Niemieckie spojrzenie na nasz rynek pracy: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,1879...#BoxBizImg
Cytat:Coś panią zaskakuje na polskim rynku pracy?
- "Zaskakuje" to nie jest dobre słowo. Szokuje mnie, jakie rozmiary przyjęła tzw. elastyczność polskiego rynku pracy. Polska jest z tego dumna. Ale jest przecież druga strona medalu. Ludziom odebrano bezpieczeństwo. Na umowie na czas określony nie mogę patrzeć w przyszłość. Czekam do końca umowy, żeby zobaczyć, co się ze mną stanie. Dlatego Polacy emigrują. Za granicą ich byt jest pewniejszy.
Ale polscy przedsiębiorcy skarżą się, że elastyczności jest wciąż za mało. To jak jest?
- (śmiech) Polskie prawo pracy daje tyle swobody działania pracodawcom, szczególnie w kwestii czasu pracy, że właściwie można stwierdzić, że w Polsce zamiast ochrony pracy jest pielęgnowanie ryzyka. Trend jest taki, że pracodawca uchyla się od odpowiedzialności. Ludzi wypycha się na samozatrudnienie, żeby uciec przed prawem pracy. Szokowało mnie przekształcanie polskich szpitali w spółki. Pielęgniarki były zwalniane, żeby tego samego dnia podpisać umowę jako samozatrudnione. Dzięki temu mogą pracować o wiele dłużej. Jeśli szpital coś na tym zyskuje, to tylko na koszt zdrowia pacjentów i pielęgniarek.
Tytuł pani książki brzmi "Upadli bohaterowie". Ma pani na myśli polskich robotników. Odpowiem pani polskim: "No co ty, jak możesz. Spójrz, ile osiągnęliśmy!"
- I w tym właśnie kryje się odpowiedź, dlaczego Polsce nie udało się rozwinąć progresywnej polityki pracy. Bo jeśli spróbować przyłożyć miarę do nowych fenomenów, zaraz z tyłu głowy pojawia się wspomnienie socjalizmu. Wciąż wszystko porównuje się z socjalizmem. Jego zniesienie oceniono pozytywnie, więc wszystkie przejawy kapitalizmu są z góry dobre. Nikt nie zauważa 4 mln miejsc pracy zniszczonych w przemyśle. Część tych ludzi trafiła na bezrobocie, część przeszła na wczesną emeryturę. A zaraz potem przyszła elastyczność i odebrała ludziom elementarne bezpieczeństwo. Co szósty Polak zarabia tyle, że można go zaliczyć do working poor, ale sektory niskich płac nie są w Polsce żadnym tematem do dyskusji. Bo w Polsce jest strach przed kwestionowaniem. Nie możemy krytykować kapitalizmu, bo wciąż boimy się powrotu socjalizmu. Przemysł stalowy, który badałam, uchodził za symbol udanej transformacji, bo ludzie dostali odprawy. Ale nikt nie zainteresował się, co stało się z nimi dalej. A oni odpłynęli do szarej strefy, gdzie pracowali bez perspektyw, bez składek emerytalnych. Sfrustrowani ludzie skarżą się albo wyjeżdżają. A w Polsce brakuje strony społecznej, która postawiłaby warunki pracy pod pręgierzem - można tylko wyjechać.
Leszek Balcerowicz miał inne wyjście niż terapię szokową?
- Wielkim polskim osiągnięciem było to, że wszystkie strony wsiadły do jednej, sterowanej przez Balcerowicza łodzi, żeby przepłynąć przez transformację i dopłynąć do brzegu kapitalizmu. Ale mimo upływu czasu wszyscy nadal trwają na starych pozycjach. Polacy cały czas wierzą, że są na etapie doganiania Zachodu, że prekariat jest fazą przejściową. Jeśli przetrwamy, już wszystkim będzie dobrze. Brakuje strony społecznej w negocjacjach, ona nadal płynie z Balcerowiczem.
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.

