Ale trzeba przyznać, że GRRM ma fioła na punkcie feminizmu. GoT opowiada o kobiecie, która prowadzi armię wykastrowanych (!) facetów do podboju feudalnego, zdominowanego przez mężczyzn, królestwa. W międzyczasie inna kobieta na Północy staje się szarą eminencją której interwencja ocaliła od zagłady mężczyznę, który potem zostaje królem. Jest tam ktoś na kształt maga, ale jego los w tej chwili zależy tylko i wyłącznie od opiekującej się nim kobiety. Tymczasem w Królewskiej Przystanii to kobieta uzurpuje sobie tron po dokonaniu zamachu terrorystycznego, a facet, Jaime, podpiera tylko ścianę patrząc na nią bezradnie.
Chcę tylko napisać, że jak ktoś jednocześnie lubi Grę o Tron i twierdzi że nienawidzi feminizmu, to musi sobie przemyśleć sprawę
Chcę tylko napisać, że jak ktoś jednocześnie lubi Grę o Tron i twierdzi że nienawidzi feminizmu, to musi sobie przemyśleć sprawę

