Kurde. Medytuję sobie od czasu do czasu według tradycji theravada i naprawdę mam nadzieję, że nie zrobiła mi się od tego żadna dziura w głowie O.o
Medytacja - taka medytacja bez buddyjskiej otoczki, bez mistycyzmu - to dość proste ćwiczenie umysłowe. Siadasz, rozluźniasz się, wyrównujesz oddech, po czym skupiasz się na nim, pozwalając najpierw myślom latać Ci po głowie, a potem stopniowo je "wyciszając". W końcu zostajesz tylko ze swoim oddechem i od czasu do czasu pojawiającym się w głowie "zalążkiem" myśli, takim jakby pierwszym wrażeniem, jeszcze nie zwerbalizowanym. Uświadamiasz sobie tę myśl, po czym wracasz do skupienia się na oddechu. I apiat'.
To wyluzowywanie się w buddyzmie theravada nosi nazwę "samatha". Obserwowanie swoich myśli to "vipassana". Razem tworzą coś w rodzaju treningu dla umysłu. Tak jak biegamy, pływamy, jeździmy na rowerze, żeby poprawić sobie kondycję ciała, tak medytacja służy poprawieniu kondycji umysłu: poprawia koncentrację, kontrolę nad emocjami, radzenie sobie ze stresem, przełączanie się z trybu pracy w ciągu dnia w tryb odpoczynku wieczorem, itp. Zdarza się też czasem, że ze względu na to wyciszenie umysłu w Twojej głowie może pojawić się jakaś nowatorska myśl - rozwiązanie problemu, na który normalnie byś nie wpadł. Albo może uda Ci się spojrzeć na siebie trochę bardziej obiektywnie niż zazwyczaj, bo udało Ci się wyłączyć ciągły strumień myśli "ja, mnie, moje, mi, mi, mi". Ale prawdziwego psychoterapeuty nie zastąpi.
Co do innych efektów... nie wierzę w żadne hokus pokus, ale myślę, że faktycznie dzięki medytacji można pracować nad sobą. Można bardziej obiektywnie patrzeć na siebie, dostrzegać swoje wady, zrozumieć czym są spowodowane i stopniowo naprawiać się. Takie delikatne pranie swojego własnego mózgu - ale w dobrym celu.
Medytacja - taka medytacja bez buddyjskiej otoczki, bez mistycyzmu - to dość proste ćwiczenie umysłowe. Siadasz, rozluźniasz się, wyrównujesz oddech, po czym skupiasz się na nim, pozwalając najpierw myślom latać Ci po głowie, a potem stopniowo je "wyciszając". W końcu zostajesz tylko ze swoim oddechem i od czasu do czasu pojawiającym się w głowie "zalążkiem" myśli, takim jakby pierwszym wrażeniem, jeszcze nie zwerbalizowanym. Uświadamiasz sobie tę myśl, po czym wracasz do skupienia się na oddechu. I apiat'.
To wyluzowywanie się w buddyzmie theravada nosi nazwę "samatha". Obserwowanie swoich myśli to "vipassana". Razem tworzą coś w rodzaju treningu dla umysłu. Tak jak biegamy, pływamy, jeździmy na rowerze, żeby poprawić sobie kondycję ciała, tak medytacja służy poprawieniu kondycji umysłu: poprawia koncentrację, kontrolę nad emocjami, radzenie sobie ze stresem, przełączanie się z trybu pracy w ciągu dnia w tryb odpoczynku wieczorem, itp. Zdarza się też czasem, że ze względu na to wyciszenie umysłu w Twojej głowie może pojawić się jakaś nowatorska myśl - rozwiązanie problemu, na który normalnie byś nie wpadł. Albo może uda Ci się spojrzeć na siebie trochę bardziej obiektywnie niż zazwyczaj, bo udało Ci się wyłączyć ciągły strumień myśli "ja, mnie, moje, mi, mi, mi". Ale prawdziwego psychoterapeuty nie zastąpi.
Co do innych efektów... nie wierzę w żadne hokus pokus, ale myślę, że faktycznie dzięki medytacji można pracować nad sobą. Można bardziej obiektywnie patrzeć na siebie, dostrzegać swoje wady, zrozumieć czym są spowodowane i stopniowo naprawiać się. Takie delikatne pranie swojego własnego mózgu - ale w dobrym celu.
So many Christians, so few lions...
http://makingthematrix.wordpress.com/mkbc
http://makingthematrix.wordpress.com/mkbc

