Ok ponieważ jak widzę na naszych powolnomyślicieli w tej kwestii liczyć nie można a mnie znudziła się zabawa z nimi muszę sam odpowiedzieć na to pytanie.
Tak jak piałem taki przypadek jest znany. W okolicach 1610 roku w hiszpańskiej Baskonii wybuchła jedna z wielu histerii dotyczących czarów. Masa samosądów i egzekucji przeprowadzanych na własną rękę sprawiła, że władze kościelne zostały zalane falą denuncjacji i autodenuncjacji dotyczących czarów. Skłoniło to je do wysłania w region inkiwizytora w celu zbadania sprawy. Znamy go nawet z imienia i nazwiska był to Juan Valle de Alvarado. W śledztwie o czary oskarżono kilkadziesiąt osób na śmierć skazano 12. Faktyczny wyrok przeprowadzono na 6 z nich pozostałe zostały spalone symbolicznie. Wikipedia angielska podaje, że powodem było to, że nie dożyły do końca procesu, ale inne źródła z tego co pamiętam jako alternatywne wytłumaczenie podawały możliwość, że osoby te miały wpływowych znajomych które uchroniły je od śmierci. Chociaż wersja z wiki też jest możliwa - w trakcie tego procesu prawdopodobnie były stosowane tortury.
Było to zdarzenie bardzo nietypowe bo nawet jeżeli inkwizycja zajmowała się wcześniej czarami (co jej się zdarzało) to zazwyczaj kończyło się na grzywnie albo chłoście a w bardziej ciężkich przypadkach na więzieniu lub banicji. Stąd też nie były rzadkie przypadki, iż osoby obawiające się posądzenia o czary same zgłaszały się do organów inkwizycyjnych. Była to metoda uniknięcia samosądu albo trafienia pod sąd świecki - co było zazwyczaj równoważne z wyrokiem śmierci.
O powodach takiej decyzji inkwizytora możemy tylko gdybać. Ja obstawiam trzy możliwości:
1) był to jakiś debil któremu posadkę załatwił ktoś wpływowy
2) był to karierowicz, który chciał się wykazać
3) Stwierdził, że aby uspokoić sytuację potrzeba kilku kozłów ofiarnych
Sprawa poprzez tak surowy wyrok była jednak na tyle niezwykła, że już rok później wysłano tam kolejnego inkwizytora Alonzo de Salazar Friasa który przeprowadził znacznie bardziej szczegółowe śledztwo, które objęło kilka tysięcy ludzi. W jego czasie zebrano kilka tysięcy stron dokumentacji, przeprowadzano wizje lokalne w których np sprawdzano, czy rzekoma magiczna maść znaleziona u oskarżonych faktycznie pozwala latać lub truć zwierzęta - oczywiście niczego takiego nie stwierdzono. Badania wielu lekarskie wielu kobiet oskarżonych o współżycie z diabłem wykazały, że są one dziewicami.
Wniosek Salazara był taki, że absolutnie wszystkie przypadki są możliwe do wytłumaczenia w sposób naturalny i on nie doszukał się jakichkolwiek przesłanek świadczących o czarach.
Zacytuję za angielską wiki (do reszty zródeł nie mam niestety dostępu, niestety nawet nie pamiętam tytułu książki w której o tym czytałem, nie wiem czy nie były to "Dzieje Inkwizycji Hiszpańskiej" jakiegoś polskiego autora ale głowy nie dam)
Wcześniej gdzieś jednak czytałem (tak jak wspomniałem nie pamiętam co to była za pozycja, ale raczej wiarygodna, żaden tam Deschner), że Suprema zrehabilitowała wszystkie ofiary łącznie ze zwrotem skonfiskowanego majątku.
Pewne jest to, że od tego momentu, każde aresztowanie w związku z oskarżeniem o czary wymagało, bezpośredniej zgody Supremy. Od tej pory na stos za czary Inkwizycja nie skazała już nigdy nikogo. Czy wcześniej zdarzyły się jakieś przypadki skazania na śmierć za czary przez inkwizycję nie wiem. Nawet jeżeli nie mogły być bardzo powszechne - inaczej ludzie nie oskarżali by siebie samych dobrowolnie przed inkwizycją w obawie przed sądami świeckimi.
Ciekawy jest też sam stosunek samej inkwizycji do czarów. Przez długi czas zastanawiała się ona czy w ogóle coś takiego podlega pod jej jurysdykcję. Sytuację zmieniła pewna papieska Bulla wbrew pozorom nie była to jednak ukochana przez naszych powolnomyslicieli Summis desiderantes Innocentego ale raczej Coeli et Terrae, Sykstusa V.
