Socjopapa napisał(a):Może ja ciemny jestem, ale nie zrozumiałem gdzie tu tkwi argument? Zresztą Jaime nie był ówcześnie w Gwardii.Moje rozumowanie jest następujące. Rycerza członkiem Gwardii Królewskiej można było mianować tylko jeżeli spełniał określone kryteria, czy zatem takiego oto rycerza świadomie wykonującego rozkaz suwerena, który naruszał fundamenty wcześniej wspomnianego paktu można było nazywać jeszcze osobą, która faktycznie pozostaje honorowym Gwardzistą, czy też jednak taki człowiek sprzeniewierzał się niektórym jego postanowieniom, które były odrobinę mniej formalne, ale jednak również w nim zawarte.
No i kiedy zabijał Aerysa to przecież był w Gwardii, a dokładniej to był ostatnim Białym Mieczem na dworze... chyba, że my o czymś innym.
Socjopapa napisał(a):Z pierwszej okazji kiedy zabicie Aerysa było korzystniejsze dla niego niż tolerowanie jego wybryków. To też świadczy o braku honoru.
Tak twierdzisz, ale niby w jaki sposób mamy potwierdzić, czy Twoja wersja wydarzeń jest tą akurat prawdziwą. Ja jestem zdania, że wybryki Aerysa jak najbardziej poruszały Lannistera, który w swojej istocie był chyba najbardziej ludzki z całej tej zgrai... Selmy wykonałby każdy rozkaz niezależnie od ceny, czego swoją drogą nie postrzegam zbyt pozytywnie nawet zakładając, że ta przysięga, którą składali faktycznie obligowała ich do wykonania każdego skurwysyństwa na jakie mógłby wpaść ich jakże szlachetny suweren. Reszta z nich przypominała pozbawione woli marionetki, bezrefleksyjne i w pełni usatysfakcjonowane ze swojego miejsca w życiu...
Tak jak ktoś już wcześniej wspomniał Lannister wokół siebie budował zbroję nie do przebicia, która składała się w połowie z czystego cynizmu, a w drugiej pełnego lekceważenia podejścia do życia. Jego autorefleksje jednak pokazują, że to była tylko poza.
Socjopapa napisał(a):To różnie pojmujemy honor. To co proponujesz to czyste pacta sunt servandi.
Fakt.
Socjopapa napisał(a):Widocznie w świetle ichniej religii nie miało to znaczenia, a małżeństwo było tam sprawą religijną.
Być może, ale w takiej sytuacji ciężko mi nawet czuć jakiekolwiek wyrzuty względem kobiety o to, że nie przestrzega takiej pseudo-umowy, a Jaime'a tym bardziej jakoś nie potrafię potępić. To o czym tutaj mówimy to zasadzie furtka do stworzenia instytucji usankcjonowanego gwałtu.
Socjopapa napisał(a):Ja nie mówię o oczekiwaniu czegoś w zamian - nie można się czegoś domagać za spełnienie swojego obowiązku. To też byłoby niehonorowe.
Przecież ja temu nie zaprzeczam. Przedstawiłem swój własny pogląd na tę sprawę i doskonale wiem, że patrząc nań z Twojego wynikają zupełnie różne rzeczy.
Socjopapa napisał(a):Dla mnie też, ale to nie oznacza, że nie mogę mieć wobec nich pewnych zobowiązań. Etycznie nie do przyjęcia jest dla mnie teza, że wszystko jest spoko, jeśli np. widząc, że 5 gości tłucze jakiegoś faceta, nic nie robię, bo nie zobowiązałem się nigdy do pomagania mu, jeśli zostanie napadnięty. Wydaje mi się, że społeczeństwo opierające się na takiej etyce musiałoby się rozpaść, bo wzajemne interakcje byłyby obwarowane klauzulami, karami umownymi i pozbawione najmniejszego zaufania.Nie sądzę. To nie jest kwestia etyki, a interesów. To ze względu na niego żyjąc w społeczeństwie godzę się na pewne ograniczenia i powołanie instytucji, które będą ścigały/sankcjonowały wykroczenia względem nich. Innymi słowy hipotetyczne społeczeństwo, które przyjęłoby mój punkt widzenia nie pozbyłoby się wszelkich nakazów i zakazów regulujących stosunki pomiędzy członkami społeczeństwa, ale po prostu wcześniej wspomniane uzyskałyby czysto prawny charakter.
Sytuacja ma się zresztą tutaj jak na wolnym rynku trochę. Mamy wiele różnych podmiotów, z których każdy na starcie posiada pewien kapitał początkowy, na który częściowo składa się coś co określiłbym roboczo na potrzeby tej dyskusji po prostu reputacją. Osoba taka doskonale zdając sobie sprawę, że całkowita utrata wcześniej wspomnianego oznaczałaby dla niej coś w rodzaju śmierci cywilnej, więc będzie starała się je zachować pomimo tego, iż nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek etyką, a całość stanowi jedynie część składową gry interesów. Taka jest zresztą moim zdaniem geneza podstawowych zasad prawnych występujących w praktycznie każdym systemie tego typu jaki pojawił się dotychczas na świecie i wiele wspólnego z etyką to w rzeczywistości nie ma.
Kończę już tylko kilka dodam kilka końcowych uwag. Na powyższym przykładzie widzimy, iż zostalibyśmy przymuszeni prawnie do zachowywania pewnego określonego stosunku względem członków własnego społeczeństwa ze względu na praktyczne przyczyny, których nie sposób nie uznać myśląc w sposób racjonalny (kwestia przetrwania społeczeństwa etc). W Twoim przypadku dostajemy bezwarunkowy nakaz o charakterze etycznym względem każdej osoby jaka obecnie istnieje. W moim kwestie te regulowałoby prawo ze względu na przyczyny utylitarystyczne. W każdym razie kwestie, o których mowa nie zostałyby niezagospodarowane.
Socjopapa napisał(a):No nie do końca - zachowałby się honorowo, a to jest różnica. Chociaż dla jednostki pozbawionej honoru (co właśnie ustalamy) faktycznie nie jest to istotna różnica.
Widzę, ale w życiu istnieją również inne istotne kwestie poza honorem. Jedną z nich wypunktowałem.
Socjopapa napisał(a):Tyrion owszem, Jaime nie.
Jak możesz...
Mierzy się ponad cel, by trafić do celu.
K.Bunsch
K.Bunsch

