Dwa Litry Wody napisał(a): uważam, że przy odrobinie narracyjnych wygibasów „rajd Littlefingera” dałoby się od biedy obronić – przypominam, że np. Jaime i Bronn wraz z armią Lannisterów podchodzą pod sam obóz oblegających Riverrun Freyów zupełnie niezauważeni i to mimo, że wcale nie starali się ukryć kierunku i celu marszu.
Jednak Freyowie są przedstawieni jako kompletni nieudacznicy i durnie. A Ramsay Bolton to zupełnie inna liga. Po drugie odległość jaką przebyły oddziały Jaimego na terenach przynajmniej teoretycznie kontrolowanych przez Freyów, ani się umywa do odległości na Północy - królestwie większym niż wszystkie pozostałe sześć razem wzięte. Jaime musiał pozostać niezauważony przez co najwyżej kilka dni i to przez ludzi całkowicie niekompetentnych. Littlefinger Północ przemierzać musiał tygodniami, a ukrywał się przed genialnym paranoikiem i psychopatą. Geniuszem zła, ale jednak geniuszem. Co gorsza, z mapy wynika, że o ile faktycznie przybył morzem omijając Fosę Cailin, to musiał przemaszerować przez ...Dreadfort - rodzinne ziemie Boltonów.
Jeszcze z innej beczki. Na wyprawę do Westeros Deanerys zabiera dotrackie khalasary. Pytanie, jak zamierza je kontrolować, kiedy już się tam znajdą? To przecież konni koczownicy. Walczyć pewnie będą dzielnie i skutecznie, ale potem rozjadą się po całym Westeros (może z wyjątkiem Północy) paląc, gwałcąc, rabując i mordując. To oczywiście zwróci wszystkich westerojczyków przeciwko nim i tym samym przeciwko Deanerys. A Lannisterowie odzyskają poparcie jako "obrońcy przed stepową dziczą". Ciekawe jak Deanerys zamierza rozwiązać ten problem.
To samo dotyczy Żelaznych Wysp. Zawierając przymierze z Yarą/Ashą i Theonem Deanerys żąda od nich zaprzestania najazdów na Siedem Królestw. Ci się krótko wahają, a potem się ..zgadzają. I już można uścisnąć sobie ręce. Odwieczny problem najazdów pirackich został tym samym rozwiązany. Wygnani z ojczyzny, a zatem skłonni obiecać cokolwiek Greyjoyowie obiecali, że najazdów nie będzie.