Dość dobrze ilustruje ten stosunek sesja teologiczna zwołana przez oficjum na początku wieku XVI (dokładnej daty nie pamiętam) gdzie roztrząsano kwestię czy magia w ogóle istnieje. Skończyła się ona co prawda stwierdzeniem, że tak, ale nie było wcale jedomyślności.
Wydaje się, że większość procesów inkwizycyjnych o czary (które jak przypominam kończyły się dość łagodnymi wyrokami) była spowodowana nie tyle wiarą w same czary (inkwizytorzy to byli ludzie bardzo dobrze wykształceni) ale albo potrzebą ograniczenia samosądów i radosnej twórczości władzy świeckiej albo zwyczajnym trzymaniem konkurencji w ryzach. Dla KRK lepiej było aby ludzie z problemami przychodzili do niego a nie do wiejskiej baby po magiczne maści. Dlatego też od czasu do czasu trzeba było wiejskiej babie dupę wychłostać
Nie oznacza to oczywiście tego, że polowań na czarownice nie było. Były. Ale lwia część z nich to były albo samosądy, albo procesy świeckie. Od biedy można by znaleźć trochę takich przypadków gdzie na śmierć za czary skazywały sądy biskupie - ale to tylko tam gdzie biskupi mieli dużą autonomię i sprawowali rzeczywistą władzę nie tylko kościelną ale świecką.
Ciekawym przypadkiem jest wklejony wcześniej przez jakiegoś debila kilka postów wcześniej przykład procesów w Wurzburgu mający być jakoby procesem inkwizycyjnym. W Wurzburgu władzę sprawował tzw książę -biskup łączący zarówno władzę świecką jak i kościelną - chociaż w praktyce zakres jego działań bardziej przypominał typowego księcia niż biskupa. W dużym uproszczeniu można ten urząd porównać do królowej angielskiej która jest również zwierzchnikiem kościoła - tylko działającym na gruncie lokalnym. On faktycznie sobie z czarownicami ostro poszalał, tylko, mimo iż formalnie był osobą również duchowną sam proces nie był przeprowadzany z ramienia kościelnego tylko świeckego.
To wszystko nie oznacza oczywiście, że inkwizycja na stosie nie paliła bo paliła - tylko, że za herezje. To jednak temat na osobną dyskusję. Trzeba też pamiętać aby nie dać się ponieść ahistoryzmowi. Herezja w w ówczesnych czasach była czymś o całkowicie innej wadze i możliwych skutkach niż wydaje nam się dzisiaj, gdzie każdy może pleść co mu ślina na język przyniesie.
Spalenie na stosie wcale nie było aż tak okrutną karą - zwłaszcza, ze w wielu przypadkach przed samym spaleniem ofiary duszono. Gdy chciano kogoś wówczas ukarać okrutnie to robiono to tak, że nie umierał w kilka minut jak na stosie ale konał cały dzień. A jak ktoś wyjątkowo nabroił to brano wybitnego specjalistę od sprawiania ludzi i zabawa mogła trwać nawet trzy dni ! (są nawet doniesienia, że kat bawił się ofiarą przez tydzień- ale raczej nie jest to wiarygodne). Co ciekawe w ówczesnych czasach śmierć przez ścięcie lub powieszenie była karą bardzo łagodną - niemal okazaniem łaski skazanemu.
Ciekawe też jest dlaczego opisany przeze mnie dość dobrze udokumentowany w licznych źródłach przypadek procesów z Baskonii nie jest popularnie cytowany przez naszych samodzielnie myślących kopiuj wklejkowych powolnomyślicieli i inne agnosiewiczostwo. Czyżby dlatego, że nie ma tam żadnego pławienia, prób wody i innych miejskich legend a ktoś czytając o nim mógłby nabrać podejrzeń czy faktycznie dogmat o potwornościach inkwizycji i setkach jak nie tysiącach kobiet spalonych przez nią za czary jest prawdziwy, co z kolei mogłoby doprowadzić do zakwestionowania innego dogmatu - tego o nieomylności głównych guru angosiewiczostwa
pilaster napisał(a):Listy 10 (a nawet tylko 5) kobiet skazanych przez inkwizycję za czary - nie ma.
