Obejrzałem ostatnio dwa filmy dokumentalne jeden po drugim. Pierwszy opowiadał o Goeringu na procesie norymberskim; był to film fabularyzowny, w którym wstawki z żywymi aktorami przeplatały się w nagraniami z Norymbergii i wywiadami z żyjącymi świadkami/uczestnikami tamtych wydarzeń. Drugi z filmów opowiadał o zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę, i nakręcony był w bardzo podobnej konwencji.
Kontrast między tymi filmami był naprawdę szokujący. I nie chodzi o kontrast w sensie jakościowym, bo oba były nakręcone przez renomowane stacje i pewno za spore pieniądze, lecz o kontrast w wymowie, przesłaniu. Goering został w pierwszym z filmów zjebany z góry na dół jak bura suka - ukazano go jako zniewieściałego, spasionego tchórza, który rozpłakał się po scysji z psychologiem w swojej celi i który popełnił samobójstwo ze strachu przed poniesieniem na stryczku odpowiedzialności za ludobójstwo. Chuj zresztą z Goeringiem, nie zasłużył na lepsze przedstawienie. Gdyby nie seans drugiego filmu to bym się nie bulwersował, może ironicznie pokiwałbym głową nad przytoczonymi na ekranie słowami tłustego Hermana o zwycięzcach, którzy piszą historię, i tyle. Niestety kilkanaście minut później zobaczyłem na własne oczy, jak to pisanie historii wygląda; naprawdę przykro się patrzy, jak miejsce wielce sprawiedliwych panów sędziów norymberskich zajmują ludobójcy z pokładu Enola Gay, i jak bardzo podobnie wszyscy ci starcy wypowiadają się o sprawiedliwości, potrzebie zakończenia wojny i zapobiegania przemocy :evil: Gdyby losy świata potoczyły się inaczej, dziś zapewne laureat pokojowej nagrody Nobla Hermann Goering (lub jego następcy) opowiadałby przed kamerami o krwiożerczych Amerykanach, dokonujących nieuzasadnionego i szokującego w swojej wymowie nuklearnego genocydu na japońskich cywilach, a chłopcy z Enola Gay już dawno zawiśliby obok Marshalla i Trumana jako winni bezprecedensowej zbrodni przeciwko ludzkości; wyobrażam sobie ich linię obrony w takiej sytuacji - "my tylko wykonywaliśmy rozkazy!" :evil: Wszystko to ilustrowałyby zapewne te same zdjęcia i filmiki co obecnie, tylko podpisy byłyby pozamieniane - stosy wychudzonych trupów wtłaczane do rowu przez spychacz stałyby się "smutną koniecznością, nauczką i ofiarą potrzebną na drodze do pokoju", a obraz radioaktywnego morza czaszek i gruzów funkcjonowałby jako synonim czynu absolutnie nieludzkiego, najniższego z możliwych upodleń.
Ech ja pierdolę. Nawet mi się jakiegoś odkrywczego podsumowania nie chce pisać.
Kontrast między tymi filmami był naprawdę szokujący. I nie chodzi o kontrast w sensie jakościowym, bo oba były nakręcone przez renomowane stacje i pewno za spore pieniądze, lecz o kontrast w wymowie, przesłaniu. Goering został w pierwszym z filmów zjebany z góry na dół jak bura suka - ukazano go jako zniewieściałego, spasionego tchórza, który rozpłakał się po scysji z psychologiem w swojej celi i który popełnił samobójstwo ze strachu przed poniesieniem na stryczku odpowiedzialności za ludobójstwo. Chuj zresztą z Goeringiem, nie zasłużył na lepsze przedstawienie. Gdyby nie seans drugiego filmu to bym się nie bulwersował, może ironicznie pokiwałbym głową nad przytoczonymi na ekranie słowami tłustego Hermana o zwycięzcach, którzy piszą historię, i tyle. Niestety kilkanaście minut później zobaczyłem na własne oczy, jak to pisanie historii wygląda; naprawdę przykro się patrzy, jak miejsce wielce sprawiedliwych panów sędziów norymberskich zajmują ludobójcy z pokładu Enola Gay, i jak bardzo podobnie wszyscy ci starcy wypowiadają się o sprawiedliwości, potrzebie zakończenia wojny i zapobiegania przemocy :evil: Gdyby losy świata potoczyły się inaczej, dziś zapewne laureat pokojowej nagrody Nobla Hermann Goering (lub jego następcy) opowiadałby przed kamerami o krwiożerczych Amerykanach, dokonujących nieuzasadnionego i szokującego w swojej wymowie nuklearnego genocydu na japońskich cywilach, a chłopcy z Enola Gay już dawno zawiśliby obok Marshalla i Trumana jako winni bezprecedensowej zbrodni przeciwko ludzkości; wyobrażam sobie ich linię obrony w takiej sytuacji - "my tylko wykonywaliśmy rozkazy!" :evil: Wszystko to ilustrowałyby zapewne te same zdjęcia i filmiki co obecnie, tylko podpisy byłyby pozamieniane - stosy wychudzonych trupów wtłaczane do rowu przez spychacz stałyby się "smutną koniecznością, nauczką i ofiarą potrzebną na drodze do pokoju", a obraz radioaktywnego morza czaszek i gruzów funkcjonowałby jako synonim czynu absolutnie nieludzkiego, najniższego z możliwych upodleń.
Ech ja pierdolę. Nawet mi się jakiegoś odkrywczego podsumowania nie chce pisać.
