Wookie napisał(a): To zaproponuj proszę swoją, ale precyzyjną. Mówiłeś że ewolucjonizm opiera się na wstępnych założeniach koncepcji Lutra. Aby to uzasadnić trzeba podać relacje między nimi. Na razie wygłosiłeś z wielką pewnością siebie taką tezę, ale dlaczego ktokolwiek miałby ją uznać, pozostaje tajemnicą.
Przyjrzałem się jeszcze raz Twoim propozycjom odpowiedzi i właściwie mogę przychylic sie do dwóch ostatnich:
Cytat:- Że nie można uprawiać ewolucjonizmu bez znajomości idei procesualności bytu wyżej wymienionych
- Że procesualność bytu jest ukrytym założeniem ewolucjonizmu biologicznego, ujawniającym się podczas analizy logicznej.
Pierwsza z nich wymaga takiego zastrzeżenia, że niekoniecznie trzeba znać idee wyżej "wymienione" (Lutra, Hegla, Schellinga, Marksa... można by dopisac jeszcze wiele nazwisk). Druga z tych odpowiedzi jest właściwa, choć myślę, że wymaga dodatkowych wyjaśnień:
Po pierwsze mówimy tu o takim ewolucjonizmie, jaki zawarł w swojej wypowiedzi Magicvortex:
Cytat:Powstanie ziemi -> pierwsze życie -> zaawansowane życie -> mózg -> zaawansowany mózg -> wyższe procesy myślowe -> wiele mózgów razem tworzących społeczeństwo.
A więc jest to ewolucjonizm "szeroki", w którym nie chodzi tylko o zmienność przedstawicieli jakiegoś gatunku pod wpływem wymogów środowiska, ale cały proces "stwórczy" od materii nieorganicznej do społeczeństwa ludzkiego (i pewnie Magicvortex się nie obrazi, jeśli zaczniemy go w ogóle od Wielkiego Wybuchu).
Jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić, ale nie znam ani jednego dowodu naukowego, który potwierdzałby słuszność tak rozumianego ewolucjonizmu. Nie ma dowodu na to, że życie powstało samoistnie z nieożywionej materii, czy na to że materia jest zdolna do myślenia, albo że jest świadoma. To są rzeczy, które można przyjmować na wiarę, bo ani tych rzeczy nikt nigdy nie zaobserwował w naturze, ani w eksperymencie, a to są kryteria decydujące o naukowości danej tezy. Ewolucjonizm oparty na takich tezach nie pochodzi z nauki, z empirii, a więc pochodzi skądinąd.
W tradycji myśli europejskiej jest tylko jedno źródło, z którego taka koncepcja może pochodzić i jest nim teologia protestancka, "potwierdzona" później w systemach niemieckiego idealizmu - w najbardziej wyrafinowanej i żywotnej formie u Hegla.
Procesualność absolutu nie jest obecna ani w teologii katolickiej, ani w klasycznej metafizyce, które pojmują Boga jako byt doskonały i niezmienny. Dopiero u Lutra i Kalwina pojawia się zmienność Boga, czyli jego ewolucja, ponieważ obydwaj pojmują Go jako sprzeczność i z tego usprzecznienia bierze się jego wewnętrzna dynamika. Jest to sprzeczność pomiędzy Prawem Boga Ojca i Miłosierdziem Syna. Kwintesencja protestanckiego pojmowania Boga jest zawarta tutaj:
Problem Kalwina jest opisany np. tutaj, od 93 strony. Stanowisko Lutra np. tutaj, w rozdziale 36. Niestety ani jeden ani drugi nie doczekał polskich przekładów, więc trzeba bazować na opracowaniach.
Ideę procesualności Boga filozoficznie opracował Hegel, który np. we wstępie do "Filozofii Prawa" pisze:
"To co Luter zawarł w wierze i uczuciu (...) to zawieram w pojęciu (filozoficznym)" - cytat pochodzi stąd, str. 10.
Hegel zawsze identyfikował się jako luteranin, teologię lutra uznawał za prawdziwą i twierdził, że udowodnił jej prawdziwość za pomocą filozofii - tak napisał np. w liście do Karla von Altensteina, 3 Kwietnia, 1826 roku (fragment listu jest cytowany tutaj, na str. 99).