Tak jak piałem taki przypadek jest znany. W okolicach 1610 roku w hiszpańskiej Baskonii wybuchła jedna z wielu histerii dotyczących czarów. Masa samosądów i egzekucji przeprowadzanych na własną rękę sprawiła, że władze kościelne zostały zalane falą denuncjacji i autodenuncjacji dotyczących czarów. Skłoniło to je do wysłania w region inkiwizytora w celu zbadania sprawy. Znamy go nawet z imienia i nazwiska był to Juan Valle de Alvarado. W śledztwie o czary oskarżono kilkadziesiąt osób na śmierć skazano 12. Faktyczny wyrok przeprowadzono na 6 z nich pozostałe zostały spalone symbolicznie. Wikipedia angielska podaje, że powodem było to, że nie dożyły do końca procesu, ale inne źródła z tego co pamiętam jako alternatywne wytłumaczenie podawały możliwość, że osoby te miały wpływowych znajomych które uchroniły je od śmierci. Chociaż wersja z wiki też jest możliwa - w trakcie tego procesu prawdopodobnie były stosowane tortury.
Było to zdarzenie bardzo nietypowe bo nawet jeżeli inkwizycja zajmowała się wcześniej czarami (co jej się zdarzało) to zazwyczaj kończyło się na grzywnie albo chłoście a w bardziej ciężkich przypadkach na więzieniu lub banicji. Stąd też nie były rzadkie przypadki, iż osoby obawiające się posądzenia o czary same zgłaszały się do organów inkwizycyjnych. Była to metoda uniknięcia samosądu albo trafienia pod sąd świecki - co było zazwyczaj równoważne z wyrokiem śmierci.
O powodach takiej decyzji inkwizytora możemy tylko gdybać. Ja obstawiam trzy możliwości:
1) był to jakiś debil któremu posadkę załatwił ktoś wpływowy
2) był to karierowicz, który chciał się wykazać
3) Stwierdził, że aby uspokoić sytuację potrzeba kilku kozłów ofiarnych
Sprawa poprzez tak surowy wyrok była jednak na tyle niezwykła, że już rok później wysłano tam kolejnego inkwizytora Alonzo de Salazar Friasa który przeprowadził znacznie bardziej szczegółowe śledztwo, które objęło kilka tysięcy ludzi. W jego czasie zebrano kilka tysięcy stron dokumentacji, przeprowadzano wizje lokalne w których np sprawdzano, czy rzekoma magiczna maść znaleziona u oskarżonych faktycznie pozwala latać lub truć zwierzęta - oczywiście niczego takiego nie stwierdzono. Badania wielu lekarskie wielu kobiet oskarżonych o współżycie z diabłem wykazały, że są one dziewicami.
Wniosek Salazara był taki, że absolutnie wszystkie przypadki są możliwe do wytłumaczenia w sposób naturalny i on nie doszukał się jakichkolwiek przesłanek świadczących o czarach.
Zacytuję za angielską wiki (do reszty zródeł nie mam niestety dostępu, niestety nawet nie pamiętam tytułu książki w której o tym czytałem, nie wiem czy nie były to "Dzieje Inkwizycji Hiszpańskiej" jakiegoś polskiego autora ale głowy nie dam)
Cytat:The real question is: are we to believe that witchcraft occurred in a given situation simply because of what the witches claim? No: it is clear that the witches are not to be believed, and the judges should not pass sentence on anyone, unless the case can be proven with external and objective evidence sufficient to convince everyone who hears it. And who can accept the following: that a person can frequently fly through the air and travel a hundred leagues in an hour; that a woman can get through a space not big enough for a fly; that a person can make himself invisible; that he can be in a river or the open sea and not get wet; or that he can be in bed at the sabbath at the same time... and that a witch can turn herself into any shape she fancies, be it housefly or raven? Indeed, these claims go beyond all human reason and may even pass the limits permitted by the Devil.Mniej więcej taki raport został złożony do Supremy. Tutaj są dwie wersje tego co się stało dalej, wikipedia twierdzi, że Suprema podeszłą do samego spalenia bardzo niechętnie i z dużym sceptycyzmem jednak aby uniknąć siania paniki i dalszej fali samosądów usankcjonowała wcześniejsze wyroki.
Wcześniej gdzieś jednak czytałem (tak jak wspomniałem nie pamiętam co to była za pozycja, ale raczej wiarygodna, żaden tam Deschner), że Suprema zrehabilitowała wszystkie ofiary łącznie ze zwrotem skonfiskowanego majątku.
Pewne jest to, że od tego momentu, każde aresztowanie w związku z oskarżeniem o czary wymagało, bezpośredniej zgody Supremy. Od tej pory na stos za czary Inkwizycja nie skazała już nigdy nikogo. Czy wcześniej zdarzyły się jakieś przypadki skazania na śmierć za czary przez inkwizycję nie wiem. Nawet jeżeli nie mogły być bardzo powszechne - inaczej ludzie nie oskarżali by siebie samych dobrowolnie przed inkwizycją w obawie przed sądami świeckimi.
