Witaj!
Witam,
Bardzo fajny wątek, spróbuję opowiedzieć pewną historię z mojego życia, otóż, miałem kiedyś poważne problemy w stylu: co z sobą zrobić, to wszystko jest nic nie warte itd. itp. no i z tego powodu jak i problemów na studiach zacząłem eksperymentować z różnymi lekami, najpierw pseudoefedryna - żeby się lepiej uczyć, potem kodeina, dekstrometorfan, i inne paskudne świństwa, wszystkich tych leków używałem w ekstremalnych ilościach i całkowicie niezgodnie z przeznaczeniem, najpierw żeby się lepiej uczyć potem dla "rozrywki", używanie leków by się odurzyć to naprawdę głupi pomysł może na chwilę robilo się fajnie ale potem, nawet przez kilka dni dochodziło się do siebie i pozostawało takie okropne uczucie, swojej małej wartości i zeszmacania się, że nie da się tego opisać. Trwało to jakiś czas, aż udało mi się dać sobie z tym spokój, a nie było to łatwe, gdy już myślałem, że różne rzeczy mi się poukładały w życiu, nagle zacząłem odczuwać ból stawów... potem zaczęły się problemy z wątrobą, w najgorszym momencie czułem się tak, źle że byłem przygotowany na najgorsze... bolały mnie wszystkie stawy (zniszczenie mazi stawowej), mięśnie i kości, rano gdy wstawałem z łóżka po przespanej nocy po otwarciu oczu widziałem jakby przez mgłę, szumiało mi w uszach, bolała mnie głowa, miałem krew w moczu, wątroba w tomografii komputerowej powiększona, w obrazie USG miałem na niej kilka torbieli, objawy narkolepsji (nagłej totalnej senności), wydalałem pokarm częściowo w niezmienionej postaci i to z krwią... i najgorsze, że miałem tak zniszczoną wątrobę, że już nie dało się nic specjalnie zrobić, brałem leki ale nie specjalnie pomagały wtedy zacząłem się bardziej interesować religią, naprawdę myślałem, że długo nie pociągnę. Od zawsze starałem się w miarę regularnie modlić mimo, że często mi się nie chciało albo nie miałem czasu bo studia potem w domu kucie to jednak moja życiowa średnia chyba na tamten czas wynosiła raz na tydzień, jak już mówiłem ból i perspektywa końca przybliżyły mnie do religii, jak już "lepiej zrozumiałem w co zawsze wierzylem" po przez czytanie Pisma Świętego postanowiłem kupić sobie taki na maksa wypasiony modlitewnik z modlitwami objawionymi różnym świętym, bardzo podobało mi się, że Pan Jezus za ich pobożne odmawianie przewidział pewne nagrody w postaci obietnic, np: w modlitwie "Tajemnice Szczęścia" Pan Jezus obiecał, że osoba, która przez cały rok będzie się tą modlitwą modlić a trzeba to robić codziennie i zajmuje to ok. jedną godzinę dziennie między innymi: nie umrze przedwcześnie... Mimo, że długi okres czasu (ok 2 lata) brałem leki nie poprawiały one znacząco mojego stanu, wątrobę można tak zniszczyć, że jest już nie do uratowania, w każdym bądź razie odkąd kupiłem ten modlitewnik i zacząłem się prawdziwie modlić wszystkimi modlitwami które się tam znajdowały, gwałtownie zacząłem powracać do zdrowia i wierzcie mi lub nie ale to wszystko o czym pisałem wyżej się skończyło i to bardzo szybko. Dziś wyglądam jak normalny człowiek, przybralem na wadze (przez chorobę straciłem ok 30 kg) i funkcjonuję normalnie!
Powiem obiektywnie gdyby nie modlitwa pewnie nie było by mnie dziś na tym świecie... Taka jest moc wytrwałej i ufnej modlitwy.
Chciałbym wam polecić bardzo ciekawą książkę, jest ona niezmiernie interesująca i warta przeczytania, zapewniam, że zarówno ateiści jak i wierzący będą mocno poruszeni.
Freeman czytałem twój link z opisem eksperymentu na umierającej kobiecie, oni robili jej badanie EEG (elektro-encelo-falograf) czyli badali elektryczną aktywność kory mózgowej, takie badanie polega na rejestracji przebiegu czasowego amplitudy i fazy wzmocnionego promieniowania elektromagnetycznego mózgu, i nie jest zaskakujące, że przy końcu ta aktywność jest bardzo zmienna i silna inne badania też to pokazują, mózg, który gaśnie tak się zachowuje, wydaje mi się, że ich bardziej poruszyło to, że przy odejściu tej kobiety ona się modliła. Jeśli interesują cię takie, rzeczy to poczytaj o Duncan MacDougall, jego badania są kontrowersyjne sceptycy zarzucają mu, że aparatura jaką posłużył się do wyznaczenia masy duszy była niedokładna, jednak sceptycy nie przeprowadzili nigdy eksperymentu z dokładniejszą aparaturą który jednoznacznie przeczyłby jego badaniom, a jego badania mogą wskazywać, że ludzie i niektóre zwierzęta opisane w Biblii jako mające duszę, rzeczywiście ją mają.
