Co do apostazji zgadzam się rękami i nogami z Oksi89.
Odejście od Kościoła Katolickiego ma się odbywać NA MOICH WARUNKACH, tak jak rezygnacja z konta bankowego. Dezycja rodziców o chrzcie nie ma tu nic do rzeczy, podjęli decyzję za mnie, więc teraz JA SAM rezygnuję z usług KK. Dzieje się tak dlatego, że chrzest nie jest obligatoryjny - jest decyzją leżącą poza KK - decyzją rodziców, samego zainteresowanego, itd.
Poświęcanie mojego czasu na chodzenie do Kościoła i proszenie o audiencję w sprawie apostazji, wypełnianie jakichś papierków, w towarzystwie świadków (sic!) - to zupełna paranoja. Szkoda zdrowia i nerwów.
Generalnie olewam to, czy figuruję w jakichś statystykach. Mogą mnie zapisać nawet członkowie Klubu Wesołego Pstrąga czy Polskiego Związku Chodzących do Tyłu. Mi wystarcza deklaracja "jestem ateistą", bo jestem nim z przekonania, a żadne rytuały ciemnogrodu nie przekreślą tej postawy. Z tego tytułu nie mam problemu z pójściem do kościoła na pogrzeb czy ślub. Siadam wtedy wygodnie z tyłu i patrzę jak inni się gimnastykują. Na mnie to nie działa, więc traktuję to towarzysko. Kilka razy byłem proszony o bycie ojcem chrzestnym czy świadkiem bierzmowania. Odpowiadałem "jestem ateistą" i nie miałem problemu.
Jedyne, co mi chodzi po głowie to skierowanie do KK listu z prośbą o usunięcie moich danych z rejestrów parafialnych lub dokonanie adnotacji, że jestem ateistą. Wierzę, że powinno ich to zaboleć tak samo jak apostazja. W przypadku braku reakcji - pozew i wyjaśnienie na drodze sądowej.
Apostazja i cała z nią związana papierkowa robota to tylko kolejny taniec, w którym melodię dyktują katolicy. Szkoda czasu i godności.
Idee nosi się w sercu, a nie na papierze.
Pozdrawiam wytrwałych apostatów
Odejście od Kościoła Katolickiego ma się odbywać NA MOICH WARUNKACH, tak jak rezygnacja z konta bankowego. Dezycja rodziców o chrzcie nie ma tu nic do rzeczy, podjęli decyzję za mnie, więc teraz JA SAM rezygnuję z usług KK. Dzieje się tak dlatego, że chrzest nie jest obligatoryjny - jest decyzją leżącą poza KK - decyzją rodziców, samego zainteresowanego, itd.
Poświęcanie mojego czasu na chodzenie do Kościoła i proszenie o audiencję w sprawie apostazji, wypełnianie jakichś papierków, w towarzystwie świadków (sic!) - to zupełna paranoja. Szkoda zdrowia i nerwów.
Generalnie olewam to, czy figuruję w jakichś statystykach. Mogą mnie zapisać nawet członkowie Klubu Wesołego Pstrąga czy Polskiego Związku Chodzących do Tyłu. Mi wystarcza deklaracja "jestem ateistą", bo jestem nim z przekonania, a żadne rytuały ciemnogrodu nie przekreślą tej postawy. Z tego tytułu nie mam problemu z pójściem do kościoła na pogrzeb czy ślub. Siadam wtedy wygodnie z tyłu i patrzę jak inni się gimnastykują. Na mnie to nie działa, więc traktuję to towarzysko. Kilka razy byłem proszony o bycie ojcem chrzestnym czy świadkiem bierzmowania. Odpowiadałem "jestem ateistą" i nie miałem problemu.
Jedyne, co mi chodzi po głowie to skierowanie do KK listu z prośbą o usunięcie moich danych z rejestrów parafialnych lub dokonanie adnotacji, że jestem ateistą. Wierzę, że powinno ich to zaboleć tak samo jak apostazja. W przypadku braku reakcji - pozew i wyjaśnienie na drodze sądowej.
Apostazja i cała z nią związana papierkowa robota to tylko kolejny taniec, w którym melodię dyktują katolicy. Szkoda czasu i godności.
Idee nosi się w sercu, a nie na papierze.
Pozdrawiam wytrwałych apostatów

