Chciałoby się rzec jaka piękna katastrofa, dodajmy zaprogramowana od początku do końca, co pokazywałem w linkach. Smok Eustachy wskazywał na biologiczne przyczyny migracji, co akurat nie wywołało specjalnego odzewu. Nie dziwi to, ponieważ cały czas patrzy się na dość wąsko na zjawisku nie usiłując dociec przyczyn, ani wyciągać wniosków. Jest jak jest, cały sukces to wytargować tysiąc imigrantów mniej. Tu podrzucam coś, co chwyta byka za rogi, a jeśli kto się z tym nie zgodzi, jak najbardziej zaprotestować.
Uznano, zresztą już dość dawno temu, że szansą Europy jest uprowadzenie – bo tak to trzeba nazwać - z biednych krajów tych, którzy nadadzą się na Zachodzie do adaptacji. Nikomu nie przeszkadzało, że będą to prawie tylko i wyłącznie muzułmanie. Nie lękano się tego, bowiem totalnie zlaicyzowane, zgenderyzowane, ateistyczne europejskie ośrodki polityczne lekceważą niezwykłą siłę, jaką jest religia i wiara. Uznano zatem, że muzułmanie łatwo poddadzą się integracji, tak samo jak nieco wcześniej poddali się jej np. chrześcijanie z Polski. Niedawny exodus z naszego kraju co najmniej 2,5 mln młodych ludzi, przecież znacznie większy niż obecna fala uchodźców z krajów muzułmańskich, nie wywołał żadnych większych komplikacji w Europie.
Wolność przepływu jest zawsze w jedną stronę, to znaczy w kierunku tych co to wymyślili.
W rzeczywistości nie mamy do czynienia z żadnym postępem. Dominuje prymitywne, wprost atawistyczne myślenie: zdobędziemy niewolników, będą dla nas pracować, uzupełnimy sobie braki ludnościowe. Oczywiście w XXI w. wszystko odbywa się bez używania miecza, bez grabieżczych wypraw. Teraz nie robi się wojny najeźdźczej, tak skutecznie wabi się niewolników, że oni sami, nawet z narażeniem życia, gotowi są pokonywać tysiące kilometrów, by tylko dotrzeć do swych przyszłych panów.
Dokładnie, jedynie forma za mało zawoalowana, taka niepoprawnie polityczna.
Czy możemy jednak mówić o niewolnictwie? Wszak teraz nie batoży się obcych przybyszów, nie głodzi, lecz trzyma w barakach, karmi i – integruje. Ale czy tak mają się rozwijać nowoczesne społeczeństwa? To jest ten wielki postęp? Że grabi się innym krajom to, co mają najcenniejszego: ludzi młodych, silnych (są w stanie wędrować tysiące kilometrów w najgorszych warunkach), wytrwałych, posiadających różne zawody, często znających język obcy, przynajmniej angielski. To postęp na tym polega, że grabi się im dzieci, młodzież i przerabia na swoich obywateli? Że totalnie osłabia się innym ich siły witalne?
Ten aspekt przemilcza się całkowicie. UE to klub bogatych i tych co chcą być z tymi bogatymi. Oczywiście nic za darmo, płaci sie między innymi surowcem ludzkim. Z Estonii, Litwy wyemigrowało ok 40% ludzi, obchodzi to kogoś w Brukseli, skutki tego?
Nie chodzi bowiem o to, by mieć otwarte granice, lecz o to, by samemu przez te granice wyjść do potrzebujących. Kroczymy w przeciwnym kierunku niż wskazywały dotychczas zasady moralne, religijne, zasady niebywale cenne, wprost życiodajne, bo wynikłe z doświadczeń aż kilkudziesięciu albo i więcej generacji. Zamiast iść ze swoją wiedzą i zasobami materialnymi na zewnątrz swego świata, iść z pomocą do biednych i zapóźnionych cywilizacyjnie ludów, my, bogaci i arcybogaci, zamykamy się w sobie i drenujemy te kraje niemiłosiernie – pod płaszczykiem solidarności, współczucia. Tam zaś, w tamtych ojczyznach niech dzieje się, co chce. Misji już nie ma, misja to pojęcie staromodne, zacofane, obśmiane przez genderowych „naukowców” i tyleż prymitywnych, co pazernych polityków.
Imperia rozrastają się, albo upadają. Albo narzuci się swoją kulturę, albo nam narzucą swoją. Jak powiedział Kopernik (ponoć) - zły pieniądz wypiera dobry.
Przekonywanie o wyższości odbytu nad.... eee wiadomo o co chodzi, nieustanne seksualizowanie wszystkiego wywołuje obrzydzenie, a wiara w wielką siłę zepsucia jest zadziwiająca.
