@Katol
Na tych forach, z których zapewne zaczerpnąłeś te krytyczne opinie (post nr 37), pełno jest nie tylko osób, których poprzez medytacje opetał demon (i inne tego typu wybryki), ale także osoby, które dzięki medytacjom zaczęły rzucać fireballe, czytać w myślach, powodować samozapłon i telekinetycznie przenosic przedmioty... przynajmniej wedle swej własnej relacji. Też im wszystkim wierzysz? Siedem ósmych z nich nigdy tak na prawdę nie praktykowało żadnej medytacji, bo wbrew temu co sądzą, medytacja jest sformalizowaną, ścisłą praktyką, a ich "takie tam, siądę i się skoncentruję" to autorska praktyka, której jedyne możliwe działanie polega na autosugestii i płytkich stadiach transowych. Większości z nich nie tylko brakuje wiedzy na temat religii, którą rzekomo wyznają, ale także podstawowych faktów o religii, którą odrzucili. Na jednym oddechu rzucają terminami powziętymi z kabały, jogi, hinduizmu, sufizmu i buddyzmu, kleją z nich karkołomne koncepcje i uważają się za duchowych mistrzów. Ci "duchowi miszczowie gimnazjów" nie tylko nigdy nie zostali przez nic opętani, ale nigdy też nie medytowali, co rzekomo miałoby być tego przyczyną. Cierpią za to na zaawansowany syndrom braku uwagi rodzicielskiej, którego symptomy próbują zaleczyć skupiając na sobie uwagę internetu na forach o zabarwieniu new-ajdżowskim i ezoterycznym.
Co do Bhagwana Shree Rajneesha, tzw. "Osho": po pierwsze, w ogóle nie powinien pojawić się w dyskusji o buddyzmie. Ten człowiek nie jest buddystą i wątpię, żeby jakikolwiek buddyjski guru wziął odpowiedzialność za efekty proponowanych przez niego technik. Z faktu, że to co propaguje nazywa się "medytacja" i to o czym mówią buddyści również nazywa się "medytacja" nie wynika, o czym zresztą wspominałem juz akapit wyżej, tożsamość tych praktyk. Natomiast sądzę, że jego fenomen można zrozumieć, o ile ma się pojęcie o sposobie myślenia, który ukształtował cywilizację hinduską i był jej podstawą filozoficzną. Nie ma tu miejsca na długie wykłady, ale gdy prześledzi się rozwój religijnej jak i filozoficznej myśli kultury Gangesu, widać wyraźnie, że jej niewzruszoną podstawą, od najwcześniejszych lat, jest przekonanie o ułomnej naturze świata, skutkująca w introwertycznych i eskapistycznych skłonnościach Hindusów. Kultura Indii odrzuca materialne powodzenie i próby poprawy swojego losu. Ten fakt zapewne zaważył na gospodarczym i historycznym rozwoju Indii, śledząc dane, łatwo się domyślić w jaki sposób. Osho w swojej filozofii próbuje poddać synkretyzmowi zachodnią kulturę sukcesu i materialnego powodzenia, włączyć ją w myślenie współczesnych Indii.
Na tych forach, z których zapewne zaczerpnąłeś te krytyczne opinie (post nr 37), pełno jest nie tylko osób, których poprzez medytacje opetał demon (i inne tego typu wybryki), ale także osoby, które dzięki medytacjom zaczęły rzucać fireballe, czytać w myślach, powodować samozapłon i telekinetycznie przenosic przedmioty... przynajmniej wedle swej własnej relacji. Też im wszystkim wierzysz? Siedem ósmych z nich nigdy tak na prawdę nie praktykowało żadnej medytacji, bo wbrew temu co sądzą, medytacja jest sformalizowaną, ścisłą praktyką, a ich "takie tam, siądę i się skoncentruję" to autorska praktyka, której jedyne możliwe działanie polega na autosugestii i płytkich stadiach transowych. Większości z nich nie tylko brakuje wiedzy na temat religii, którą rzekomo wyznają, ale także podstawowych faktów o religii, którą odrzucili. Na jednym oddechu rzucają terminami powziętymi z kabały, jogi, hinduizmu, sufizmu i buddyzmu, kleją z nich karkołomne koncepcje i uważają się za duchowych mistrzów. Ci "duchowi miszczowie gimnazjów" nie tylko nigdy nie zostali przez nic opętani, ale nigdy też nie medytowali, co rzekomo miałoby być tego przyczyną. Cierpią za to na zaawansowany syndrom braku uwagi rodzicielskiej, którego symptomy próbują zaleczyć skupiając na sobie uwagę internetu na forach o zabarwieniu new-ajdżowskim i ezoterycznym.
Co do Bhagwana Shree Rajneesha, tzw. "Osho": po pierwsze, w ogóle nie powinien pojawić się w dyskusji o buddyzmie. Ten człowiek nie jest buddystą i wątpię, żeby jakikolwiek buddyjski guru wziął odpowiedzialność za efekty proponowanych przez niego technik. Z faktu, że to co propaguje nazywa się "medytacja" i to o czym mówią buddyści również nazywa się "medytacja" nie wynika, o czym zresztą wspominałem juz akapit wyżej, tożsamość tych praktyk. Natomiast sądzę, że jego fenomen można zrozumieć, o ile ma się pojęcie o sposobie myślenia, który ukształtował cywilizację hinduską i był jej podstawą filozoficzną. Nie ma tu miejsca na długie wykłady, ale gdy prześledzi się rozwój religijnej jak i filozoficznej myśli kultury Gangesu, widać wyraźnie, że jej niewzruszoną podstawą, od najwcześniejszych lat, jest przekonanie o ułomnej naturze świata, skutkująca w introwertycznych i eskapistycznych skłonnościach Hindusów. Kultura Indii odrzuca materialne powodzenie i próby poprawy swojego losu. Ten fakt zapewne zaważył na gospodarczym i historycznym rozwoju Indii, śledząc dane, łatwo się domyślić w jaki sposób. Osho w swojej filozofii próbuje poddać synkretyzmowi zachodnią kulturę sukcesu i materialnego powodzenia, włączyć ją w myślenie współczesnych Indii.

