Nonk
Gdzieś mi wcięło książeczkę dawcy, więc nie wiem, ile dokładnie. Ale między 1983 a 1999 oddawałem regularnie co 3-4 mce, za kazdym razem po 400-450 ml.
BTW, ów krwawy temat nasunął mi mnóstwo fajnych wspomnień, np. miły zwyczaj chodzenia na gorzałe po oddaniu krwi. Kiedyś, w roku chyba 1983, wybrałem się na taką popijawę z innymi krwiodawcami i dowiedziałem się od nich strasznych rzeczy (aczkolwiek do dziś nie wiem, czy prawdziwych). Jeden z nich powiedział mi, że polska krew jest sprzedawana do Niemiec za dewizy, inny z kolei zapodał, że w roku 1973, podczas Wojny Jom-Kipur, wysyłalismy naszą krew Arabusom, a oni ją wylewali, ponieważ była to krew niewiernych. Ile w tym prawdy, nie wiem, ale raczkował już wtedy we mnie Biały Nacjonalista, bowiem nie miałem nic przeciwko temu, by naszą krew wysyłano do Niemiec, natomiast oburzyła mnie ewentualność, że wysyłamy krew Arabom, abstrahując od tego, czy rzeczywiści ją wylewają.
Potem, w roku 1984, pojawił się w Polsce problem AIDS. Wypełniałem wtedy formularze, w których oświadczałem, że nie jestem homo i nie uprawiam seksu z facetami, oraz że wiem, że za zatajenie tego grozi mi odpowiedzialność karna. Dziś, jak słyszę, biorą nonkoformistyczną juchę bez zadawania zbędnych pytań.
Zresztą dziś w ogóle się nie mówi, że wirus AIDS powstał w środowiskach homosiów i to oni rozpowszechnili go na świecie. Jasne, niech ludzie się zarażają, to po lewacku zdrowo...
Istniał też wymóg co najmniej 10-dniowego okresu niechlania przed oddaniem krwi. Gdy oddawałem krew w wojsku, takiego wymogu nie było, gdy więc pierwszy raz poszedłem na cywilną Stację, byłem wielce zdziwiony. Ale lekarka machnęła lekceważąco ręką. I dobrze, bo pewnikiem nie oddałbym nigdy ani grama krwi, bowiem przez ostatnie trzy dekady nie udało mi się pobić takiego rekordu abstynencji. O, przepraszam, jeden raz, 20 lat temu, gdy złamałem nogę i moja żona (obecnie ex) odmówiła dostarczenia flaszki. Rzuciłem wtedy na nią najpotworniejszą klątwę, na jaką mogłem się zdobyć, i wiem, że Szatan mnie wysłuchał, bowiem nie mógł nie wysłuchać klątwy płynącej z tak najgłębszej głebi serca. Ale to osobny temat.
A wiecie, że dzięki krwiodawstwu stuknąłem pewną liczbą panienek? Mianowicie za każde oddanie dawali wtedy czekolady (100 g za każde 100 ml krwi). A był to czas największego kryzysu, gdy sklepy były puste, a czekolada prawdziwym rarytasem. Obdarowywałem dziewuchy czekoladami, mówiąc ,,oddawałem własną krew, by zdobyć czekolady dla Ciebie''. A że kobitki bywają sentymentalne, a przynajmniej pokaźna ich część...
Uff, rozpisałem się. Tak to bywa gdy wspominki zderzą się z browarem...
Gdzieś mi wcięło książeczkę dawcy, więc nie wiem, ile dokładnie. Ale między 1983 a 1999 oddawałem regularnie co 3-4 mce, za kazdym razem po 400-450 ml.
BTW, ów krwawy temat nasunął mi mnóstwo fajnych wspomnień, np. miły zwyczaj chodzenia na gorzałe po oddaniu krwi. Kiedyś, w roku chyba 1983, wybrałem się na taką popijawę z innymi krwiodawcami i dowiedziałem się od nich strasznych rzeczy (aczkolwiek do dziś nie wiem, czy prawdziwych). Jeden z nich powiedział mi, że polska krew jest sprzedawana do Niemiec za dewizy, inny z kolei zapodał, że w roku 1973, podczas Wojny Jom-Kipur, wysyłalismy naszą krew Arabusom, a oni ją wylewali, ponieważ była to krew niewiernych. Ile w tym prawdy, nie wiem, ale raczkował już wtedy we mnie Biały Nacjonalista, bowiem nie miałem nic przeciwko temu, by naszą krew wysyłano do Niemiec, natomiast oburzyła mnie ewentualność, że wysyłamy krew Arabom, abstrahując od tego, czy rzeczywiści ją wylewają.
Potem, w roku 1984, pojawił się w Polsce problem AIDS. Wypełniałem wtedy formularze, w których oświadczałem, że nie jestem homo i nie uprawiam seksu z facetami, oraz że wiem, że za zatajenie tego grozi mi odpowiedzialność karna. Dziś, jak słyszę, biorą nonkoformistyczną juchę bez zadawania zbędnych pytań.
Zresztą dziś w ogóle się nie mówi, że wirus AIDS powstał w środowiskach homosiów i to oni rozpowszechnili go na świecie. Jasne, niech ludzie się zarażają, to po lewacku zdrowo...Istniał też wymóg co najmniej 10-dniowego okresu niechlania przed oddaniem krwi. Gdy oddawałem krew w wojsku, takiego wymogu nie było, gdy więc pierwszy raz poszedłem na cywilną Stację, byłem wielce zdziwiony. Ale lekarka machnęła lekceważąco ręką. I dobrze, bo pewnikiem nie oddałbym nigdy ani grama krwi, bowiem przez ostatnie trzy dekady nie udało mi się pobić takiego rekordu abstynencji. O, przepraszam, jeden raz, 20 lat temu, gdy złamałem nogę i moja żona (obecnie ex) odmówiła dostarczenia flaszki. Rzuciłem wtedy na nią najpotworniejszą klątwę, na jaką mogłem się zdobyć, i wiem, że Szatan mnie wysłuchał, bowiem nie mógł nie wysłuchać klątwy płynącej z tak najgłębszej głebi serca. Ale to osobny temat.
A wiecie, że dzięki krwiodawstwu stuknąłem pewną liczbą panienek? Mianowicie za każde oddanie dawali wtedy czekolady (100 g za każde 100 ml krwi). A był to czas największego kryzysu, gdy sklepy były puste, a czekolada prawdziwym rarytasem. Obdarowywałem dziewuchy czekoladami, mówiąc ,,oddawałem własną krew, by zdobyć czekolady dla Ciebie''. A że kobitki bywają sentymentalne, a przynajmniej pokaźna ich część...

Uff, rozpisałem się. Tak to bywa gdy wspominki zderzą się z browarem...
