Uczyli mnie chyba kiedyś na fizyce, albo skąd inąd to załapałam i na swój użytek rozumiem, że/uważam że/definiuję mniej więcej czas z czegoś takiego, że:
Mówimy o czasie w sytuacji "upływu czasu pomiędzy zdarzeniami" np. między zdarzeniem A i zdarzeniem B
zdarzenie A - Bóg myśli o tym, żeby dłubać w nosie
zdarzenie B - Bóg dłubie w nosie
Jako gąska uważam na swój użytek, że w przypadku istnienia Boga dłubiącego w nosie musiał też istnieć czas.
Fizykę w szkole średniej i na studiach technicznych zaliczyłam dość dawno temu, żeby zaliczyć trzeba było wykazać się umiejętnością/znajomością treści pewnego obszaru wiedzy i umiejętnością poruszania się po pewnych standardowych "ścieżkach rozumowania fizyki".
Nie pytano mnie o moje szczegółowe osobiste odczucia filozoficzne w tych kwestiach i myślę, że zwłaszcza na studiach nie wymagano by ode mnie "wiary w fizykę", sami fizycy też się często w różnych kwestiach nie zgadzają ze sobą.
Nie czytam na bieżąco raczej aktualnej twórczości dotyczącej fizyki jako nauki, jako osoba pracująca nie mam na to za bardzo czasu, więc moje podejście do "czasu" w filozofii i fizyce to jest podejście gąski, która kiedyś skończyła studia techniczne i zaliczyła jakieś semestry fizyki na studiach.
Myślę, że moje podejście do czasu jest mniej głupie niż kogoś podchodzącego do geometrii Ziemi, który opowiadał by się za płaskością Ziemi.
Na studiach o ile pamiętam nie miałam okazji poruszyć problemu Boga i czasu i tego w jaki sposób Bóg mógłby dłubać w nosie jakby czasu nie było.
To było stosunkowo dawno - nie było wtedy forum "Ateista".
Mówimy o czasie w sytuacji "upływu czasu pomiędzy zdarzeniami" np. między zdarzeniem A i zdarzeniem B
zdarzenie A - Bóg myśli o tym, żeby dłubać w nosie
zdarzenie B - Bóg dłubie w nosie
Jako gąska uważam na swój użytek, że w przypadku istnienia Boga dłubiącego w nosie musiał też istnieć czas.
Fizykę w szkole średniej i na studiach technicznych zaliczyłam dość dawno temu, żeby zaliczyć trzeba było wykazać się umiejętnością/znajomością treści pewnego obszaru wiedzy i umiejętnością poruszania się po pewnych standardowych "ścieżkach rozumowania fizyki".
Nie pytano mnie o moje szczegółowe osobiste odczucia filozoficzne w tych kwestiach i myślę, że zwłaszcza na studiach nie wymagano by ode mnie "wiary w fizykę", sami fizycy też się często w różnych kwestiach nie zgadzają ze sobą.
Nie czytam na bieżąco raczej aktualnej twórczości dotyczącej fizyki jako nauki, jako osoba pracująca nie mam na to za bardzo czasu, więc moje podejście do "czasu" w filozofii i fizyce to jest podejście gąski, która kiedyś skończyła studia techniczne i zaliczyła jakieś semestry fizyki na studiach.
Myślę, że moje podejście do czasu jest mniej głupie niż kogoś podchodzącego do geometrii Ziemi, który opowiadał by się za płaskością Ziemi.
Na studiach o ile pamiętam nie miałam okazji poruszyć problemu Boga i czasu i tego w jaki sposób Bóg mógłby dłubać w nosie jakby czasu nie było.
To było stosunkowo dawno - nie było wtedy forum "Ateista".

