jeahwe napisał(a):przede wszystkim komiksowe korzenie nie wykluczają bycia ambitnym filmem. jest jednak bardzo trudno tego dokonać ze względu na to, że pierwowzór to zwykle puste historyjki. jedyne wyjątki to "watchmen" (bo oryginał jest sztuką wysokich lotów i IMO autorzy filmu tego potencjału nie zmarnowali) oraz jeden Batman (ten z Jokerem) Nolana - te komiksowe-superbohaterskie filmy (chyba że coś mi wyleciało z głowy) najbardziej zbliżyły się do bycia ambitnym.Ja tam wolę Bane'a od Jokera, ale to już kwestia zupełnie poboczna
Widziałeś już może nowego Supermana? Ciekaw jestem, jak to wyszło.Cytat:i oczywiście wielowymiarowość postaci to nie jedyne kryterium (swoją drogą Tony w "Iron Man" faktycznie jest dobrze wykreowanym bohaterem, ale już złoczyńcy to typowe schematy i ogólnie film jako całość idzie w stronę papki - choć bardzo przyjemnej do oglądania (szczególnie pierwsza część). bo właśnie innymi kryteriami są kwestie (bardzo uogólniając) od tak podstawowych jak poziom realizacji od strony technicznej, poprzez jakość opowiadanej historii (m. in. ta wielowymiarowość bohaterów, ale też logiczna spójność, czy poziom naiwności), a skończywszy na przesłaniu lub wrażeniach (żeby być dobrą sztuką niekoniecznie trzeba przekazywać jakąkolwiek treść, ale to już wyższa szkoła jazdy i mało komu się udaje) jakie film ma wywołać.No ok, czyli kryteria według których oceniamy "ambitność" filmów mamy bardzo zbliżone, a w porywach nawet takie same. W porywach, ponieważ wielowymiarowość bohaterów również jest dla mnie ważna tam, gdzie jest to konieczne i/lub służy czemuś konkretnemu. Nie widzę na przykład celu w dorabianiu filmowemu Leonidasowi jakichś neuroz czy innych rozterek osobistych tylko po to, by go "pogłębić", uczynić bardziej realistycznym jako człowieka w oczach widzów. Powiem więcej: zarówno w "300", jak i w innych filmach skupionych na centralnej postaci pozytywnego, historycznego bohatera, takie zabiegi nigdy mi się nie podobają (o ile dana postać faktycznie nie borykała się z ukazanymi dolegliwościami duszy). Dorabianie komuś pośmiertnie jakiejś "wielowymiarowości" trąci mi miałkością jakąś taką, małostkowością, równaniem w dół celem pozyskania większego poklasku u maluczkich (tj. u widza). Hehe zoba Halina, jemu też nie stawoł a jak już to ino rano, kurwa no zupełnie jak mi, od razu widać że swój chłop! No przejaskrawiam, ale wiadomo chyba o co chodzi
Oczywiście nie mówię, że należy iść w przeciwną stronę i prezentować takie postaci z bardziej nabożnym szacunkiem, niż robili to średniowieczni hagiografowie. FlauFly napisał(a):Ostatnimi czasy właśnie gdzieś na forum pisałem, że obecnie często na przykład "kryształowe" postaci - wzorce moralne czy też inne - są uważane za na tyle "sztampowe", że niemal nie pojawiają się w nowych filmach/serialach/książkach, a to paradoksalnie może sprawiać, że taka postać może być bardziej interesująca od tych wszystkich rzekomo "niesztampowych" postaci.I to jest bardzo dobre spostrzeżenie, zwłaszcza, że problemy osobiste postaci, które mają im nadać głębi, też zaczynają się robić sztampowe
