FlauFly napisał(a):Jeju, nauka nie zajmuje się tworzeniem definicji, jest to co najwyżej efekt uboczny działania nauki. Seks jest tym czym sobie zdefiniujemy, że jest (a raczej czym zdefiniuje społeczność używająca danego języka). Niby co ma udowadniać to, że jakaś czynność zostanie zaklasyfikowana przez nas do seksu bądź nie? Trzeba jednak zauważyć jedną rzecz: seks powstał w celach prokreacyjnych, a wszelkie aspekty mu towarzyszące, jak przyjemność z tym związana są tylko elementami, które miały ten cel wspomagać. Oczywiście jako istoty rozumne nie musi nami kierować determinizm biologiczny, jednakże jesteśmy jacy jesteśmy nie bez przyczyny. Nie po to powstał popęd seksualny, aby cieszyć homoseksualistów (i oczywiście nie tylko), lecz po to, aby następne pokolenia mogły powstać. To jest tak oczywiste, że przeczenie temu i zasłanianie się "nauką" przez GoodBoya mnie irytuje. Naprawdę, wiele osób GoodBoy irytuje z różnych powodów, mnie by zapewne nie irytował, gdyby nie jego odmienianie nauki przez wszystkie przypadki tam gdzie jest to zupełnie niewskazane.Niestety, a może stety, trzeba się powoływać na definicje, skoro jak widać znajdują się typy próbujące zawrzeszczeć swoimi wypocinami to co oczywiste oraz przeinaczyć na wszelkie możliwe sposoby, tak by pasowało do wyznawanej ideologii... Ostatecznie to definicja pokazuje kto ma rację
Jeśli zaś chodzi o ujęcie prokreacyjne, skorzystam z niego, jak mi się zachce mieć dzieciaka. Póki co wykorzystuję funkcję przyjemnościowo-umacniającą relacje i właśnie idę z niej skorzystać dobranoc
