Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak odmienne polska kultura tradycyjna ma spojrzenie na ostatnie 200 lat od reszty Europy? XIXw. był dla tego kontynentu bezdyskusyjnie najlepszym wiekiem do tamtej pory (może wyjąwszy wojny napoleońskie). Postęp technologiczny, emancypacja różnych środowisk i grup etnicznych, rozwój struktur demokratycznych, odkrycia naukowe i geograficzne - to wszystko sprawiło, że okres zaborów był (przynajmniej w rosyjskim) okresem największej prosperity tamtego regionu w dziejach (posiłkuję się wywiadem z historykiem ekonomii, którego teraz nie mogę znaleźć). Wtedy też kształtował się świat jak znamy, tzw. "zachodni", ze wszystkimi premierami, ministrami, kanclerzami, emeryturą i obowiązkiem szkolnym, nowoczesną demokracją itp.
Ale w naszej kulturze jest odwrotnie. Od XVIIw. zaczyna się nasza własna wielka smuta, która trwa do odzyskania niepodległości. A wszystko co było pomiędzy to nic tylko marność, bo Rzeczpospolitej nie ma na mapie.
Zastanawiam się jaka w tym jest zasługa elit, które przecież były największymi poszkodowanymi na rozbiorach. Tylko szlachta dzierżyła władzę i zajmowała ziemię, więc to ona była stratna na przejęciu ich obu przez zaborców. Nie mieszczanie czy chłopi, którzy jeśli na rozbiorach nie korzystali zwiększeniem praw, albo specjalnym statusem w obrębie imperium (jak to było z zaborem rosyjskim), to raczej nie stracili.
Mieliśmy więc rozdwojenie jaźni serwowane nam przez szlachetnie urodzonych - co z tego, że masz w domu prąd i wodę, a ulicami nie spływają ludzkie odchody? Masz się smucić, bo ojczyzny swojej nie masz.
Podobnie kiedy nastała IWŚ cały świat przeraził się do czego jest zdolna ludzkość ze swoim przemysłem i żądzą wojny. Tylko Polacy cieszyli się, bo odzyskali swoją ojczyznę.
I tak mamy ze światem skrajnie odmienny stosunek do wieku XIX i IWŚ - dwóch najbardziej znaczących wydarzeń w dziejach świata. Nic dziwnego, że nie potrafimy się z nim dogadać. Ciekaw jestem co o tym myślicie.
Ale w naszej kulturze jest odwrotnie. Od XVIIw. zaczyna się nasza własna wielka smuta, która trwa do odzyskania niepodległości. A wszystko co było pomiędzy to nic tylko marność, bo Rzeczpospolitej nie ma na mapie.
Zastanawiam się jaka w tym jest zasługa elit, które przecież były największymi poszkodowanymi na rozbiorach. Tylko szlachta dzierżyła władzę i zajmowała ziemię, więc to ona była stratna na przejęciu ich obu przez zaborców. Nie mieszczanie czy chłopi, którzy jeśli na rozbiorach nie korzystali zwiększeniem praw, albo specjalnym statusem w obrębie imperium (jak to było z zaborem rosyjskim), to raczej nie stracili.
Mieliśmy więc rozdwojenie jaźni serwowane nam przez szlachetnie urodzonych - co z tego, że masz w domu prąd i wodę, a ulicami nie spływają ludzkie odchody? Masz się smucić, bo ojczyzny swojej nie masz.
Podobnie kiedy nastała IWŚ cały świat przeraził się do czego jest zdolna ludzkość ze swoim przemysłem i żądzą wojny. Tylko Polacy cieszyli się, bo odzyskali swoją ojczyznę.
I tak mamy ze światem skrajnie odmienny stosunek do wieku XIX i IWŚ - dwóch najbardziej znaczących wydarzeń w dziejach świata. Nic dziwnego, że nie potrafimy się z nim dogadać. Ciekaw jestem co o tym myślicie.