Ciekawy jest też sam stosunek samej inkwizycji do czarów. Przez długi czas zastanawiała się ona czy w ogóle coś takiego podlega pod jej jurysdykcję. Sytuację zmieniła pewna papieska Bulla wbrew pozorom nie była to jednak ukochana przez naszych powolnomyslicieli Summis desiderantes Innocentego ale raczej Coeli et Terrae, Sykstusa V.
Dość dobrze ilustruje ten stosunek sesja teologiczna zwołana przez oficjum na początku wieku XVI (dokładnej daty nie pamiętam) gdzie roztrząsano kwestię czy magia w ogóle istnieje. Skończyła się ona co prawda stwierdzeniem, że tak, ale nie było wcale jedomyślności.
Wydaje się, że większość procesów inkwizycyjnych o czary (które jak przypominam kończyły się dość łagodnymi wyrokami) była spowodowana nie tyle wiarą w same czary (inkwizytorzy to byli ludzie bardzo dobrze wykształceni) ale albo potrzebą ograniczenia samosądów i radosnej twórczości władzy świeckiej albo zwyczajnym trzymaniem konkurencji w ryzach. Dla KRK lepiej było aby ludzie z problemami przychodzili do niego a nie do wiejskiej baby po magiczne maści. Dlatego też od czasu do czasu trzeba było wiejskiej babie dupę wychłostać

Nie oznacza to oczywiście tego, że polowań na czarownice nie było. Były. Ale lwia część z nich to były albo samosądy, albo procesy świeckie. Od biedy można by znaleźć trochę takich przypadków gdzie na śmierć za czary skazywały sądy biskupie - ale to tylko tam gdzie biskupi mieli dużą autonomię i sprawowali rzeczywistą władzę nie tylko kościelną ale świecką.
Ciekawym przypadkiem jest wklejony wcześniej przez jakiegoś debila kilka postów wcześniej przykład procesów w Wurzburgu mający być jakoby procesem inkwizycyjnym. W Wurzburgu władzę sprawował tzw książę -biskup łączący zarówno władzę świecką jak i kościelną - chociaż w praktyce zakres jego działań bardziej przypominał typowego księcia niż biskupa. W dużym uproszczeniu można ten urząd porównać do królowej angielskiej która jest również zwierzchnikiem kościoła - tylko działającym na gruncie lokalnym. On faktycznie sobie z czarownicami ostro poszalał, tylko, mimo iż formalnie był osobą również duchowną sam proces nie był przeprowadzany z ramienia kościelnego tylko świeckego.
To wszystko nie oznacza oczywiście, że inkwizycja na stosie nie paliła bo paliła - tylko, że za herezje. To jednak temat na osobną dyskusję. Trzeba też pamiętać aby nie dać się ponieść ahistoryzmowi. Herezja w w ówczesnych czasach była czymś o całkowicie innej wadze i możliwych skutkach niż wydaje nam się dzisiaj, gdzie każdy może pleść co mu ślina na język przyniesie.
Spalenie na stosie wcale nie było aż tak okrutną karą - zwłaszcza, ze w wielu przypadkach przed samym spaleniem ofiary duszono. Gdy chciano kogoś wówczas ukarać okrutnie to robiono to tak, że nie umierał w kilka minut jak na stosie ale konał cały dzień. A jak ktoś wyjątkowo nabroił to brano wybitnego specjalistę od sprawiania ludzi i zabawa mogła trwać nawet trzy dni ! (są nawet doniesienia, że kat bawił się ofiarą przez tydzień- ale raczej nie jest to wiarygodne). Co ciekawe w ówczesnych czasach śmierć przez ścięcie lub powieszenie była karą bardzo łagodną - niemal okazaniem łaski skazanemu.
Ciekawe też jest dlaczego opisany przeze mnie dość dobrze udokumentowany w licznych źródłach przypadek procesów z Baskonii nie jest popularnie cytowany przez naszych samodzielnie myślących kopiuj wklejkowych powolnomyślicieli i inne agnosiewiczostwo. Czyżby dlatego, że nie ma tam żadnego pławienia, prób wody i innych miejskich legend a ktoś czytając o nim mógłby nabrać podejrzeń czy faktycznie dogmat o potwornościach inkwizycji i setkach jak nie tysiącach kobiet spalonych przez nią za czary jest prawdziwy, co z kolei mogłoby doprowadzić do zakwestionowania innego dogmatu - tego o nieomylności głównych guru angosiewiczostwa