Bardzo fajny wątek, spróbuję opowiedzieć pewną historię z mojego życia, otóż, miałem kiedyś poważne problemy w stylu: co z sobą zrobić, to wszystko jest nic nie warte itd. itp. no i z tego powodu jak i problemów na studiach zacząłem eksperymentować z różnymi lekami, najpierw pseudoefedryna - żeby się lepiej uczyć, potem kodeina, dekstrometorfan, i inne paskudne świństwa, wszystkich tych leków używałem w ekstremalnych ilościach i całkowicie niezgodnie z przeznaczeniem, najpierw żeby się lepiej uczyć potem dla "rozrywki", używanie leków by się odurzyć to naprawdę głupi pomysł może na chwilę robilo się fajnie ale potem, nawet przez kilka dni dochodziło się do siebie i pozostawało takie okropne uczucie, swojej małej wartości i zeszmacania się, że nie da się tego opisać. Trwało to jakiś czas, aż udało mi się dać sobie z tym spokój, a nie było to łatwe, gdy już myślałem, że różne rzeczy mi się poukładały w życiu, nagle zacząłem odczuwać ból stawów... potem zaczęły się problemy z wątrobą, w najgorszym momencie czułem się tak, źle że byłem przygotowany na najgorsze... bolały mnie wszystkie stawy (zniszczenie mazi stawowej), mięśnie i kości, rano gdy wstawałem z łóżka po przespanej nocy po otwarciu oczu widziałem jakby przez mgłę, szumiało mi w uszach, bolała mnie głowa, miałem krew w moczu, wątroba w tomografii komputerowej powiększona, w obrazie USG miałem na niej kilka torbieli, objawy narkolepsji (nagłej totalnej senności), wydalałem pokarm częściowo w niezmienionej postaci i to z krwią... i najgorsze, że miałem tak zniszczoną wątrobę, że już nie dało się nic specjalnie zrobić, brałem leki ale nie specjalnie pomagały wtedy zacząłem się bardziej interesować religią, naprawdę myślałem, że długo nie pociągnę. Od zawsze starałem się w miarę regularnie modlić mimo, że często mi się nie chciało albo nie miałem czasu bo studia potem w domu kucie to jednak moja życiowa średnia chyba na tamten czas wynosiła raz na tydzień, jak już mówiłem ból i perspektywa końca przybliżyły mnie do religii, jak już "lepiej zrozumiałem w co zawsze wierzylem" po przez czytanie Pisma Świętego postanowiłem kupić sobie taki na maksa wypasiony modlitewnik z modlitwami objawionymi różnym świętym, bardzo podobało mi się, że Pan Jezus za ich pobożne odmawianie przewidział pewne nagrody w postaci obietnic, np: w modlitwie "Tajemnice Szczęścia" Pan Jezus obiecał, że osoba, która przez cały rok będzie się tą modlitwą modlić a trzeba to robić codziennie i zajmuje to ok. jedną godzinę dziennie między innymi: nie umrze przedwcześnie... Mimo, że długi okres czasu (ok 2 lata) brałem leki nie poprawiały one znacząco mojego stanu, wątrobę można tak zniszczyć, że jest już nie do uratowania, w każdym bądź razie odkąd kupiłem ten modlitewnik i zacząłem się prawdziwie modlić wszystkimi modlitwami które się tam znajdowały, gwałtownie zacząłem powracać do zdrowia i wierzcie mi lub nie ale to wszystko o czym pisałem wyżej się skończyło i to bardzo szybko. Dziś wyglądam jak normalny człowiek, przybralem na wadze (przez chorobę straciłem ok 30 kg) i funkcjonuję normalnie!
Powiem obiektywnie gdyby nie modlitwa pewnie nie było by mnie dziś na tym świecie... Taka jest moc wytrwałej i ufnej modlitwy.
Chciałbym wam polecić bardzo ciekawą książkę, jest ona niezmiernie interesująca i warta przeczytania, zapewniam, że zarówno ateiści jak i wierzący będą mocno poruszeni.
Freeman czytałem twój link z opisem eksperymentu na umierającej kobiecie, oni robili jej badanie EEG (elektro-encelo-falograf) czyli badali elektryczną aktywność kory mózgowej, takie badanie polega na rejestracji przebiegu czasowego amplitudy i fazy wzmocnionego promieniowania elektromagnetycznego mózgu, i nie jest zaskakujące, że przy końcu ta aktywność jest bardzo zmienna i silna inne badania też to pokazują, mózg, który gaśnie tak się zachowuje, wydaje mi się, że ich bardziej poruszyło to, że przy odejściu tej kobiety ona się modliła. Jeśli interesują cię takie, rzeczy to poczytaj o Duncan MacDougall, jego badania są kontrowersyjne sceptycy zarzucają mu, że aparatura jaką posłużył się do wyznaczenia masy duszy była niedokładna, jednak sceptycy nie przeprowadzili nigdy eksperymentu z dokładniejszą aparaturą który jednoznacznie przeczyłby jego badaniom, a jego badania mogą wskazywać, że ludzie i niektóre zwierzęta opisane w Biblii jako mające duszę, rzeczywiście ją mają.