Ten artykuł nie zajmuje się kwestią, co należy zrobić z imigrantami w zaistniałej już sytuacji. To artykuł o prawdziwych, głębokich źródłach kryzysu, który, jak widać, nie tylko dla niemieckich polityków żadnym kryzysem nie jest, lecz dostawą świeżego towaru, dostawą, która chwilowo troszeczkę się skomplikowała.
Amen.
Uznano, zresztą już dość dawno temu, że szansą Europy jest uprowadzenie – bo tak to trzeba nazwać - z biednych krajów tych, którzy nadadzą się na Zachodzie do adaptacji. Nikomu nie przeszkadzało, że będą to prawie tylko i wyłącznie muzułmanie. Nie lękano się tego, bowiem totalnie zlaicyzowane, zgenderyzowane, ateistyczne europejskie ośrodki polityczne lekceważą niezwykłą siłę, jaką jest religia i wiara. Uznano zatem, że muzułmanie łatwo poddadzą się integracji, tak samo jak nieco wcześniej poddali się jej np. chrześcijanie z Polski. Niedawny exodus z naszego kraju co najmniej 2,5 mln młodych ludzi, przecież znacznie większy niż obecna fala uchodźców z krajów muzułmańskich, nie wywołał żadnych większych komplikacji w Europie.
Wolność przepływu jest zawsze w jedną stronę, to znaczy w kierunku tych co to wymyślili.
W rzeczywistości nie mamy do czynienia z żadnym postępem. Dominuje prymitywne, wprost atawistyczne myślenie: zdobędziemy niewolników, będą dla nas pracować, uzupełnimy sobie braki ludnościowe. Oczywiście w XXI w. wszystko odbywa się bez używania miecza, bez grabieżczych wypraw. Teraz nie robi się wojny najeźdźczej, tak skutecznie wabi się niewolników, że oni sami, nawet z narażeniem życia, gotowi są pokonywać tysiące kilometrów, by tylko dotrzeć do swych przyszłych panów.
Dokładnie, jedynie forma za mało zawoalowana, taka niepoprawnie polityczna.
Czy możemy jednak mówić o niewolnictwie? Wszak teraz nie batoży się obcych przybyszów, nie głodzi, lecz trzyma w barakach, karmi i – integruje. Ale czy tak mają się rozwijać nowoczesne społeczeństwa? To jest ten wielki postęp? Że grabi się innym krajom to, co mają najcenniejszego: ludzi młodych, silnych (są w stanie wędrować tysiące kilometrów w najgorszych warunkach), wytrwałych, posiadających różne zawody, często znających język obcy, przynajmniej angielski. To postęp na tym polega, że grabi się im dzieci, młodzież i przerabia na swoich obywateli? Że totalnie osłabia się innym ich siły witalne?
Ten aspekt przemilcza się całkowicie. UE to klub bogatych i tych co chcą być z tymi bogatymi. Oczywiście nic za darmo, płaci sie między innymi surowcem ludzkim. Z Estonii, Litwy wyemigrowało ok 40% ludzi, obchodzi to kogoś w Brukseli, skutki tego?
Nie chodzi bowiem o to, by mieć otwarte granice, lecz o to, by samemu przez te granice wyjść do potrzebujących. Kroczymy w przeciwnym kierunku niż wskazywały dotychczas zasady moralne, religijne, zasady niebywale cenne, wprost życiodajne, bo wynikłe z doświadczeń aż kilkudziesięciu albo i więcej generacji. Zamiast iść ze swoją wiedzą i zasobami materialnymi na zewnątrz swego świata, iść z pomocą do biednych i zapóźnionych cywilizacyjnie ludów, my, bogaci i arcybogaci, zamykamy się w sobie i drenujemy te kraje niemiłosiernie – pod płaszczykiem solidarności, współczucia. Tam zaś, w tamtych ojczyznach niech dzieje się, co chce. Misji już nie ma, misja to pojęcie staromodne, zacofane, obśmiane przez genderowych „naukowców” i tyleż prymitywnych, co pazernych polityków.
Imperia rozrastają się, albo upadają. Albo narzuci się swoją kulturę, albo nam narzucą swoją. Jak powiedział Kopernik (ponoć) - zły pieniądz wypiera dobry.
Przekonywanie o wyższości odbytu nad.... eee wiadomo o co chodzi, nieustanne seksualizowanie wszystkiego wywołuje obrzydzenie, a wiara w wielką siłę zepsucia jest zadziwiająca.
Ten artykuł nie zajmuje się kwestią, co należy zrobić z imigrantami w zaistniałej już sytuacji. To artykuł o prawdziwych, głębokich źródłach kryzysu, który, jak widać, nie tylko dla niemieckich polityków żadnym kryzysem nie jest, lecz dostawą świeżego towaru, dostawą, która chwilowo troszeczkę się skomplikowała.
Amen.

