Zastanawiałam się którą gałąź nowożytnej "fantasy" reprezentuje Gra o Tron, a jak wiadomo są takowe trzy: howardowska ("Conan"), tolkienowska ("Hobbit") i leguinowska ("Czarnoksiężnik z Archipelagu"). Nie pamiętam wprawdzie kto ten podział stworzył, ale ma on sens.
Wyszło mi, że GoT to głównie Howard z domieszką Le Guin i chyba w ogóle bez Tolkiena.
Z Howarda: machanie mieczem, wojny ludzkich królestw, wielkomiejskie pijaństwo i rozpusta, a gdzieś na marginesie świata jakieś siły nieludzkie i "prasthare".
Z Le Guin: te wszystkie "cienie" i czerwone moce.
Z Tolkiena? Nic mi nie przychodzi do głowy, chyba że niekończąca się tułaczka młodych bohaterów.
Wyszło mi, że GoT to głównie Howard z domieszką Le Guin i chyba w ogóle bez Tolkiena.
Z Howarda: machanie mieczem, wojny ludzkich królestw, wielkomiejskie pijaństwo i rozpusta, a gdzieś na marginesie świata jakieś siły nieludzkie i "prasthare".
Z Le Guin: te wszystkie "cienie" i czerwone moce.
Z Tolkiena? Nic mi nie przychodzi do głowy, chyba że niekończąca się tułaczka młodych bohaterów.
