— Nam bardzo przykro, panie dyrektorze — rzekł Zasępa — ale słowo daję, że co do nieuctwa, to my nie rozumiemy, o co chodzi.
— Nie rozumieją! — zagrzmiał dyrektor i spojrzał bezradnie na Żwaczka. — Widzę, że zdzierałem tu gardło na próżno. Może pan zademonstruje to, co pan miał zamiar zademonstrować.
— Proszę bardzo — odparł Żwaczek. — Czy możesz mi powiedzieć, Zasępa, jakie mamy strony?...
— Lewą i prawą — odparł bez zająknienia Zasępa. — Jeżeli zaś chodzi o strony świata...
— Chodzi o strony gramatyczne.
— Orzekające...
— Dosyć! — krzyknął Żwaczek. — Pędzelkiewicz! Tryby!
Pędzelkiewicz bezradnie potoczył rybim wzrokiem dookoła.
— Przeważnie zębate... — wyjąkał.
— Doskonale — powiedział Żwaczek. — Słabiński, kto napisał „Latarnika”?
— Żeromski... On siedział w latarni na Rozewiu, ja tam byłem.
— Znakomicie. A może wiesz także, kto napisał „Chama”?
Słaby zamyślił się.
— „Chama”?
— No... „Chama”, „Nad Niemnem”...
— „Chama nad Niemnem”?
Profesorowie spojrzeli po sobie ze zgrozą. Tylko jeden gimnastyk, pan Nierucha, który zawsze darzył nas sympatią, usiłował ratować sytuację.
Usłyszeliśmy jego niewyraźny szept:
— ...rzeszko...
— Więc kto? — zapytał surowo pan Żwaczek.
— Czeszko — wypalił Zasępa.
Dyrektor machnął gwałtownie ręką. Nie udało nam się wyjaśnić, czy to był odruch szlachetnego wzburzenia, czy też zamach na osę, która właśnie musnęła dyrektorskie ucho. W każdym razie było to machnięcie rozpaczliwe. Ręka Dyra wykonała elipsę i z całym rozpędem uderzyła w głowę Katona na piedestale. Rozległ się głuchy stukot. Rzymianin rąbnął o podłogę, po czym skonstatowaliśmy, że jego szczęka dolna tudzież lewe ucho straciły łączność fizyczną z resztką głowy.

Jeden z lepszych fragmentów rzeczonej lektury....
— Nie rozumieją! — zagrzmiał dyrektor i spojrzał bezradnie na Żwaczka. — Widzę, że zdzierałem tu gardło na próżno. Może pan zademonstruje to, co pan miał zamiar zademonstrować.
— Proszę bardzo — odparł Żwaczek. — Czy możesz mi powiedzieć, Zasępa, jakie mamy strony?...
— Lewą i prawą — odparł bez zająknienia Zasępa. — Jeżeli zaś chodzi o strony świata...
— Chodzi o strony gramatyczne.
— Orzekające...
— Dosyć! — krzyknął Żwaczek. — Pędzelkiewicz! Tryby!
Pędzelkiewicz bezradnie potoczył rybim wzrokiem dookoła.
— Przeważnie zębate... — wyjąkał.
— Doskonale — powiedział Żwaczek. — Słabiński, kto napisał „Latarnika”?
— Żeromski... On siedział w latarni na Rozewiu, ja tam byłem.
— Znakomicie. A może wiesz także, kto napisał „Chama”?
Słaby zamyślił się.
— „Chama”?
— No... „Chama”, „Nad Niemnem”...
— „Chama nad Niemnem”?
Profesorowie spojrzeli po sobie ze zgrozą. Tylko jeden gimnastyk, pan Nierucha, który zawsze darzył nas sympatią, usiłował ratować sytuację.
Usłyszeliśmy jego niewyraźny szept:
— ...rzeszko...
— Więc kto? — zapytał surowo pan Żwaczek.
— Czeszko — wypalił Zasępa.
Dyrektor machnął gwałtownie ręką. Nie udało nam się wyjaśnić, czy to był odruch szlachetnego wzburzenia, czy też zamach na osę, która właśnie musnęła dyrektorskie ucho. W każdym razie było to machnięcie rozpaczliwe. Ręka Dyra wykonała elipsę i z całym rozpędem uderzyła w głowę Katona na piedestale. Rozległ się głuchy stukot. Rzymianin rąbnął o podłogę, po czym skonstatowaliśmy, że jego szczęka dolna tudzież lewe ucho straciły łączność fizyczną z resztką głowy.

Jeden z lepszych fragmentów rzeczonej lektury....
"Marian zataczając się wracał jak zwykle znajomym chodnikiem do domu. Przez zamglone od całonocnej popijawy oczy widział mieszkańców Skórca bezskutecznie uganiających się choćby za kromką jakiegokolwiek pieczywa. Na razie było jednak cicho."
Jan Oborniak "Bankiet w piekarni" (zbiór opowiadań pt: "Krzyk ciszy", wyd. Opoka, Warszawa 1986)
Jan Oborniak "Bankiet w piekarni" (zbiór opowiadań pt: "Krzyk ciszy", wyd. Opoka, Warszawa 1986)

