Witold napisał(a):Przy czym muszę też dodac, że w ogóle wiarygodność tych historii budzi u mnie wątpliwości. Osobiście jeszcze nie spotkałem się z sytuacją, żeby przy odwiedzinach w szpitalu ktokolwiek się w ogóle o coś pytał czy w jakikolwiek sposób kontrolował kim są odwiedzający. Stąd też w te historie o tym, jak to do sali obok wszedł narzeczony, a biednej lesbijki "nie wpuścili" (kto nie wpuścił? Strażnicy z halabardami, którzy pilnują każdej sali?), coś nie bardzo chce mi się wierzyć.Na dobrą sprawę, trzeba by jeszcze wiedzieć, o jaki dokładnie oddział chodzi. Jeżeli o jakąś intensywną terapię, to jest to możliwe (tylko wtedy dziwne by było, gdyby wpuścili tego narzeczonego). Jeśli o cokolwiek innego, to rzeczywiście dziwne. Mam wrażenie, że wejście na oddział jest wręcz zbyt proste - trochę to dziwne, że do sal, w których leżą ludzie po operacjach, może sobie praktycznie często wleźć dowolna osoba z ulicy.
Natomiast problemem są rzeczywiście zaświadczenia z USC. Nie mam pojęcia, po co urzędnikowi wiedza, z kim dana osoba chce zawrzeć związek.
Sporo wspomnianych tutaj kwestii jest natomiast czysto mentalnościowych i w tej dziedzinie na szczęście jednak zachodzą zmiany. Do ludzi jednak zaczyna docierać, że jeśli ktoś jest w związku z osobą tej samej płci, to wypada zaprosić ich razem na imprezę czy wesele.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.

