kuriozuś napisał(a): Czy za tym śmiałym i bardzo pesymistycznym stwierdzeniem stoi cokolwiek? Jakiś model ekonomiczny, analiza historii cen nieruchomości, whatever? Przyznam szczerze, że ciekawi mnie to; sytuacja, w której przeciętny, ciężko pracujący mieszkaniec jakiegoś mógłby kupić sobie mieszkanie w tym mieście bez zaciągania kredytu, a tak po prostu z oszczędności jest obecnie niewyobrażalna, ale może kiedyś nastanie? A może już kiedyś była?
Nie wnikając głębiej w lewicowe ideolo tego blogera można zauważyć, że są trzy podstawowe* możliwości "magazynowania" pieniędzy: lokaty bankowe, akcje, nieruchomości. Jeżeli banki centralne dają wysokie oporcentowanie, ludzie chętniej lokują kapitał w bankach. Jeżeli banki dają oporcentowanie niskie, ludzie chętniej inwestują. Przy stabilnych rynkach inwestują w akcje, przy mniej stabilnych - w nieruchomości. Więc im tańsze kredyty - tym wyższe ceny nieruchomości.
*oczywiście jest ich więcej, ale to nie ma być wykład finansowy tylko uproszczony model.
Bańka na rynku nieruchomości w USA w ten sposób nabita została. I jest nabijana do dziś. Bo nadal mamy stopy depozytowe na poziomie zerowym lub bliskim zera.
![[Obrazek: charts_id_00001970.gif]](http://www.investor-verlag.de/wp-content/uploads/2015/11/charts_id_00001970.gif)
https://en.wikipedia.org/wiki/Federal_fu...ective.svg
Oczywiście to nie dowód, ale w latach 50-tych i po roku 2000 stopa depozytowa w USA była w okolicach zera. W tym czasie rosły ceny nieruchomości.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

