białogłowa napisał(a):Mnie nie zgrzyta (choć może powinno?), a momentami wydaje mi się że mam lekkiego schiza na tym punkcie.No właśnie. Ludzie najpierw sami mówią nienaturalnie, a potem dziwią się, że tyle wyjątków.
Może czym skorupka za młodu nasiąknie... W moim środowisku mało kto używa imion w wołaczu. Naprawdę do rzadkości należy, żeby ktoś w ten sposób do kogoś się zwracał. Mówi się raczej:
- Krzysztof [a nie Krzysztofie] mógłbyś rzucić na to okiem.
- Mikołaj [a nie Mikołaju] ścisz proszę ten telewizor.
Dlaczego, Krakowie, zawsze mnie zachwycasz? ale Dlaczego, Kazik, nie otworzyłeś okna? pyta uczeń nauczyciela polskiego za dwadzieścia lat. Bo widzisz, Andrzeju, ludzie woleli komplikować sobie życie, zamiast je sobie ułatwiać i dlatego dziś trzeba umysł obciążać wiedzą, że do miast używamy wołacza, a do imion i nicków nie. Tak samo jest z postami, mejlami. Ludzie wysyłają list, ale już mejla i posta, więc znowu ekonomia językowa zostaje zachwiana, bo trzeba zapamiętać kolejne wyjątki.
W systemie fleksyjnym potrzeba pewnego uporządkowania. Jeśli to uporządkowanie zaczyna być zaburzane, możemy w końcu pić kawom z kubku, bo dlaczego nie? Macie jakieś argumenty, dlaczego nie można /jeszcze!/ tak mówić/pisać? W końcu zasada nieekonomiczności językowej jest zachowana.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

