Wymuszanie solówki nie jest jeszcze znęcaniem się, chyba, że jak pisze ŚSz jest to cykliczne i ma bezpośrednio dołujący wpływ na konkretną osobę. U nas w szkole jednak solówy odbywały się tylko w przypadku dwóch osób ze szkolnej "bandyterki" (miałem nieprzyjemność uczęszczania do gimnazjum rejonowego). Osoby, nad którymi znęcali się szkolni chuligani były najczęściej zbyt mało odważne by "iść na bloki" (po szkole na walkę ze swoimi oprawcami), więc proceder znęcania się był bardziej dotkliwy i polegał na stosowaniu drwin, wyzwisk (nie mogło zabraknąć pojazdów na rodzinę) i przemocy fizycznej w mniejszej skali lub np. przywłaszczania rzeczy należących do tych osób i niszczenia ich. Mnie to ominęło, bo miałem szczęście posiadać mniej rozgarniętego, ale dwa lata starszego kuzyna, który znał się z kocącymi (a nawet sam się do nich zaliczał, niestety).
Vi Veri Veniversum Vivus Vici
