraz poprzewracało się we łbach smarkaczom - każde upomnienie belfra to "zamach na wolność", każda "jedynka" czy co tam teraz jest - "nieprawiedliwa". Oczywiście tak naprawdę szczyle mają to w dupie, bo wiedzą, że i tak zdazą i ukończą szkołę, krzyk (oczywiście to musi być "pod pobliczkę") podnoszą jedynie po to by dojebać belfrowi, którego nie lubią bo ośmiela się ich odpytywać. A jeszcze sekundują im w tym popieprzeni zwykle rodzice wpatrzeni w synalka jak w obraz (bo wychowanie "bezstresowe"), nie chodzący na wywiadówki bo musza się bogacić (są w ogóle teraz wywiadówki?). Kiedyś jak nauczyciel strzelił gościa po łapach linijką za zachowanie - to ten ani myślał się skarżyć w domu. Bo ojciec by pasem poprawił. Nie chodzi mi oczywiście o kary cielesne, ale o sam stosunek do sprawy.
Co do "wyciagamy karteczki" - dawniej (lata 80-90) to była normalna praktyka. Nawet było napisne w Kodeksie Ucznia, że "niezapowiedziane kartkówki" moga być robione bez żadnych wceśniejszych ustaleń.
A co - to taka straszna katorga jak się musi dzieciak uczyć na bieżąco? Uwłacza to jego godności? Jasne, łatwiej jest cały semestr zbijać bąki a jak będzie klasówka to podłożyć gotowca sciagniętego z netu i dostac "szóstkę". Tylko, że w ten sposób rośnie nam pokolenie debili, co kończą potem jakąś zaoczną filologię etiopską za pieniądze rodziców (koniecznie zaoczną - bo na dziennych trzeba sie jednak trochę UCZYĆ) i idą takie jełopki niedouczone w świat, do urzędów, biur, do polityki...
I miejmy nadzieję, że Mr.Horseman to poprawi
