Rojza Genendel napisał(a):Teresa nie podawała w swoich hospicjach środków przeciwbólowych ludziom cierpiącym i umierającym.Owszem, ale co to za zasada!
Nie dlatego, że nie miała. Po prostu dla zasady.
Współczesna medycyna robi wszystko, by ulżyć pacjentowi w bólu, a ona mając miliony, kierowała się jakąś chorą zasadą, że cierpienie uszlachetnia.
Zwróćcie uwagę na wypowiedź tej wolontariuszki z drugiej bodajże części. Był tam 15-letni chłopiec, którego dałoby się wyleczyć. A oni go do umieralni zaprowadzili. Wyleczyć to pewnie go nie wyleczono, bo siostry nie pozwoliły.
Zdumiewa mnie to, że nie zabrano go stamtąd siłą. I to jest czyn szlachetny /nie dać szansy życia, gdy ona była/?
Poza tym nawet umierającym ludziom daje się morfinę, gdy inaczej nie można uśmierzyć bólu. A ona miała aspirynę. Po prostu miłosierdzie.
Taka miłość bliźniego /że się go nie kocha, tylko wyzywa od pedałów/ i takie miłosierdzie, gdzie się pozwala umierać lekko chorym. To religia w swojej najkoszmarniejszej postaci!
The_Pillrond napisał(a):Co do środków przeciwbólowych i propagowania filozofii cierpienia jako drogi do zbawienia- to obrzydliwe. Obrzydliwy jest jeden z jej cytatów który brzmi
''Cierpienie tych dzieci ma wielką moc zbawczą dla całego świata"
Cierpienie, do którego ona sama się dołączała. Leczenie raka lekami NLZP to jakiś ponury dowcip. Pomaganie komuś z bólami fantomowymi apapem? Ibupromem zatoki? A może, w porywie miłosierdzia, Ibuprom sprint caps? :mrgreen:
A sama mateczka leczyła się w Kalkucie pewnie, bo była tak nieskazitelna moralnie, że jak mówiła tak żyła. Niektórzy frajerzy pewnie by tę brednię łyknęli!
Nie, kochani! Ona leczyła się w najdroższych szpitalach szwajcarskich. Ot, kolejny przejaw miłosierdzia.
I charakterystyczna dla chrześcijaństwa hipokryzja.
Jeśli to jest święta, to KK jest na dnie moralnym.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

