Ten ewangelista mnie zabił
Jednym z najbardziej irytujących mnie zjawisk jest właśnie robienie takich kalk z angielskiego. Np. tłumaczenie "Are you ok with it?" jako "Czy jesteś z tym ok?". Kiedyś sobie pomyślałem, że to tak jakby termin "word stress" przetłumaczyć na "stres słowny" zamiast na "akcent wyrazowy". Minęły może dwa dni (albo nawet jeden) aż tu czytam na jakimś forum, że jeżeli dobrze chcemy opanować angielski, to warto coś poczytać np. o STRESIE ZDANIOWYM, jak widać nauka angielskiego może być stresująca...![[Obrazek: icon_sad.gif]](http://ateista.pl/images/smilies/icon_sad.gif)
Najbardziej dziwi mnie to, że ludzie po "przetłumaczeniu" z angielskiego w opisany sposób w ogóle nie zauważają, że coś jest nie tak. Przecież to widać a w mowie słychać, że coś tu jest nie halo. Tak samo jak słychać w mowie codziennej, że coś jest nie tak w konstrukcji "te ciastko" i coś jest nie tak w konstrukcji "Ten drugi skok był lepszy JAK ten pierwszy" (zamiast niż) itp. Gdy po zdobyciu przez naszą drużynę siatkarzy po upływie czterdziestu lat, złotego medalu na MŚ komentator zakrzyczał: "Tak długo czekaLIśmy!" to od razu usłyszałem błąd w akcentowaniu, mimo że byłem w euforii i niemal podskakiwałem a ostatnią rzeczą która by mi przyszła do głowy było analizowanie polszczyzny komentatora.
To po prostu słychać jak byk, a komentator akcentuje tak notorycznie! Ciągle jest: "czekaLIśmy, "zrobiLIśmy" itp. Podobnie jest z tym gdy niektórzy mówią: "ja umie", "ja rozumie" no do jasnej anielki ludzie pogłuchli już totalnie czy co?
Nie ma się zatem co dziwić, że Polacy nie odróżniają akcentowanego "mnie" od nieakcentowanego "mi" skoro mają drewniane ucho.
Jednym z najbardziej irytujących mnie zjawisk jest właśnie robienie takich kalk z angielskiego. Np. tłumaczenie "Are you ok with it?" jako "Czy jesteś z tym ok?". Kiedyś sobie pomyślałem, że to tak jakby termin "word stress" przetłumaczyć na "stres słowny" zamiast na "akcent wyrazowy". Minęły może dwa dni (albo nawet jeden) aż tu czytam na jakimś forum, że jeżeli dobrze chcemy opanować angielski, to warto coś poczytać np. o STRESIE ZDANIOWYM, jak widać nauka angielskiego może być stresująca...Najbardziej dziwi mnie to, że ludzie po "przetłumaczeniu" z angielskiego w opisany sposób w ogóle nie zauważają, że coś jest nie tak. Przecież to widać a w mowie słychać, że coś tu jest nie halo. Tak samo jak słychać w mowie codziennej, że coś jest nie tak w konstrukcji "te ciastko" i coś jest nie tak w konstrukcji "Ten drugi skok był lepszy JAK ten pierwszy" (zamiast niż) itp. Gdy po zdobyciu przez naszą drużynę siatkarzy po upływie czterdziestu lat, złotego medalu na MŚ komentator zakrzyczał: "Tak długo czekaLIśmy!" to od razu usłyszałem błąd w akcentowaniu, mimo że byłem w euforii i niemal podskakiwałem a ostatnią rzeczą która by mi przyszła do głowy było analizowanie polszczyzny komentatora.
Nie ma się zatem co dziwić, że Polacy nie odróżniają akcentowanego "mnie" od nieakcentowanego "mi" skoro mają drewniane ucho.
A jakie ma to znaczenie dla wszechświata.....?

