Roan Shiran napisał(a): Nie rozumiesz. Konstytucja sama z siebie uprzywilejowuje (robiąc to dość jasno) związek mężczyzny oraz kobiety, dlatego też ta zasada, o której mówisz, nie ma w tym przypadku zastosowania.
Nie radziłbym się powoływać na Konstytucję przy argumentowaniu za wprowadzeniem związków partnerskich.
Cóż, to już chyba kwestia jej wewnętrznej spójności.
Zaprzestanę.
Kontestator napisał(a): Ale w sumie to dlaczego monogamia?
Ja nie wiem dlaczego w ogóle małżeństwa (poza stricte religijnymi), więc zły adres. Ale mniemam, że taka kvltvra.
Witold napisał(a): Podstawowy był chyba taki, że jak dasz palec, to wezmą całą rękę.
Tak długo jak mówimy o związkach jednopłciowych, związki partnerskie mogą się wydawać w miarę akceptowalnym kompromisem - jakkolwiek by ich nie oceniać, unikają przynajmniej wprowadzania absurdu białego Murzyna (tj. "małżeństw osób tej samej płci").
Problemy pojawiają się przy związkach... heteroseksualnych. [...]
Nie bardzo widzę możliwość sformułowania związków partnerskich w taki sposób, żeby było to jednocześnie sensowne i satysfakcjonujące dla gejów domagających się "równouprawnienia".
*Robienie z błędu logicznego równi pochyłej swojego głównego orężu to słaby pomysł*. Wiadomo co jest w tym powiedzonku palcem, ale co ręką? Mam pewną hipotezę, przy czym nie chcę potem zostać posądzony o dyskutowanie ze stwierdzeniami, które sam sobie wymyślam.
Co do heteroseksualnych - uczynienie z tego dobra ekskluzywnie dla sodomitów i gomorytek WYDAJE mię się pomysłem zręcznie omijającym zarówno art. 18 jak i wszelkie niuanse językowe. Ale różne rzeczy mię się wydają. Nikt nie będzie chyba krzyczeć o dyskryminacji tzw. normalnej rodziny z tytułu niemożności zawarcia ZP, prawda? A może nie.

