idiota napisał(a): "To powiedz mi, co jest w tej całej ewolucji. Skąd się wzięło życie, zwierzęta, człowiek? Bóg stwoerzył, czy latający potwór spagetti, czy powstały w wyniku rozwoju materii - od wielkiego wybuchu, do biogenezy i od ameby do człowieka?"
To nie jest sprawa ewolucji, tylko biogenezy...
Mieszasz podstawy.
Ale mniejsza, zejdźmy do spraw prostszych - czy w syntezie Na+Cl=>NaCl zachodzi zmiana jakościowa czy nie?
Dzisiaj mamy takie nagromadzenie systemów myślenia, że pojęcie "zmiany jakościowej" można rozumieć na 100 różnych sposobów, więc proponuję trzymać się tego, który tu wyartykułowałem przynajmniej 3 razy. Chodzi mi o jakości "ontologiczne", np. to, co istotnie różni materię nieożywioną od żywego organizmu. Sód i chlor mają włąściwości fizyko-chemiczne i powstanie chlorku sodu nic tu nie zmienia, to nadal jest substancja mająca wyłącznie właściwości fizyko-chemiczne.
Pytanie o to, czy żywy organizm rzeczywiście jest "nową jakością", czy może - jak mówił Magicvortex - nie ma żadnych "nowych jakości" i jest tylko "gradient zmian", więc "żywy organizm" to po prostu skomplikowany związek chemiczny - jest pytaniem zasadniczym. Bo idąc dalej, musimy powiedzieć, że i człowiek jest redukowalny do procesów fizyko-chemicznych i np. nasza świadomość, rozum, wolna wola, itd. nie są żadnymi "nowymi jakościami", tylko nadal beznamiętnymi, mechanicznymi procesami przemiany materii.
W pewnym sensie to są wszystko tylko pewne abstrakcyjne rozważania, ale one mają bardzo konkretne przełożenie na praktykę życia codziennego. Także na politykę, o której tu własciwie dyskutujemy. Moje zdanie jest takie, że ja tu reprezentuję zdroworozsądkowy realizm, a Wy - idealizm. Jedno i drugie ma bardzo bogatą tradycję, i właściwie to są rzeczy niesprowadzalne do siebie nawzajem, więc chyba nie ma możliwości czysto rozumowego przekonania Was do moich racji, ani mnie do Waszych.
Moim argumentem przeciw logicznym wnioskom płynącym z wywodów Magicvortexa i każdego ateisty, jakiego do tej pory spotkałem, jest zdroworzsądkowe przekonanie, że z dwojga złego, lepiej myśleć o sobie, jako o wolnym i rozumnym podmiocie, niż jako o produkcie przemiany materii, uwikłanym w determinizmy i mechaniczność. Osobiście nie rozumiem skłonności ateistów do tego, aby ze wszystkich sił wierzyć i dowodzić, że są bezwolnymi mechanizmami, redukowalnymi do procesów fizyko-chemicznych. To jest moim zdaniem objaw jakiejś egzystencjalnej aberracji.
Soul33 napisał(a): Sorry ale teoria ewolucji wychodzi od empirycznej obserwacji zmienności organizmów na przestrzeni pokoleń.
I dziś już nawet nie ma znaczenia, co uważał Darwin i co znalazł lub nie znalazł w pismach Lutra, Hegla, czy kogokolwiek.
Zwracam też uwagę, że wszystko składa się zaledwie z kilku rodzajów cząstek elementarnych. Kamień, jednokomórkowiec, małpa i człowiek. W uproszczeniu, różnice są tylko innym ułożeniem materii. Dlatego w ewolucji też nie ma nic szczególnie szokującego.
Abstrakt ewolucji to interpretacja faktów obserwowanych. Nauka z definicji nie wytwarza żednej ogólnej teorii rzeczywistości, tylko zbiera pojedyncze fakty. Problem w tym, że w ramach owego abstraktu musisz własną świadomość ujmować, jako epifenomen procesu przemiany materii. Wszystko to czym jesteś, Twoja jaźń, podmiotowość, osobowe istnienie, to jest tylko złudzenie, bo tak naprawdę jesteś tylko procesem przemiany materii, określonym przez prawa przyrody.

