intelektualnie - kosmopolita, emocjonalnie - patriota. taki dziwny ze mnie twor. raz przechylam sie w strone lewa, raz w prawa i tak do konca nie mam sprecyzowanego pogladu w tej kwestii, chociaz chcialbym. narazie szukam jakiegos drogowskazu, ktory pokaze mi ktoredy droga. z jednej strony - mam swiadomosc tego, ze z wieloma obywatelami polski nie laczy mnie nic innego, poza jednakowym obywatelstwem (podkreslam - obywatelstwem, niekoniecznie pochodzeniem)... jednak nawet z ludzmi, z ktorymi nie jestem zwiazany wiezami krwi, moge tworzyc wspolnote chociazby kulturalna, ktora jest jedna z fundamentow narodu. ale czy jest to wystarczajace? czy nie potrzeba wiecej plaszczyzn wspolnych? plaszczyzna religijna odpada, nawet pomimo tego, ze wiekszosc postulatow moralnych katolicyzmu popieram; jednak nie moge zniesc poddanczosci tej religii, moralnosci niewolnika, oddanego bogu - to mnie zbyt bardzo odrzuca. tak wiec gdzie jeszcze szukac czynnika integrujacego? nie mam, kurde, bladego pojecia! ale jesli ktos bylby chetny mi pomoc w tym dylemacie, to nie mam nic przeciwko 
PS ciutke zem podpity, wiec moj post moze wygladac troszku chaotycznie, z gory przepraszam!

PS ciutke zem podpity, wiec moj post moze wygladac troszku chaotycznie, z gory przepraszam!
jakiś mądry cytat

