Właśnie tego się obawiałem, że wkurzę wiernych fanów. Wrzucony przeze mnie link proponuję zatem traktować z przymrużeniem oka.
To, że Martin się lepiej sprzedaje to specyfika anglojęzycznego rynku, który z komercyjnego punktu widzenia jest najistotniejszy. Tam się kupuje i czyta głównie anglojęzycznych autorów. Natomiast na pozostałych rynkach Sapkowski radzi sobie bardzo dobrze i łączne nakłady liczyć można raczej w milionach niż setkach tysięcy, więc porównanie do "Nad Niemnem" nie jest zbytnio trafione, bo może w Albanii Sapkowskiego nie czytają ale na takim Tajwanie już owszem
Co do reszty tak jak pisałem - nie widzę sensu polemiki bo to kwestia gustu. Ja wolę Sapkowskiego (chociaż moim zdaniem od Wiedźmina lepszy jest cykl Narrenturm), Ty możesz woleć Martina.
Odnośnie samych Pieśni: są niezłe, ale jak dla mnie za bardzo przypominają książkę telefoniczną i podczas czytania z każdą kolejną częścią odczuwałem coraz większe znużenie. Jak dla mnie tam wszystkiego jest za dużo. Brakuje tylko Prechettowskiego tysiąca słoni. Styl Martina też nie powala, bo to rzemieślnictwo (już czuję nadchodzącą gównoburzę
) - bardzo przyzwoite i na dobrym poziomie ale jednak. I odnoszę wrażenie, że za sukcesem stoi głównie moda i dobry marketing - co w żaden sposób nie uwłacza oczywiście samej książce.
To, że Martin się lepiej sprzedaje to specyfika anglojęzycznego rynku, który z komercyjnego punktu widzenia jest najistotniejszy. Tam się kupuje i czyta głównie anglojęzycznych autorów. Natomiast na pozostałych rynkach Sapkowski radzi sobie bardzo dobrze i łączne nakłady liczyć można raczej w milionach niż setkach tysięcy, więc porównanie do "Nad Niemnem" nie jest zbytnio trafione, bo może w Albanii Sapkowskiego nie czytają ale na takim Tajwanie już owszem

Co do reszty tak jak pisałem - nie widzę sensu polemiki bo to kwestia gustu. Ja wolę Sapkowskiego (chociaż moim zdaniem od Wiedźmina lepszy jest cykl Narrenturm), Ty możesz woleć Martina.
Odnośnie samych Pieśni: są niezłe, ale jak dla mnie za bardzo przypominają książkę telefoniczną i podczas czytania z każdą kolejną częścią odczuwałem coraz większe znużenie. Jak dla mnie tam wszystkiego jest za dużo. Brakuje tylko Prechettowskiego tysiąca słoni. Styl Martina też nie powala, bo to rzemieślnictwo (już czuję nadchodzącą gównoburzę
) - bardzo przyzwoite i na dobrym poziomie ale jednak. I odnoszę wrażenie, że za sukcesem stoi głównie moda i dobry marketing - co w żaden sposób nie uwłacza oczywiście samej książce.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"

