Ten szklany kosz, o którym pisze autor to niekiedy naprawdę przegięcie.
Za moich, wczesnych szkolnych lat (a przecież ja żyję dopiero ćwierć wieku i aż głupio mi używać takiego zwrotu jak "za moich lat") w zasadzie wszystkie dzieci szły do szkoły pieszo.
Odprowadzanie przez rodziców kończyło się dosyć szybko.
A teraz? Wszystkie mają dupy wożone samochodami nawet jeśli szkoła blisko.
Albo znam takich co kombinowali jak koń pod górkę w sprawie odwożenia dzieciaka (4 klasa podstawówki) do szkoły. Zamieniali się w pracy, jakieś grafiki z dziadkami robili, dziecko warowało przed i po lekcjach na świetlicy.
Przychodziły im wszystkie pomysły jak tu zorganizować dziecku transport do szkoły a nie przyszedł ten, który wydawał mi się najbardziej oczywisty-puścić dziecko same.
Ileż oni zaoszczędziliby sobie stresu i czasu.
I to jest plaga. Dzieci są wszędzie wożone na tylnich siedzeniach samochodów rodziców jak jacyś niepełnosprawni. Jadąc do pracy mijam po drodze szkołę podstawową połączoną z gimnazjum. Drugiego września tak się tam naroiło od samochodów, że doznałem istnego szoku w porównaniu z tym co miało miejsce podczas wakacji. Jeden wielki korek, samochód na samochodzie. A wszystko miejscowe.
Za moich, wczesnych szkolnych lat (a przecież ja żyję dopiero ćwierć wieku i aż głupio mi używać takiego zwrotu jak "za moich lat") w zasadzie wszystkie dzieci szły do szkoły pieszo.
Odprowadzanie przez rodziców kończyło się dosyć szybko.
A teraz? Wszystkie mają dupy wożone samochodami nawet jeśli szkoła blisko.
Albo znam takich co kombinowali jak koń pod górkę w sprawie odwożenia dzieciaka (4 klasa podstawówki) do szkoły. Zamieniali się w pracy, jakieś grafiki z dziadkami robili, dziecko warowało przed i po lekcjach na świetlicy.
Przychodziły im wszystkie pomysły jak tu zorganizować dziecku transport do szkoły a nie przyszedł ten, który wydawał mi się najbardziej oczywisty-puścić dziecko same.
Ileż oni zaoszczędziliby sobie stresu i czasu.
I to jest plaga. Dzieci są wszędzie wożone na tylnich siedzeniach samochodów rodziców jak jacyś niepełnosprawni. Jadąc do pracy mijam po drodze szkołę podstawową połączoną z gimnazjum. Drugiego września tak się tam naroiło od samochodów, że doznałem istnego szoku w porównaniu z tym co miało miejsce podczas wakacji. Jeden wielki korek, samochód na samochodzie. A wszystko miejscowe.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
NN
