Owszem, filmowa trylogia nie jest tak konsekwentna w budowaniu klimatu jak książka. Jest to winą zupełnie innego sposobu prowadzenia narracji; ciężko byłoby dosłownie przenosić całe długie rozdziały na klatki filmowe. Nie uważam jednak by duch tolkienowskiej powieści nie przetrwał tego poszatkowania, wręcz przeciwnie: większość dzieła Jacksona ma dokładnie taki klimat jaki powinna - miejscami ponury, melancholijny i mroczny, miejscami zabawny, biesiadny wręcz, przez cały czas: epicki i poruszający.
W filmowej trylogii podobnie jak Ciebie boli mnie okaleczenie kilku scen oraz brak innych, lecz popatrz na to z tej strony: całość trwa bodajże 12 godzin, jest długa jak jajebie. Gdyby dorzucić jeszcze kilka wątków pobocznych czas trwania wydłużyłby się jeszcze bardziej. A co do zmian w scenariuszu w stosunku do fabuły książki, weź pod uwagę ważny czynnik w postaci producenta filmu: Jackson za swoje nie kręcił. Czytałem gdzieś o próbach ingerencji wytwórni w fabułę filmu - tak niewyobrażalnych, bluźnierczych koszmarów nie ma nawet u Lovecrafta
To, że fabuła summa sumarum jest jaka jest to zasługa Jacksona, nie wina. Jedyną częścią, w której absurdy od czasu do czasu rzucają się w oczy fanom Tolkiena, jest część druga. Do reszty prawie nie mam zastrzeżeń.
Co do Faramira, obejrzyj edycję rozszerzoną. Jego postać jest znacznie bardziej rozbudowana, lepiej pokazane są relacje między nim a bratem i ojcem. Faktycznie, w wersji kinowej było z nim kiepsko.
Tom Bombadil to akurat taka postać, którą bałbym się zobaczyć w filmie, podobnie jak Phillrond. W najlepszym razie wyszedłby na dziwaka, w najgorszym - na pajaca z fletem i w zielonym kubraczku. Obie wersje byłyby wobec postaci Najstarszego ze Starych wielką niesprawiedliwością. Niech Tom zostanie tylko na papierze...
W filmowej trylogii podobnie jak Ciebie boli mnie okaleczenie kilku scen oraz brak innych, lecz popatrz na to z tej strony: całość trwa bodajże 12 godzin, jest długa jak jajebie. Gdyby dorzucić jeszcze kilka wątków pobocznych czas trwania wydłużyłby się jeszcze bardziej. A co do zmian w scenariuszu w stosunku do fabuły książki, weź pod uwagę ważny czynnik w postaci producenta filmu: Jackson za swoje nie kręcił. Czytałem gdzieś o próbach ingerencji wytwórni w fabułę filmu - tak niewyobrażalnych, bluźnierczych koszmarów nie ma nawet u Lovecrafta
To, że fabuła summa sumarum jest jaka jest to zasługa Jacksona, nie wina. Jedyną częścią, w której absurdy od czasu do czasu rzucają się w oczy fanom Tolkiena, jest część druga. Do reszty prawie nie mam zastrzeżeń.Co do Faramira, obejrzyj edycję rozszerzoną. Jego postać jest znacznie bardziej rozbudowana, lepiej pokazane są relacje między nim a bratem i ojcem. Faktycznie, w wersji kinowej było z nim kiepsko.
Tom Bombadil to akurat taka postać, którą bałbym się zobaczyć w filmie, podobnie jak Phillrond. W najlepszym razie wyszedłby na dziwaka, w najgorszym - na pajaca z fletem i w zielonym kubraczku. Obie wersje byłyby wobec postaci Najstarszego ze Starych wielką niesprawiedliwością. Niech Tom zostanie tylko na papierze...
