Lekarz, dr Robin Fox, byl naczelnym redaktorem brytyjskiego czasopisma medycznego "The Lancet", kiedy w wydaniu 344, Issue 8925, strona 807-808 z 17 września 1994 napisał w nim krytyczny artykuł pod tytułem "Calcutta Perpective" z osobistych obserwacji w jednym z domów Matki Teresy:
"Dom od czasu do czasu odwiedzają lekarze, ale większość decyzji podejmują, tak jak potrafią, zakonnice i wolontariusze, z których część ma pewne pojecie o medycynie. Widziałem pewnego młodego człowieka, którego przyjęto w złym stanie, z wysoką gorączka. Przepisano mu tetracyklinę i paracetamol. Później pojawił się lekarz, który uznał, że chory najprawdopodobniej cierpi na malarie i zaordynował mu chlorochine. Czy naprawdę nikt nie mógł wykonać rozmazu krwi?
Wykonywanie badan, jak mi powiedziano, było w większości przypadków niedozwolone. Czemu jednak nie stosowano prostych algorytmów diagnostycznych, które mogłyby zakonnicom i wolontariuszom pomóc odróżnić chorych, których można było wyleczyć, od tych, którym nie można już pomóc? Znowu się okazało, że takich metod się nie stosuje.
Takie podejście wydaje się sprzeczne z etosem tego domu. Matka Teresa nie planuje, lecz w pełni zdaje się na opatrzność. Obowiązujące w schronisku zasady mają przede wszystkim na celu zapobieżenie jakimkolwiek ustępstwom na rzecz materializmu. Zakonnice są zresztą w tej samej sytuacji co biedacy.
Zastanawiałem się, czy opiekujące się chorymi siostry zakonne wiedzą, jak walczyć z bólem. Podczas krótkiej wizyty nie mogłem ocenić skuteczności praktykowanego tam metafizycznego podejścia, jednak bardzo zaniepokoiła mnie informacja, że w schronisku nie stosuje się silnych środków przeciwbólowych. Jeśli weźmiemy pod uwagę lekceważenie podstawowych zasad postępowania diagnostycznego, to zaniechanie walki z bólem sprawia, że podejście Matki Teresy do chorych i umierających trzeba uznać za całkowicie inne, niż to, które przyjęto w ruchu hospicyjnym. Osobiście nie mam wątpliwości, które z nich bardziej mi się podoba."
"Dom od czasu do czasu odwiedzają lekarze, ale większość decyzji podejmują, tak jak potrafią, zakonnice i wolontariusze, z których część ma pewne pojecie o medycynie. Widziałem pewnego młodego człowieka, którego przyjęto w złym stanie, z wysoką gorączka. Przepisano mu tetracyklinę i paracetamol. Później pojawił się lekarz, który uznał, że chory najprawdopodobniej cierpi na malarie i zaordynował mu chlorochine. Czy naprawdę nikt nie mógł wykonać rozmazu krwi?
Wykonywanie badan, jak mi powiedziano, było w większości przypadków niedozwolone. Czemu jednak nie stosowano prostych algorytmów diagnostycznych, które mogłyby zakonnicom i wolontariuszom pomóc odróżnić chorych, których można było wyleczyć, od tych, którym nie można już pomóc? Znowu się okazało, że takich metod się nie stosuje.
Takie podejście wydaje się sprzeczne z etosem tego domu. Matka Teresa nie planuje, lecz w pełni zdaje się na opatrzność. Obowiązujące w schronisku zasady mają przede wszystkim na celu zapobieżenie jakimkolwiek ustępstwom na rzecz materializmu. Zakonnice są zresztą w tej samej sytuacji co biedacy.
Zastanawiałem się, czy opiekujące się chorymi siostry zakonne wiedzą, jak walczyć z bólem. Podczas krótkiej wizyty nie mogłem ocenić skuteczności praktykowanego tam metafizycznego podejścia, jednak bardzo zaniepokoiła mnie informacja, że w schronisku nie stosuje się silnych środków przeciwbólowych. Jeśli weźmiemy pod uwagę lekceważenie podstawowych zasad postępowania diagnostycznego, to zaniechanie walki z bólem sprawia, że podejście Matki Teresy do chorych i umierających trzeba uznać za całkowicie inne, niż to, które przyjęto w ruchu hospicyjnym. Osobiście nie mam wątpliwości, które z nich bardziej mi się podoba."
"Dyskusja z idiotami niepotrzebnie ich nobilituje"

