bert04,
Protektorat to ładne słowo. A może: dzielenie się strefami wpływu?
Ależ ja w ogóle nie pisałam nic o poczuciu winy, tylko poczuciu odpowiedzialności. Mam nadzieję, że widzisz różnicę.
I jeśli chodzi o mnie, dla mnie ważne jest, że były pod panowaniem europejskim. Nawet jeśli to trwało "tylko" kilkadziesiąt lat.
Nie, to nie było wredne, tylko - obawiam się - bez sensu. Nijak się to nie ma do zestawienia: pytanie Żarłaka - moja odpowiedź. Być może nastąpił jakiś błąd komunikacyjny i ktoś kogoś nie zrozumiał, bo jak na to patrzę razem, to łącznie z Twoją wypowiedzią mi się to kupy nie trzyma.
Jeśli zaś miałabym odnieść się poważnie do napisanego przez Ciebie zdania, to odjęłabym (Twoją) ironię i napisałabym: tak, masz rację - w kwestii kto ma w życiu lepiej. Jeśli ja na swoją komórkę muszę ciężko pracować, a chłopak mi ją kradnie, to owszem, moje życie jest lepsze. Dla mnie bycie złodziejką i zdobywanie w ten sposób pieniędzy równałoby się upadkowi, zniszczeniu sobie życia. Pracuję, zarabiam, utrzymuję się dzięki uczciwej pracy - oprócz zasług, które mogę przypisać sobie, pewnie miałam i trochę szczęścia. A chłopak-złodziej, oprócz osobistej odpowiedzialności za popełniane przez siebie czyny, pewnie miał też trochę pecha.
Co do dzielenia się zaś z tymi co mają trochę więcej pecha w życiu (co nie znaczy, że są złodziejami), to jestem jak najbardziej za. Dzieleniem się pieniędzmi, czasem, co kto tam ma.
Cytat:znowu góra 23 lata różnych form protektoratu auropejskiego (Anglia i Francja).
Protektorat to ładne słowo. A może: dzielenie się strefami wpływu?
Cytat:Dodaję, że nie jestem przeciwnikiem przyjmowania uchodźców. Tylko nie chcę dać się wrabiać w jakieś sztuczne poczucia winy wobec ludów, które o tyle dłużej były pod panowaniem nie-europejskim.
Ależ ja w ogóle nie pisałam nic o poczuciu winy, tylko poczuciu odpowiedzialności. Mam nadzieję, że widzisz różnicę.
I jeśli chodzi o mnie, dla mnie ważne jest, że były pod panowaniem europejskim. Nawet jeśli to trwało "tylko" kilkadziesiąt lat.
Cytat:Jak następnym razem zaczepi cię chłopak z bloku żądając "oddania" komórki, pomyśl, że on jest ofiarą systemu, dzięki któremu ty masz dobrze a on źle. Może wtedy trochę łatwiej Ci przyjdzie oddać mu trochę z Twojego mienia.
(Tak, wiem, to było wredne).
Nie, to nie było wredne, tylko - obawiam się - bez sensu. Nijak się to nie ma do zestawienia: pytanie Żarłaka - moja odpowiedź. Być może nastąpił jakiś błąd komunikacyjny i ktoś kogoś nie zrozumiał, bo jak na to patrzę razem, to łącznie z Twoją wypowiedzią mi się to kupy nie trzyma.
Jeśli zaś miałabym odnieść się poważnie do napisanego przez Ciebie zdania, to odjęłabym (Twoją) ironię i napisałabym: tak, masz rację - w kwestii kto ma w życiu lepiej. Jeśli ja na swoją komórkę muszę ciężko pracować, a chłopak mi ją kradnie, to owszem, moje życie jest lepsze. Dla mnie bycie złodziejką i zdobywanie w ten sposób pieniędzy równałoby się upadkowi, zniszczeniu sobie życia. Pracuję, zarabiam, utrzymuję się dzięki uczciwej pracy - oprócz zasług, które mogę przypisać sobie, pewnie miałam i trochę szczęścia. A chłopak-złodziej, oprócz osobistej odpowiedzialności za popełniane przez siebie czyny, pewnie miał też trochę pecha.
Co do dzielenia się zaś z tymi co mają trochę więcej pecha w życiu (co nie znaczy, że są złodziejami), to jestem jak najbardziej za. Dzieleniem się pieniędzmi, czasem, co kto tam ma.
Jeśli zabraknie ci argumentów - nazwij mnie kłamczynią i napisz, że łżę.