Na czym polega to dowodzenie słuszności procesualności Boga? Hegel w swoim systemie panlogicznym pierwotną bytowość Boga określił następująco:
Cytat:Byt nie stanowi ani »ja« tożsamego z sobą samym, ani identyczności absolutnej samej w sobie, ani nawet absolutnej »neutralności« […]. Czymże więc właściwie jest ów byt obrany przezeń za punkt wyjścia? Jest to — brak wszelkiego określenia, czyli indeterminacja; nie poprzedza ona takiej czy innej determinacji szczegółowej, lecz jest indeterminacją absolutną, poprzedzającą wszelką w ogóle determinację […]. Sprowadza się on w gruncie rzeczy w ogóle do czystej myśli; można nawet powiedzieć, że stanowi z nią jedno. »Myśleć« znaczy: »rozważać byt«; można by też rzec, iż byt jest myślą, która sama siebie obier za swój przedmiot.
(Etienne Gilson, "Byt i istota", s. 182-183, za: Powszechna Encyklopedia Filozofii, hasło "Byt")
I dalej czytamy w "Encyklopedii...":
Cytat:, jeśli b. jest czystą abstrakcją, nie uwzględniającą absolutnie żadnych determinacji, to taki b. może być tylko „pustym myśleniem”, a więc myśleniem, które myśli o niezdeterminowanym myśleniu. Ale tak pojęty b. czym różni się od nicości? On właśnie jest nicością! — „Dies reine Sein ist nun die reine Abstraktion, damit das absolut Negative, welches gleichfalls, unmittelbar genommen, das Nichts ist” (Enzyklopädie, par. 40; „Ów czysty byt jest czystą abstrakcją, a zatem — absolutną negatywnością, która — gdy ją ujmiemy bezpośrednio — jest Nicością”). Zatem b. i nicość są tym samym, gdyż w gruncie rzeczy i b., i nicość są „to tylko puste abstrakcje; a każda z nich jest pozbawiona treści, jak i druga”, a prawda b. tkwi w niebycie, jak prawda niebytu jest zawarta w b. Umysł ujmuje je w czymś jednym, co jest przechodzeniem niebytu do b. lub b. do niebytu. To jedno, jednoczące b. i niebyt, jest właśnie „stawaniem się” — werden. Jeśli b. i niebyt są abstrakcjami, to „stawanie się” jest pierwszym konkretem. Ten konkret, a nie abstrakcja, jest jednak uwarunkowany abstrakcją b. i niebytu; i konkret zawiera się w abstrakcji. „Stawanie się”, jako pierwszy realny konkret, i jego rozumienie jest uwarunkowane abstrakcjami — czystą myślą. To logika wyznacza u Hegla rzeczywistość, a nie rzeczywistość warunkuje logikę.
A więc to, co konkretne, czyli wszelkie byty jednostkowe, wszystko, co możemy zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, czy w ogóle - poznać - to nie są byty, tylko procesy. Cały świat istnieje tylko o tyle, o ile jest procesem, a proces ten służy samopoznaniu się Boga i osiągnięciu Wiedzy Absolutnej.
To co u teologów protestanckich było procesem przechodzenia od tyrańskiego okrucieństwa do miłosierdzia, u Hegla jest już wyabstrachowanym procesem logicznego przechodznia od bytu do niebytu i wyłaniania się treści w tym procesie.Współczesny ewolucjonizm wyrasta bezpośrednio z tych koncepcji i jest wynikiem coraz bardziej redukcjonistycznego ujmowania procesualności bytu. Z filozofii ta idea przeszła do przyrodoznawstwa, właśnie m.in. za sprawą Darwina i jego kontynuatorów (a także oczywiście ideologów nadużywających darwinizmu do swoich celów), oraz do nauk społecznych (po linii Marksa i Engelsa, którzy swoje koncepcje wywodzili m.in. od Hegla). To było możliwe dzięki np. materialistycznej reintepretacji - zamiast Boga wprowadzamy materię, przypisujemy jej te cechy, które w teologii i metafizyce ma Bóg, itd. Już o tym pisałem wcześniej.
Różnica jest tu teraz taka, że w przyrodoznawstie nie interesują nas już cele teologiczne, czy metafizyczne procesu, dlatego procesualność tutaj nie ma już żadnego celu i sensu - ani stworzenie i miłość, jak w teologii, ani samopoznanie, jak w idealizmie. W takich najbardziej nowoczesnych ujęciach nie ma nawet mowy o doskonaleniu gatunku, jak u modernistycznych przyrodników, czy społeczeństwa u socjalistów - jest to już po prostu proces sam w sobie, beznamiętna i mechaniczna przemiana czegoś w coś, a właściwie - niczego w nic, bo tak to określają najbardziej radykalne interpretacje neomarksistowskie.
No i tak to mniej więcej wygląda.

