Prawda. Ale ciekawie byłoby posłuchać.
Co do Tatarów, to wątpię, żeby ten obowiązek był wtedy uważany za jakąś szykanę. Tak było i tyle. A Tatarzy byli już wtedy na tyle związani z państwem polskim, że zapewne nie widzieli nic dziwnego w modleniu się za prezydenta. Gdyby czuli się po prostu tolerowani, to mogliby co najwyżej cicho siedzieć czekając na dogodny moment, żeby zrobić jakiś szum.
Każda z osób sprawiających wrażenie bardziej ogarniętych z tych zajmujących się problemem migracji czy integracji lub mających doświadczenia jako członek jakiejś mniejszości, łącznie z Chazbijewiczem, niemal zawsze twierdzi, że warunkiem udanej integracji jest zachowanie równowagi pomiędzy daniem sobie wejść na głowę a zepchnięciem mniejszości na margines. Taki problem mieli na przykład Polacy w Skandynawii w momencie, kiedy mimo znajomości języka i wykształcenia nie mogli znaleźć pracy ze względu na nazwisko. Nie ma opcji, żeby ktoś poczuł się obywatelem związanym z państwem, jeśli cały czas daje mu się do zrozumienia, że pewnego pułapu nie przeskoczy nigdy i tak naprawdę wcale nie jest "nasz".
A z drugiej strony, jeśli się pozwoli na kultywowanie obyczajów, nie przystających zupełnie do naszej kultury, to kreuje się dość duży problem. Pewnie już pisałam o Libance zamieszkałej w Norwegii, która twierdzi w takiej jednej książce o różnicach kulturowych, że tzw. antyrasiści bardzo przeszkadzają,uparcie broniąc prawa do zachowywania przez muzułmanów tradycji, które sprawiają, że zamykają się oni we własnych gettach i nie integrują z Norwegami.
Co do Tatarów, to wątpię, żeby ten obowiązek był wtedy uważany za jakąś szykanę. Tak było i tyle. A Tatarzy byli już wtedy na tyle związani z państwem polskim, że zapewne nie widzieli nic dziwnego w modleniu się za prezydenta. Gdyby czuli się po prostu tolerowani, to mogliby co najwyżej cicho siedzieć czekając na dogodny moment, żeby zrobić jakiś szum.
Każda z osób sprawiających wrażenie bardziej ogarniętych z tych zajmujących się problemem migracji czy integracji lub mających doświadczenia jako członek jakiejś mniejszości, łącznie z Chazbijewiczem, niemal zawsze twierdzi, że warunkiem udanej integracji jest zachowanie równowagi pomiędzy daniem sobie wejść na głowę a zepchnięciem mniejszości na margines. Taki problem mieli na przykład Polacy w Skandynawii w momencie, kiedy mimo znajomości języka i wykształcenia nie mogli znaleźć pracy ze względu na nazwisko. Nie ma opcji, żeby ktoś poczuł się obywatelem związanym z państwem, jeśli cały czas daje mu się do zrozumienia, że pewnego pułapu nie przeskoczy nigdy i tak naprawdę wcale nie jest "nasz".
A z drugiej strony, jeśli się pozwoli na kultywowanie obyczajów, nie przystających zupełnie do naszej kultury, to kreuje się dość duży problem. Pewnie już pisałam o Libance zamieszkałej w Norwegii, która twierdzi w takiej jednej książce o różnicach kulturowych, że tzw. antyrasiści bardzo przeszkadzają,uparcie broniąc prawa do zachowywania przez muzułmanów tradycji, które sprawiają, że zamykają się oni we własnych gettach i nie integrują z Norwegami.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.

