białogłowa próbowała już odnaleźć w fabule Pieśni jakieś osobiste wstawki GRRM i poniosła przy tym sromotną klęskę. Ale to nie jest tak, że te książki są zupełnie pozbawione martinowych fochów. Przeczytałem wiele jego książek i we wszystkich, włącznie z Pieśnią, pojawia się stale jeden motyw: przeludnienie jest złe, odpowiedzialne rodzicielstwo to rodzicielstwo dla jedynaka.
Kto jest największym, bezdyskusyjnym skur*ysynem w Pieśni? Jeoffrey Baratheon? Nie za bardzo. Jest potworem, ale wzbudza jakieś minimalne współczucie: jego przybrany ojciec gardził nim, biologiczny nie zwracał na niego uwagi, a jego matka miała fioła na jego punkcie. Ramsay Bolton? Też nie do końca. Był diabłem wcielonym, ale jego ojciec jest królem diabłów - zimnym, pozbawionym skrupułów lordem, dla którego nic nie znaczy lojalność, miłość, odpowiedzialność.
Ale jest jeden człowiek, który dożył późnej starości i całe swoje życie był sku*wielem. Tym kimś jest Walder Frey. Człowiek o potomstwie licznym jak gwiazdy na niebie. Posiadający tylu potomków, że nie zawraca sobie głowy pamiętaniem imion ich wszstkich. Kto ma jeszcze sporo dzieci w Pieśni? Eddard Stark - on sam ginie i skazuje swoją rodzinę na tułaczkę, tortury i śmierć. Jaime Lannister? Dorobił się pokaźnej rodziny, ale na pewno nie jest to szczęśliwa komórka społeczna.
Z drugiej strony mamy osoby bezdzietne, a nawet takie, które dzieci mieć nie mogą. Varys, mimo iż gra wyraźnie do bramki Targaryenów, to nigdy nie zrobił chyba czegoś, co można by nazwać skur*ysyństwem, na pewno nie w tej samej lidze co wyżej wspomniani. Nieskalani? To najpotężniejsza armia w Essos, całkowicie zdyscyplinowana, wyzwalająca całe narody z niewolniczych okowów. W krainie Yi Ti, rządzonej obecnie przez cesarza (tamtejsze Chiny) okres największego rozkwitu przypada na rządy eunuchów, którzy rozbudowali sieć dróg i unowocześnili królestwo. Tyrion, człowiek niezdolny do stworzenia rodziny z różnych względów, staje się jednym z głównych bohaterów sagi.
Ale Pieśń to nie wszystko. W "Tufie Wędrowcu", bohater odwiedza planetę, której religia dominująca propaguje jak najliczniejsze rozmnażanie gatunku ludzkiego. W efekcie planeta kilkukrotnie staje na krawędzi katastrofy, kiedy nie potrafi wyżywić swoich obywateli. Tuf pomaga jej za każdym razem, aż w końcu wymusza na jej władcach stosowanie antykoncepcji w celu ograniczenia przyrostu naturalnego.
Ja widzę wyraźnie, że GRRM promuje w swoich powieściach osoby nie posiadające dzieci, bądź nie mogące ich posiadać - zwykle wykastrowanych mężczyzn. Robi to oczywiście bardzo delikatnie, ale jak ktoś zna jego książki tak jak ja, to raczej to zauważy. Nie mam pojęcia co to może oznaczać. Nie twierdzę, że GRRM jest eunuchem, jest bezpłodny, albo żałuje że nie postarał się nigdy o dzieci. Po prostu widzę taki trend i jestem ciekaw skąd to się może brać.
Kto jest największym, bezdyskusyjnym skur*ysynem w Pieśni? Jeoffrey Baratheon? Nie za bardzo. Jest potworem, ale wzbudza jakieś minimalne współczucie: jego przybrany ojciec gardził nim, biologiczny nie zwracał na niego uwagi, a jego matka miała fioła na jego punkcie. Ramsay Bolton? Też nie do końca. Był diabłem wcielonym, ale jego ojciec jest królem diabłów - zimnym, pozbawionym skrupułów lordem, dla którego nic nie znaczy lojalność, miłość, odpowiedzialność.
Ale jest jeden człowiek, który dożył późnej starości i całe swoje życie był sku*wielem. Tym kimś jest Walder Frey. Człowiek o potomstwie licznym jak gwiazdy na niebie. Posiadający tylu potomków, że nie zawraca sobie głowy pamiętaniem imion ich wszstkich. Kto ma jeszcze sporo dzieci w Pieśni? Eddard Stark - on sam ginie i skazuje swoją rodzinę na tułaczkę, tortury i śmierć. Jaime Lannister? Dorobił się pokaźnej rodziny, ale na pewno nie jest to szczęśliwa komórka społeczna.
Z drugiej strony mamy osoby bezdzietne, a nawet takie, które dzieci mieć nie mogą. Varys, mimo iż gra wyraźnie do bramki Targaryenów, to nigdy nie zrobił chyba czegoś, co można by nazwać skur*ysyństwem, na pewno nie w tej samej lidze co wyżej wspomniani. Nieskalani? To najpotężniejsza armia w Essos, całkowicie zdyscyplinowana, wyzwalająca całe narody z niewolniczych okowów. W krainie Yi Ti, rządzonej obecnie przez cesarza (tamtejsze Chiny) okres największego rozkwitu przypada na rządy eunuchów, którzy rozbudowali sieć dróg i unowocześnili królestwo. Tyrion, człowiek niezdolny do stworzenia rodziny z różnych względów, staje się jednym z głównych bohaterów sagi.
Ale Pieśń to nie wszystko. W "Tufie Wędrowcu", bohater odwiedza planetę, której religia dominująca propaguje jak najliczniejsze rozmnażanie gatunku ludzkiego. W efekcie planeta kilkukrotnie staje na krawędzi katastrofy, kiedy nie potrafi wyżywić swoich obywateli. Tuf pomaga jej za każdym razem, aż w końcu wymusza na jej władcach stosowanie antykoncepcji w celu ograniczenia przyrostu naturalnego.
Ja widzę wyraźnie, że GRRM promuje w swoich powieściach osoby nie posiadające dzieci, bądź nie mogące ich posiadać - zwykle wykastrowanych mężczyzn. Robi to oczywiście bardzo delikatnie, ale jak ktoś zna jego książki tak jak ja, to raczej to zauważy. Nie mam pojęcia co to może oznaczać. Nie twierdzę, że GRRM jest eunuchem, jest bezpłodny, albo żałuje że nie postarał się nigdy o dzieci. Po prostu widzę taki trend i jestem ciekaw skąd to się może brać.

