Pilaster,
jeśli ksiądz twierdzi, że 9, na 10 jego braci myśli pisem, dlaczego mam to kwestionować? Chyba lepiej ode mnie zna to środowisko? A gdy się zastanowić nad zadziwiającą różnicą pomiędzy rozkładem sympatii politycznych w społeczeństwie i wśród ludzi Kościoła, wniosek, że to nie wynika z osobistych przekonań, ale z polityki korporacji do której należą, nasuwa się nieodparcie. Jeśli jeden z drugim biskup wyraża takie sympatie polityczne, szeregowy ksiądz musiałby być, albo bohaterem, albo idiotą, żeby się przeciwstawić. A głośne przypadki tych księży, którzy jednak poszli w spór ze swoimi przełożonymi pokazują jak kończą tacy desperaci.
Cały czas kwestionujesz tezę, że hierarchowie wspierali PIS w wyborach, gdyż dostrzegali w programie tej partii elementy korzystne dla siebie. A czy wrogość wobec zlaicyzowanego Zachodu nie jest wspólnym priorytetem i partii Kaczyńskiego i biskupów? Czy rozwalenie porządku prawnego Rzeczpospolitej nie było na rękę zarówno Kaczyńskiemu, jak i biskupom, pragnącym prymatu "prawa naturalnego" nad prawem stanowionym? Czy działania państwa powodujące wyparcie kobiet z rynku pracy i pozostawienie ich w domach nie było marzeniem zarówno ideologów prawicy, jak i ideologów Kościoła? Obu instytucjom, Kościołowi i PISowi chodzi o to samo - o cofnięcie czasu i odwołanie zmian społecznych, skutkujących wzrostem zamożności, a co za tym idzie, niezależności i podmiotowości społeczeństwa, emancypacją kobiet i odwrotem od tradycyjnych wartości.
To są kwestie fundamentalne, zarówno dla Kaczyńskiego, jak i dla biskupów. I on, i oni, są gotowi zapłacić cenę za ich zrealizowanie - chwilowy spadek wartości kościelnych nieruchomości, jest w tym kontekście bez znaczenia. Tak jak dla Kaczyńskiego i jego ludzi bez znaczenia jest zrujnowany wizerunek Polski zagranicą.
Istotne jest pytanie, dlaczego właśnie teraz Kościół zdecydował się tak aktywnie włączyć w polityczną grę? Odpowiedzi udziela kościelna statystyka - jeśli w dekadę ubyło ponad 10% uczestników niedzielnej mszy św. i jest ich dziś tylko ok. 40% społeczeństwa, niedostrzeganie tego przez biskupów byłoby karygodnym zaniedbaniem. Ja uważam, że świetnie rozumieją zagrożenie, jakie z tego wynika. I robią co w ich mocy by ten niekorzystny trend odwrócić.
I trudno byłoby im się dziwić, albo mieć o to pretensje, gdyby nie fakt, że sposobem sanacji okazał się sojusz z populistami.
Tak, czy owak, wszyscy na tym stracą.
To dlatego, a nie z jakiejś fanaberii, większość krajów rozwiniętych refunduję procedurę In-vitro. Polskie państwo ma identyczny interes by to robić, a jeśli z tego rezygnuje, działa wbrew niemu.
jeśli ksiądz twierdzi, że 9, na 10 jego braci myśli pisem, dlaczego mam to kwestionować? Chyba lepiej ode mnie zna to środowisko? A gdy się zastanowić nad zadziwiającą różnicą pomiędzy rozkładem sympatii politycznych w społeczeństwie i wśród ludzi Kościoła, wniosek, że to nie wynika z osobistych przekonań, ale z polityki korporacji do której należą, nasuwa się nieodparcie. Jeśli jeden z drugim biskup wyraża takie sympatie polityczne, szeregowy ksiądz musiałby być, albo bohaterem, albo idiotą, żeby się przeciwstawić. A głośne przypadki tych księży, którzy jednak poszli w spór ze swoimi przełożonymi pokazują jak kończą tacy desperaci.
