Argen napisał(a):Nie wiem jak doszedłeś do wniosku, że z tego co napisał Neuromanta wynika, iż powinniśmy usunąć wszystkie zakazy, nakazy, czy też bardziej ogólnie normy o charakterze imperatywnym. Należy unikać prawnego sankcjonowania kwestii, których w żaden sposób nie można nagiąć do swojej woli, bo jedynym co osiągasz w ten sposób jest zmniejszenie powagi oraz upośledzenie perswazyjnej funkcji prawa. Możesz sobie oczywiście nawet nakazać skakać ludziom na księżyc i z powrotem w każdą sobotę, ale nie wyniknie z tego nic poza tym, że zrobisz z siebie pośmiewisko. No i tak przy okazji z prawa i państwa, które je stanowi.Nakaz skakania na księżyc nie ma żadnych racjonalnych podstaw.
A te nie pojawiłyby się gdyby to nie było wykonalne. A teraz nieco o pracy dzieci w UK:
Argen napisał(a):Tak samo nie ma sensu ustalać wysokości pensji minimalnej na kwotę 1200 zł brutto tak też nie byłoby sensu zakazywać w XIX wieku dzieciom pracować.Sens jak widać widziano. Regulacje prawne dotyczące dzieci pojawiły się tam odrazu na początku XIX wieku. Potem stale były przez ten XIX wiek poszerzane-szereg różnych Factory acts.
W UK nie ustanowiono jednak wraz z nimi wydajnych narzędzi/instytucji mogących tenże stan prawny weryfikować, kontrolować. Dlatego akurat tam najwięcej było skandali (tak skandali, tamtejsza prasa i ulica często grzmiała o przypadkach gdzie dziecko w wyniku nakazów/zaniedbań pracodawcy stało się kaleką i jako niezdolne do roboty leciało na bruk).
Np. ta sprawa:
http://www.nationalarchives.gov.uk/pathw...report.htm
W porównaniu do innych państw gdzie industrializacja miała w tym czasie miejsce Wielka Brytania się pod tym względem niechlubnie wyróżniała.
Co ciekawe jednak największe fabryki stopniowo zaczęły niemal zupełnie rezygnować z pracy dzieci ze względu na nastroje opinii publicznej i kontrole, które z czasem ruszyły.
W istocie czasy ciężkiej, długiej i niebezpiecznej pracy dzieci w epoce industrialnej to w zasadzie jedynie pewien epizod kilkudziesięciu lat.
Aha. W tamtejszym czasie panowało w UK spore bezrobocie. To nic dziwnego. Masowa ucieczka z miast do wsi często tak się kończy co możemy zaobserwować na przykładzie dzisiejszych wielkich metropolii w krajach rozwijających się. Co to oznaczało? To oznaczało, że nie rzadko sytuacja nie wyglądała tak, że dorosły nie miał za co utrzymać dziecka i to dziecko musiało pracować. Sytuacja wyglądała tak, że wśród dorosłych problem bezrobocia istniał zaś dzieci były bardzo chętnie (z oczywistych względów) zatrudniane.
I tak jak bywa teraz np. w Bangladzeszu, to dzieci łożyły na rodziców.
A co do szarej strefy. Żaden rozsądny pracownik nie powinien patrzyć na nią miłym okiem. Nawet jeżeli ma w nosie składki itd. to nie powinien mieć w nosie umowy zawieranej z pracodawcą na piśmie, która jest podstawowym dowodem na to, że taką pracę wykonuje/wykonywał. To niebezpieczne ładować się w coś takiego i powinno mieć miejsce jedynie w sytuacji skrajnej.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
NN