Cały czas kwestionujesz tezę, że hierarchowie wspierali PIS w wyborach, gdyż dostrzegali w programie tej partii elementy korzystne dla siebie. A czy wrogość wobec zlaicyzowanego Zachodu nie jest wspólnym priorytetem i partii Kaczyńskiego i biskupów? Czy rozwalenie porządku prawnego Rzeczpospolitej nie było na rękę zarówno Kaczyńskiemu, jak i biskupom, pragnącym prymatu "prawa naturalnego" nad prawem stanowionym? Czy działania państwa powodujące wyparcie kobiet z rynku pracy i pozostawienie ich w domach nie było marzeniem zarówno ideologów prawicy, jak i ideologów Kościoła? Obu instytucjom, Kościołowi i PISowi chodzi o to samo - o cofnięcie czasu i odwołanie zmian społecznych, skutkujących wzrostem zamożności, a co za tym idzie, niezależności i podmiotowości społeczeństwa, emancypacją kobiet i odwrotem od tradycyjnych wartości.
To są kwestie fundamentalne, zarówno dla Kaczyńskiego, jak i dla biskupów. I on, i oni, są gotowi zapłacić cenę za ich zrealizowanie - chwilowy spadek wartości kościelnych nieruchomości, jest w tym kontekście bez znaczenia. Tak jak dla Kaczyńskiego i jego ludzi bez znaczenia jest zrujnowany wizerunek Polski zagranicą.
Istotne jest pytanie, dlaczego właśnie teraz Kościół zdecydował się tak aktywnie włączyć w polityczną grę? Odpowiedzi udziela kościelna statystyka - jeśli w dekadę ubyło ponad 10% uczestników niedzielnej mszy św. i jest ich dziś tylko ok. 40% społeczeństwa, niedostrzeganie tego przez biskupów byłoby karygodnym zaniedbaniem. Ja uważam, że świetnie rozumieją zagrożenie, jakie z tego wynika. I robią co w ich mocy by ten niekorzystny trend odwrócić.
I trudno byłoby im się dziwić, albo mieć o to pretensje, gdyby nie fakt, że sposobem sanacji okazał się sojusz z populistami.
Cytat:Prawo kościelne bardzo precyzyjnie określa za co udziela się ekskomuniki. Prowadzenie kraju do ruiny i nędzy nie załapuje się. Może i szkoda?Też tego żałuję. Ale to nie koniec zagrożeń - PIS wywołuje ogromne podziały i napięcia społeczne, z wojną domową gdzieś w tle. Tego hierarchowie nie powinni ignorować, jeśli chcą być dla narodu użyteczni.
Cytat:Rządy PIS prowadzą do osłabienia pozycji i znaczenia Kościoła w Polsce. Ten proces zachodził nawet wtedy, kiedy pis nie rządził, a obecnie pewnie drastycznie przyśpieszył.Ty to widzisz, ja to widzę, ale biskupi najwyraźniej myślą inaczej. Chyba, że czekają na takie zaognienie konfliktu, aby ich pozycja wzmocniła się wobec obu stron i aby mogli wystąpić w charakterze rozjemców i mediatorów.
Tak, czy owak, wszyscy na tym stracą.
Cytat:Wakacje na Malediwach czy jachty pełnomorskie to też duże pieniądze i nie każdą parę stać. Nie jest to jednak powód, dla którego społeczeństwo ma im to fundować. Wycofanie się z finansowania "in vitro" to jedyne chyba do tej pory sensowne posunięcie PIS (przypadkowo ale jednak)Wiesz, jest pewien procent dorosłych nie pragnących posiadanie potomstwa. Ale to margines, dla przeważającej większości jest to najważniejszy cel w życiu. A jeśli z jakichś powodów niemożliwy do zrealizowania, tacy ludzie staczają się na dno rozpaczy. Wiele par rozpada się z tego powodu, inne gorzknieją i przestają myśleć o przyszłości. To ma wymierne konsekwencje dla społeczeństwa i dla gospodarki. Tym bardziej, że istnieje ogólny problem z zastępowalnością pokoleń.
To dlatego, a nie z jakiejś fanaberii, większość krajów rozwiniętych refunduję procedurę In-vitro. Polskie państwo ma identyczny interes by to robić, a jeśli z tego rezygnuje, działa wbrew niemu.

